Komentarze
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Ludzkie Słowo

Tak to już jakoś jest, że nawet kryzysy ekonomiczne i inne wydarzenia o charakterze globalno-regionalnym nie są w stanie zatrzymać przedświątecznej krzątaniny.

Czy kryje się za tym zwykła ludzka chęć poświętowania, czy też podskórna potrzeba podkreślenia wyjątkowości chwil świętych, tego nie chcę i nie będę roztrząsał. Uczynią to zapewne za mnie kaznodzieje, wskazując z upodobaniem niewłaściwość akcentów czy braki teologicznego wykształcenia w tzw. „ludzie wiernym”. Cóż, widać ten rodzaj naszej grzeszności dopada wszystkich i stanowi przejaw naszej niedoskonałości. Dla felietonistów jednak czas ten jest trudny nie tylko z powodu natłoku zajęć domowych, lecz nadto – poszukiwania słów, by stworzyć coś osobistego, naznaczonego znamieniem lub piętnem swoistej sakralności. Można oczywiście pójść w stronę taniej poezji (bo ta wielka jest już zajęta przez wieszczów i uznanych) albo też oddać się błogiemu reformowaniu społeczeństwa z pozycji znudzonego obserwatora zachowań homo sapiens. Tylko czy to jest zmartwychwstanie?

Odkrywanie wiosny (nawet tej spóźnionej)

Łatwo też przychodzi wskrzeszanie do życia Cepelii (dla młodszego pokolenia, gwoli wyjaśnienia, powiem tylko, że była to sieć sklepów oferujących polskie wyroby ludowe lub na takowe stylizowanych). Być może jest w tym jakiś ukryty głębszy sens, bo przecież w głębokiej ludowej mądrości niejedno można wyczytać, a jej odkrywanie ma jakiś walor wskrzeszania. Ganianie za odrobiną ludowości czy też poszukiwanie oznak rodzącej się do życia przyrody jest, niestety, już wyeksploatowanym tematem. Może więc warto pójść innym tropem. Tropem własnego słowa. Próba znalezienia właściwych słów dla oddania tego, co zazwyczaj kryjemy na dnie siebie, pozwalając wydobywać się na powierzchnię ironii i sarkazmowi, ma w sobie jakość odwalania głazu grobowego. Tylko co ukaże się wewnątrz? Tamten grób jest wszak pusty. Owszem, dla sprawnego teologa, jak zresztą dla większości wierzących, jest to dowód wiarygodności Zmartwychwstania. Dowód tak istotny, że przez wieki toczono boje o opiekę nad tym miejscem i o łatwość dostępu do niego dla rzesz pielgrzymów. Znamiennym jest jednak to, że choć pokryliśmy kamienną grotę, z której i tak niewiele zostało, rozlicznymi marmurami i wspaniałymi dziełami sztuki, to jednak tchnie ono pewną śmiertelną atmosferą. Brak w tym miejscu jakichkolwiek oznak życia. Żaden kwiatek nie wyrósł tutaj, a nawet jeśli przyroda popróbowałaby swoich sił, to ludzka ręka skutecznie (zapewne w imię porządku) skutecznie zniweczyłaby te zamiary. Ironia losu? Nie! Powstania z martwych nie tu trzeba chyba szukać. Zresztą sam Powstający powiedział do Marii, by ta nie zatrzymywała Go w tym miejscu. Trzeba pustkę pozostawić samej sobie. Istotnym nie jest miejsce, które pozostawił po sobie Powstający, ale On sam. Wzrok skupić należy na Wychodzącym z grobu.

Słowa jak sztuczny miód

I właśnie w tym miejscu spotyka się Wydarzenie poranka wielkanocnego z trudem okazania własnego wnętrza. Może dlatego, że człowiek jakoś bardziej ufa miejscu znanemu, choćby nawet była to grobowa pieczara. Słowo, rodzące się w głębi, jest zawsze nie do końca dopowiedziane. Ten walor tajemnicy sprawia, że niezbyt mu ufamy. Wolimy poubierać w znane nam slogany i banały, dodać krztę wesołości i znamiona nadziei iście ludzkich. I jeszcze parę bazi wokół baranka z cukru. Gdy jednak wracamy do tamtego grobu, to poraża nas Zmartwychwstałe Słowo, Słowo z krwi i kości. Poraża nie całkowitością powrotu do życia, tak realnego, że można palcem zmierzyć średnicę dziur po gwoździach. Ta całkowitość płynie z tego, że do Niego już nic dodać nie można. W Zmartwychwstałym zostało powiedziane już wszystko. Herbert nie bez przyczyny przestrzegał, że nie powinien Ojciec posyłać Syna. Wobec tego Słowa milknie wszystko, każde ludzkie gardło. Powstający jest pełny, w nim wypowiedział się Bóg i Człowiek. Pełnia Bóstwa zwarła się na wieki z pełnią pragnienia ludzkiego. Egzystują już razem. Raj stał się faktem. I to nas właśnie przeraża. Konieczność zamilknięcia dla człowieka, który od wyjścia z raju przyzwyczaił się wkładać w słowa swoje nadzieje, rozterki, zmartwienia i rozpacz, jest straszliwa. Dlaczego? Bo chcemy nadal stać w opozycji do Boga. To wygodne miejsce. Można zawsze powiedzieć, że czegoś się nie rozumie, czegoś się nie przyjmuje, z czymś można sobie podyskutować. Można dokonywać własnych ekspresji. Ale jest w tym już tylko przerażająca grobowa pustka. Jedyne prawdziwe Słowo opuściło już tę pieczarę grobową.

Macie wolne, bo Jezus zmartwychwstał

Papież Benedykt XVI dwa lata temu, w poniedziałek wielkanocny, w czasie południowej modlitwy, zażartował, iż mamy dzień wolny, ponieważ Chrystus powstał z martwych. Mam wrażenie, że nie jest to żart. Jest to prawda chyba najczystsza. Owszem, można stwierdzić, że przecież we wtorek i tak wróci się do pracy. Trzeba będzie od nowa wykonywać swoje obowiązki, i nic się właściwie nie zmienia. Ale jest w tym jakaś nowość. Pisał Ernest Bryll: „Że, z grobów wstał pod słońce – widzieli promienie przechodzące jak gwoździe przez otwarte rany. A też jaśniejszą plamę – gdzie bok rozerwany. I w tej plamie się tłukło serca umęczenie. Zmartwychwstał nam pod światło. Widzimy go ciemnym niby zwróconym do nas lecz bardzo tajemnym. Wyciągał ręce, wołał… Lecz czy do nas krzyczał. Jest między nami jako – morze – cisza. Kto pierwszy stopę położył na morzu albo kto pierwszy zapłakał w pokorze, tego nikt znać nie może. Ale szli po fali do Niego. Tak się bali, wołali, zdradzali…”.

Nie piszę dalej. Wolę zacząć słuchać. W końcu – mam wolne.

Ks. Jacek Świątek