Ludzie, zejdźcie z drogi, bo…
Bezpośredni kontakt z pędzącą masą materii nie uczyni nic złego samemu urządzeniu, ale ciebie może pokiereszować lub zakończyć twój żywot na tym łez padole. Z drugiej zaś strony, jeśli chcesz dołożyć komuś tak, by się nie podniósł, to najlepiej użyć do tego narzędzia o jak największej masie. Być może przeciwnika nie zabijesz, ale ogłuszysz go na tyle, że nie będzie mógł się bronić. Coś podobnego zachodzi również w życiu społecznym.
Sztuka epistolarna sięga zamierzchłych czasów. Zrodziła się z potrzeby komunikacji pomiędzy ludźmi, którzy akurat nie znajdują się w tym samym miejscu. Wznoszący się do nieba słup dymu z odpowiednimi sekwencjami, dźwięk tam-tamów, rysunki naskalne itp. są dowodem zaspokajania wspomnianej wyżej potrzeby. Powstanie pisma pozwoliło na jeszcze skuteczniejszą jej realizację. Można by więc zaryzykować twierdzenie, że sztuka epistolarna jest najlepszym dowodem inteligentnego rozwoju homo sapiens. Byłoby to możliwe, gdyby nie jeszcze jeden czynnik, który dość skutecznie lotność hipotez na temat znaczenia epistolografii w ewolucji sprowadza na ziemię. Mianowicie zawartość treściowa samego listu. Bo cóż z tego, że zastosujemy najwspanialsze konstrukcje gramatyczne, styl tchnąć będzie kunsztem, a ozdobniki okraszać będą pismo, jak skwarki kaszę, skoro treść będzie bełkotem. Nic nie obroni takiej pisaniny. Jeśli więc nie posiadasz kunsztu ani treści, to jedynym sposobem zwrócenia na siebie uwagi czytelnika listu jest przypisanie do niego nośnych nazwisk jako współautorów. Tak ostatnio zresztą działo się w Polsce. Trzech byłych prezydentów do spółki z trzema byłymi ministrami spraw zagranicznych i czterema osobami sygnującymi się legendą Solidarności wystosowało list otwarty w obronie demokracji w Polsce. Zamiary autorów owego „działa literackiego” można zauważyć od razu. By zyskać uznanie w oczach społeczeństwa dla cokolwiek dziwacznej treści, zastosowano wariant „z obciążeniem”. Mamy oto bowiem trzech panów, którzy przez ostatnie 20 lat (cztery kadencje prezydenckie) pojawiali się dzień w dzień na szklanych ekranach, zapadając w ten sposób w pamięć odbiorców. Nawet po zakończeniu swoich kadencji pozostawali nadal komentatorami tego, co działo się naszej ojczyźnie, dzięki czemu pamięć o nich nadal bywała żywa. Nikt dzisiaj nie pamięta wszystkich ich wpadek czy potknięć, co w przypadku przynajmniej jednego z nich w kontekście pisania listu jest nawet korzystne, gdyż nie musiał tym razem wyrażać swojego „bulu i nadzieji”. Mogę stanąć do zakładu z każdym, że zasadnicza większość z Polaków nie zajrzała nawet do treści tegoż pisma, pozostając na poziomie nazwisk sygnatariuszy i ich nagłego zjednoczenia. To ostatnie zostało nawet dosadnie podsumowane przez internautów. Zauważyli oni, że wszyscy „trzej tenorzy” byli obecni na pogrzebie gen. Jaruzelskiego, a na pogrzebie płk. Szyndzielarza „Łupaszki” stawił się tylko obecnie panujący. Widać jedność też ma swoich ojców założycieli. Niestety nasze społeczeństwo jest już na tyle otumanione medialnie, że nawet gdyby owi „trzej byli” w swoim liście wystąpili przeciwko dodawaniu natki pietruszki do rosołu, to uznane to zostałoby za sprawę wagi ponadpaństwowej.
Listy szare, białe, kolorowe
Warto jednakże spojrzeć na treść tego egzemplarza sztuki epistolarnej. Początek tegoż dzieła to opis sytuacji w Polsce, którego nie powstydziłby się żaden twórca apokaliptycznych wizji. Co ciekawe, o zapaści ekonomicznej i politycznej izolacji Polski na arenie międzynarodowej (mowa jest nawet o całym świcie, więc zapewne spotkają nas sankcje nie tylko ze strony UE, ale i np. Nauru), a więc o owej apokalipsie ma świadczyć m.in. przygotowywanie przez czynniki społeczne projektu ustawy o zakazie zabijania dzieci nienarodzonych. Co prawda wyprzedzająca Polskę w rankingu gospodarek narodowych Arabia Saudyjska (znajduje się ona na 20 miejscu, zaś nasz kraj – na 39) i będąca znaczniejszym graczem na arenie międzynarodowej ma jeszcze bardziej rygorystyczne prawodawstwo w tym względzie, ale to dla sygnatariuszy listu nic nie znaczy. Być może dlatego, że skrytykowawszy tę potęgę, jeden z nich nie mógłby już publikować selfies z pokoi hotelowych w tym kraju. Przyglądając się jednak propozycjom działań zawartym w tymże piśmie, które powinni podejmować rodacy, można doznać paroksyzmów radości. Np. twórcy wzywają, aby w swoich codziennych poczynaniach Polacy nie kierowali się ustanawianym przez rządzącą większość prawem. Zatem, jeśli PiS uchwali obniżkę podatków, to pan Komorowski et consortes powinni zapłacić wyższą daninę na rzecz państwa. Proponuję rządzącym zastosowanie tego casusu. Będzie wesoło, gdy zobaczymy „nieposłuszeństwo obywatelskie” sygnatariuszy. Podobnie z mandatami drogowymi. Innym przykładem radosnej twórczości jest apel do wszystkich poza PiS sił politycznych, by nie godziły się na zmianę konstytucji. Gdyby jednak przyjąć „niezmienność konstytucji”, to trzeba by wykreślić z niej rozdział XII, a to byłaby już zmiana konstytucji. Innymi słowy „panowie byli” proponują zmianę niezmiennej konstytucji. Gratuluję znajomości zasady niesprzeczności. I wreszcie warto odnotować peany pochwalne dla instytucji unijnych, które swoimi rezolucjami i innymi podejmowanymi działaniami „troszczą się” o nasz kraj, czego (zdaniem sygnatariuszy) nie można nazwać ingerencją w nasze sprawy wewnętrzne. Cóż, być może trzeba przypomnieć puentę ballady „Przyjaciele” Jacka Kaczmarskiego: „Ale ja o ciebie drżę! Złaź tu do mnie, błagam cię! woła druh i odbezpiecza broń w rozpaczy. Dla twojego dobra przecież towarzyszę ci po świecie! Dla mnie przyjaźń zawsze przyjaźń będzie znaczyć! Palca spust posłuchał i spod chmur ciemnych w barwie krwi spadł jak worek ten, co szukał śladu gwiazd. Nikt się nigdy nie dowiedział, co zobaczył, gdy tam siedział. Słup, jak słup – a przyjaciela ma się raz!”.
Ciężka torba listonosza
Skaldowie prosili, by ustąpić miejsca doręczycielowi. Chłop ma trudną pracę, jeżdżąc rowerem obciążonym ponad miarę. Po przeczytaniu listu „byłych” ja dobrze radzę: zejdźmy im z drogi. Może wówczas przejadą obok nas i znikną w sinej dali. Po co narażać się na pokiereszowanie. Zwłaszcza intelektualne.
Ks. Jacek Świątek