Leżeć na narodowym
Stadion Narodowy, oczywiście, powstał, żeby naród patrzył, jak reprezentacja gra w piłkę. I to nawet z sukcesami. Na narodowej murawie polska reprezentacja nie przegrała żadnego meczu. Mało tego, stadion stał się polem bitwy zakończonym historycznym zwycięstwem nad mistrzami świata Niemcami 2:0 i świadkiem trzech awansów polskiej drużyny do międzynarodowych rozgrywek. Jak by nie było - przestrzeń ważna dla kibiców i piłkarzy. Zamienienie takiego miejsca - kojarzącego się wspomnianym osobom z pozytywnymi przeżyciami - w centrum zarazy, ma prawo wprowadzać niepokój przeradzający się w histerię. Jednak z drugiej strony można tłumaczyć to inaczej: oto rząd walczy z epidemią z rozmachem, poświęcając do tego nawet sacrum, jakim dla Polaków jest Stadion Narodowy. Nie ma się czego bać.
Co ciekawe, według krążących po sieci relacji z próby dostarczenia pacjentów, szpital narodowy stosuje dość specyficzne kryteria doboru chorych. Na łóżko mogą liczyć pacjenci, którzy: samodzielnie jedzą i chodzą do oddalonej od sali toalety, nie mają istotnych schorzeń towarzyszących, nie wymagają więcej niż trzech litrów tlenu, nie mają wysokiej gorączki. W sumie nie pierwszy to raz, kiedy ktoś nie zagrał na Stadionie Narodowym, bo nie przeszedł testów medycznych. Oczywiście zaraz pojawiły się prześmiewcze komentarze, że raczej zorganizują tam koncert Zenka Martyniuka, niż będą leczyć chorych. Pozwolę się z tym nie zgodzić: żeby zdecydować się na pójście na jego koncert, trzeba mieć jednak wysoką gorączkę. Nigdzie za to nie ma informacji, czy będą tam mogli być lokowani kibice z zakazem stadionowym. Jak wyjaśniają rządzący, tymczasowy szpital na Stadionie Narodowym ma służyć temu, by uwalniać miejsca w stacjonarnych szpitalach dla kolejnych ciężko chorych. Nie ma co się dziwić – jak by to wyglądało, gdyby na narodowym Polacy umierali. Słabo wzierunkowo.
Szpital cały czas rekrutuje lekarzy, pielęgniarki i wolontariuszy. I to ogłoszeniem o treści: „Szukamy osób odpowiedzialnych, pełnych dobrej energii i chętnych do pracy w zespole profesjonalistów. Oferujemy dobre warunki pracy, możliwość rozwoju zawodowego i przyjazną atmosferę. Nie boisz się nowych wyzwań? Dołącz do nas!”. Trzeba przyznać, że bardziej brzmi to jak rekrutacja do korporacji, banku czy sieci kawiarni, a nie do szpitala dla zakażonych koronawirusem, gdzie wśród cierpiących trudno o miłą atmosferę.
Oby jak najszybciej stwierdzenie „leżeć na narodowym” przywodziło na myśl jedynie skutek faulu.
Kinga Ochnio