Linia niezgody
W 1975 r. państwo Jędrzejukowie kupili od urzędu miasta działkę o wielkości 6,44 ara na ul. Okrężnej w Siedlcach pod budowę domku jednorodzinnego.
– Urząd miasta zobowiązał nas do rozpoczęcia budowy w ciągu dwóch lat, w przeciwnym razie traciło się pozwolenie, co pociągało ze sobą odebranie działki – zwraca uwagę Elżbieta Jędrzejuk. Rok później mąż pani Elżbiety pobudował podpiwniczenie. – Wstrzymał prace, bo nie miał pieniędzy i złożył podanie o kredyt – wspomina E. Jędrzejuk. W latach 1977-78 Zakład Energetyczny Warszawa Teren S.A. Rejon Energetyczny Siedlce, bez wiedzy i zgody państwa Jędrzejuków, pobudował napowietrzną linię wysokiego napięcia 15 kV. – Nad naszą działką wiszą niezaizolowane przewody i stoi betonowy słup z trupią czaszką i napisem: „Nie dotykać, urządzenie elektryczne” – opisuje pani Elżbieta. Zwraca uwagę, że inwestor nie miał pozwolenia na budowę. – Pogwałcił decyzję urzędu miasta z 14 stycznia 1976 r. zatwierdzającą plan realizacyjny remontu kapitalnego linii – a nie budowy jej od nowa, jak się stało – w której były wymienione ulice, przez jakie miała przebiegać. W tej decyzji nasza ulica nie figuruje – zwraca uwagę E. Jędrzejuk. Jej zdaniem zakład energetyczny nie miał również pozwolenia na zajęcie nieruchomości, czyli naruszył też decyzję urzędu miasta z 26 kwietnia 1976 r., na mocy której wydano pozwolenie na czasowe zajęcie działek. – W tej decyzji również nie figuruje ani nasze nazwisko, ani nasz adres, więc nasza działka powinna być nietykalna – zauważa właścicielka nieruchomości. I dodaje: – Inwestor najprawdopodobniej nie ma pozwolenia na użytkowanie tej linii, bo nie przedstawił go w sądzie, a eksploatuje ją do dnia dzisiejszego, czyli ponad 35 lat.
Dolegliwości zdrowotne i przypalone świerki
W marcu 1998 r. pani Elżbiecie wszczepiono stymulator serca. – Jest to bardzo czułe i kosztowne elektroniczne urządzenie ratujące życie. Stymulator narzuca mi wiele ograniczeń, gdyż jest czuły na wszelkie fale elektromagnetyczne. Dlatego nie wolno mi posługiwać się telefonem komórkowym, mikrofalówką, przechodzić przez bramki elektroniczne na lotnisku. Przede wszystkim nie wolno mi przebywać w pobliżu linii wysokiego napięcia, ponieważ zakłóca to pracę rozrusznika, a w konsekwencji pracę serca, co powoduje u mnie bardzo przykre dolegliwości i zagraża życiu – podkreśla E. Jędrzejuk. Linia dodatkowo elektryzuje metalowe ogrodzenie i karoserię samochodu. – Gdy dotykam klamki od bramki czy samochodu, często kopie mnie prąd, co sprawia ból. Ponadto linia zakłóca odbiór radia i telewizora, szpeci działkę. Niezaizolowane przewody zawieszono nad naszą działką zbyt blisko budynku, co grozi pożarem, np. podczas wyładowań atmosferycznych, albo zerwaniem linii – wylicza zagrożenia E. Jędrzejuk.
Przed laty pani Elżbieta posadziła na działce siedem świerków. – Pomyślałam, że jak linia się zerwie, to zatrzyma się na drzewach. W tej chwili świerki urosły do linii i mają przypalone czubki. Teraz boję się, że pod naszą nieobecność bez pytania je zetną – opowiada. I dodaje: – Na własnej działce czujemy się zagrożeni, boimy się o życie, nie czujemy się wolni.
Przebudowa – tak, ale na własny koszt
W lutym 1999 r. pani Elżbieta zwróciła się do inwestora z prośbą o zdemontowanie linii. – Dlaczego wcześniej się o to nie staraliśmy? Oszukali nas, że ma być tymczasowa, a my czekaliśmy – stwierdza E. Jędrzejuk. W odpowiedzi otrzymała propozycję przebudowania linii, ale na jej własny koszt. – Gdyby inwestor płacił mi za użytkowanie działki, to przez te 25 lat uzbierałabym pieniądze na likwidację przewodów. Jestem schorowana, bardzo dużo kosztuje mnie leczenie. Pieniądze z emerytury nie wystarczają mi na utrzymanie, a co dopiero na pokrycie kosztów przebudowania linii – zwraca uwagę pani Elżbieta.
Po otrzymaniu propozycji od zakładu energetycznego właścicielka działki rozpoczęła starania zmierzające do demontażu urządzeń, wykorzystując ścieżkę administracyjną. Ma za sobą kilka lat bezskutecznych starań. – Urzędnicy oraz sędziowie, nie zapoznając się z dokumentami, zasugerowani kłamstwami inwestora, podejmowali decyzje oparte na fałszywych przesłankach, łamiące obowiązujące prawo budowlane – stwierdza E. Jędrzejuk.
Pani Elżbieta zwróciła się także do zakładu energetycznego o podpisanie umowy, dzięki której mogłaby pobierać pieniądze za użytkowanie działki. – Odpisali, że nie zgadzają się na żadne odszkodowanie i że na mojej działce są legalnie. Przez tyle lat nie protestowaliśmy i zdaniem zakładu energetycznego w tej sytuacji można mówić o zasiedzeniu służebności w dobrej wierze – mówi właścicielka nieruchomości.
W 2010 r. urząd miasta wydał zgodę na czasowe zajęcie działki w związku z konserwacją urządzeń energetycznych. Od tej decyzji pani Elżbieta odwołała się do wojewody mazowieckiego. – Napisałam, że nie rozumiem, co to znaczy czasowe zajęcie, bo linia miała być czasowa, a jest 30 lat. Po drugie, nie rozumiem, o jaką konserwację urządzeń chodzi. Jak chcą okablować albo przesunąć, to ja się zgadzam, ale jeśli mają zamiar ścinać drzewa, na to nie pozwolę – tłumaczy. Wojewoda uchylił decyzję prezydenta miasta. – Napisał, że można to zrobić tylko po uprzednim przeprowadzeniu negocjacji ze mną – wyjaśnia E. Jędrzejuk.
Bez zgody na ugodę i negocjacje
Jak relacjonuje pani Elżbieta, zakład energetyczny stwierdził, że linia może przebiegać przez nieruchomość państwa Jędrzejuków, a brak zapisu o działce w decyzji miasta dotyczącej budowy linii jest jedynie niedopatrzeniem. Innego zdania jest Rzecznik Praw Obywatelskich, do którego z prośbą o pomoc skierowała się właścicielka. – Tłumaczenie zakładu energetycznego nazwał rozszerzeniem decyzji administracyjnej poza jej treść, co absolutnie jest niedozwolone, bo decyzja miasta jest prawomocna. I trzeba ją respektować – podkreśla E. Jędrzejuk. Dodatkowo RPO złożył kasację od wyroku dotyczącego zasiedzenia służebności do Sądu Najwyższego. A ten ją uwzględnił. – Stwierdził, że nie ma mowy o zasiedzeniu służebności, dlatego że działka była państwowa do czasu wykupu i firma była państwowa, a mienie państwowe nie może zasiedzieć się na państwowym, jedynie na prywatnym. Tymczasem prywatną ta działka stała się w czerwca 1998 r., kiedy już była linia energetyczna – tłumaczy E. Jędrzejuk. SN skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia przez Sąd Apelacyjny, który podtrzymał decyzję. – Sędzia stwierdził, że inwestor nie ma tytułu prawnego do przebywania na działce. Na koniec powiedział: „Wy się lepiej dogadajcie”. A ja już w pozwie proponowałam ugodę. Nie chcieli ze mną podjąć żadnych rozmów, nie złożyli swoich propozycji – stwierdza właścicielka nieruchomości.
Tymczasem zakład energetyczny ponownie wniósł do Sądu Rejonowego sprawę o stwierdzenie zasiedzenia służebności. Natomiast pani Elżbieta zwróciła się o odszkodowanie za bezumowne korzystanie z działki oraz o demontaż linii. – A ponieważ ciągają mnie po sądach, to jeszcze o zadośćuczynienie – dodaje. – Dla kraju poświęciłam swoje zdrowie, byłam działaczką Solidarności, zostałam odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Dziś jestem wyczerpana nerwowo i schorowana. Biorę codziennie 16 medykamentów. Chciałabym móc w spokoju przebywać na swojej działce. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego zakład energetyczny nie chce dojść ze mną do porozumienia – podsumowuje pani Elżbieta.
Do czasu zamknięcia wydania nie otrzymaliśmy oficjalnego stanowiska PGE Dystrybucja S.A. Oddział Warszawa w tej sprawie.
HAH