Lubelszczyzna pszczołą stoi
Pszczelarze generalnie nastawiają się na miód rzepakowy. Zbiory zależą od pogody w regionie oraz miejsca, w jakim stoi pasieka. Równocześnie z rzepakiem rozkwita również mniszek, który wydziela bardzo dużo pyłku, a stosunkowo niewiele nektaru, przez co niekiedy dochodzi do omyłkowego zakwalifikowania pozyskanego miodu. Pszczoły, kiedy lecą na mniszek, są całe w jego pyłku i później on przenosi się do komórek z miodem, zaś w badaniach odmianowych miodu bada się ilość oraz rodzaj pyłku, jaki występuje w miodzie, i na tej podstawie klasyfikuje się miody. Przez co też może okazać się, że miód nie jest mniszkowy tylko wielokwiatowy. Na Lubelszczyźnie najpopularniejsze - po miodzie z rzepaku - są akacjowy, malinowy, z lipy, fasoli, gryczany, nawłociowy, wrzosowy oraz spadziowy.
Wiosna w tym roku trochę nam się opóźniła. Jak to wpłynęło na pszczoły?
Tegoroczna wiosna opóźniona jest o jakieś dwa, trzy tygodnie, jednak pszczoły dość ładnie nadrobiły ten wymuszony okres bezczynności. Świetnie poradziły sobie rodziny pszczele, które miały dostęp do wierzby, zwłaszcza na terenach nadrzecznych. Obecnie zbierają nektar z rzepaku, który jest już ładnie rozwinięty i intensywnie nektaruje. Na tę chwilę wygląda to ładnie, zapowiadając obfite zbiory miodu rzepakowego.
Jednak w chwili kwitnienia drzew owocowych pojawił się mróz…
Rzeczywiście, do tego rodziny pszczele w tamtym momencie były jeszcze słabe i w niewielkim stopniu mogły wykorzystać ten pożytek. Pszczelarze generalnie nastawiają się na miód rzepakowy. Zbiory zależą od pogody w regionie oraz miejsca, w jakim stoi pasieka. Równocześnie z rzepakiem rozkwita również mniszek, który wydziela bardzo dużo pyłku, a stosunkowo niewiele nektaru, przez co niekiedy dochodzi do omyłkowego zakwalifikowania pozyskanego miodu. Pszczoły, kiedy lecą na mniszek, są całe w jego pyłku i później on przenosi się do komórek z miodem, zaś w badaniach odmianowych miodu bada się ilość oraz rodzaj pyłku, jaki występuje w miodzie, i na tej podstawie klasyfikuje się miody. Przez co też może okazać się, że miód nie jest mniszkowy tylko wielokwiatowy. Na Lubelszczyźnie najpopularniejsze – po miodzie z rzepaku – są akacjowy, malinowy, z lipy, fasoli, gryczany, nawłociowy, wrzosowy oraz spadziowy.
Czy to prawda, że z roku na rok mamy coraz mniej pszczół?
Patrząc na Lubelszczyznę, która jest wiodącym regionem pod kątem hodowli pszczół, tego nie widać. Mamy naukowców, odpowiednie instytucje, wiele pasiek hodowlanych. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że występuje tutaj „przepszczelenie”. Wszystko dlatego, że u nas nie ma jeszcze monokultur, a gospodarstwa rolne są raczej małe, mamy dużo zagajników, miejsc, gdzie rosną zioła, krzewy. Ta duża bioróżnorodność sprzyja pszczołom. Z kolei na zachodzie gospodarstwa rolne są bardzo duże, zaś areały uprawne ogromne i obsiane tylko jednym gatunkiem, np. rzepakiem. Jeśli postawimy tam pasiekę, to pszczoły zbiorą z niego bardzo dużo miodu, ale później powstaje tzw. zielona pustynia. Pszczoły nie mają się czym żywić i jeśli zostaną w tym miejscu, po prostu zginą z głodu. Na zachodzie Polski ten problem już się pojawia, podobnie jak w Stanach Zjednoczonych czy Francji, które dziś mają poważne problemy w tym obszarze.
Nie uczymy się na błędach innych?
Na wiele rzeczy nie mamy wpływu, choć widać zainteresowanie tematem w mediach i promowanie małych, rodzimych gospodarstw. Ale generalnie rolników jest coraz mniej i ziemia zostaje przekazana w ręce tych dużych, którzy nie bawią się uprawę małych poletek, tylko preferują duże areały jednej rośliny. Niestety, genetyka, badania również nie sprzyjają pszczołom, bo powstają różnego rodzaju hybrydy samozapylające się, np. rzepak czy gryka, którym pszczoła nie jest już potrzebna do zapylenia.
Pszczoła przyleci do takiego rzepaku?
Niechętnie, bo on nie będzie wydzielał nektaru lub bardzo niewielką ilość. Pszczoła szuka ciągle pokarmu, aby wykarmić kolejne pokolenie, a taki samozapylający rzepak wytwarza go bardzo mało.
Wielu rolników, sadowników, a nawet zwykłych działkowiczów wykonuje opryski, nie zdając sobie sprawy lub nie przejmując się tym, że w ten sposób zagrażają pszczołom…
Jeśli w uprawę wchodzi szkodnik, rolnik jest zmuszony wykonać oprysk. Problem pojawia się, gdy robi to nieprawidłowo. Najlepszym momentem na takie zabiegi są godziny wieczorne – po oblocie pszczół. Jeśli nie jesteśmy pewni, warto zadzwonić do pszczelarza, który ma pasiekę w okolicy, i zapytać, czy pszczoły już wróciły do ula. Podstawa to nierobienie oprysków w południe w czasie kwitnienia roślin – to największy błąd.
Rzeczywiście we wcześniejszych latach takie sytuacje robienia oprysków podczas oblotu pszczół miały miejsce, dziś są coraz rzadsze. Często sami rolnicy zgłaszają się do nas z pytaniem, jak prawidłowo wykonać oprysk. Tu pojawia się kolejny problem: etykiety niektórych środków nie mają pełnej informacji, jak i kiedy go stosować. Nie dają też wiedzy, ile godzin po wykonaniu oprysk jest aktywny, czyli jak długo może szkodzić pszczołom.
Opryski przeciw komarom, które coraz częściej stosujemy w przydomowych ogródkach, również im mogą zaszkodzić?
Tak, podobnie jak herbicydy. One szkodzą człowiekowi, więc owadom tym bardziej. Pszczoła, która wleci w taką chmurę, nabiera zapachu oprysku i nie zostaje z tego powodu wpuszczona do ula – pozostałe traktują ją jako obcą. Inny problem to łączenie kilku środków w jednym oprysku, np. grzybobójczych z chwastobójczymi, co sprawia, że w połączeniu stają się bardziej toksyczne. Takich specyfikacji również nie ma na etykietach, dlatego zachęcam do weryfikowania informacji, także dzwoniąc do nas.
Od kilku lat w naszym kraju dochodzi do niszczenia uli. To chyba nieprzypadkowe działanie…
Na Lubelszczyźnie jest coraz więcej pszczelarzy i zaczyna się „robić ciasno”. Pszczelarze, chcąc zwiększyć produktywność swoich pasiek, wywożą je na inne poletka, ale tam mogą być przecież inne pasieki. I wówczas pojawia się konflikt, bo baza pożytkowa zostaje rozdzielona pomiędzy dwie pasieki. Wówczas ten pszczelarz, który był tam pierwszy, zbierze mniej miodu. Problem jest trudny, bo nie został uregulowany prawnie. Pszczelarze mają jedynie tzw. dobrą praktykę, czyli książeczkę z zaleceniami, jak powinni postępować, usytuować pasiekę itp. Ale generalnie przepisy regulujące usytuowanie pasiek są jeszcze z czasów zaborów… Najwyższy czas, by je odświeżyć.
W polskich sklepach coraz częściej można spotkać miód zza naszej wschodniej granicy…
On będzie pojawiał się w coraz większych ilościach, bo jest po prostu tańszy. Wszystko dlatego, że oni mogą używać leków, które u nas są zabronione, do tego mają lepsze warunki klimatyczno-glebowe, bardzo żyzną ziemię, bogatą bioróżnorodność. To sprawia, że rośliny wydzielają więcej nektaru, a pszczoły produkują więcej miodu.
Jak zwykły człowiek może pomóc pszczołom i dlaczego powinien to zrobić?
Wszystkie pomysły, jak sianie łąk kwietnych, sadzenie miododajnych roślin, drzew są świetne, jednak – moim zdaniem – najlepszym jest wspieranie lokalnych pszczelarzy. Kupujmy miód od okolicznych hodowców, bo pszczoła miodna bez opieki pszczelarza nie ma szans przetrwania. Jeżeli pszczelarz będzie musiał dokładać do opieki nad pszczołami, to po prostu zrezygnuje.
Dziękuję za rozmowę.
JAG