Historia
Maciejowicki grom

Maciejowicki grom

8 października 1794 r. w okolicach Żelechowa padał deszcz i T. Kościuszko z dywizją Sierakowskiego odpoczywał w obozie pod Korytnicą. W Łukowie wybierał jeszcze zastępców do swego szwadronu milicji konnej mjr Kajetan Frankowski.

Drugi batalion strzelców mjr. Tomaszewskiego, maszerujący spod Bielska, zbliżał się do Sokołowa. W Drohiczynie urzędowała jeszcze w pośpiechu tamtejsza Komisja Porządkowa. Biała była już zajęta przez oddział Suworowa. Nie zważając na okupantów, rektor Akademii Bialskiej dokonał inauguracji nowego roku szkolnego. Niezbyt witani uczestniczyli w niej, jako statyści, oficerowie rosyjscy. Inne podjazdy Suworowa włóczyły się po okolicy, paląc i rabując. Przyszły poeta Franciszek Wężyk, który wówczas jako dziecko mieszkał z rodzicami w Witulinie, wspominał, jak jego rodzina chowała się przed najezdnikami w okoliczne mokradła i lasy. 9 października naczelnik Kościuszko z dywizją Sierakowskiego przybył do Maciejowic, gdzie doszło do utarczek z podjazdami gen. Fersena.  Nieszczęśliwie dostał się wtedy do niewoli rosyjskiej oficer jazdy powstańczej por. Dubowicki, który, wzięty na tortury, ujawnił plan Kościuszki, że zamierza się on połączyć z Ponińskim. Dowódca rosyjski gen Fersen postanowił natychmiast atakować. Polacy nie zdążyli się jeszcze umocnić i zupełnie nie spodziewali się, że Rosjanie pod osłoną nocy podejdą tak blisko. Jeden z dowódców rosyjskich gen. Denisow, aby przejść przez bagnistą dolinę, kazał rozebrać zabudowania pobliskiego folwarku Strych i deskami wymościć sobie drogę. W piątek, 10 października o świcie, ok. 6.00, naprzeciw wojsk powstańczych zagrzmiały niespodziewanie nieprzyjacielskie armaty. „W minutę byliśmy na koniach – wspominał J. U. Niemcewicz. – Uwiadomiono nas, że cała armia nieprzyjaciela posuwa się ku nam w szyku bojowym”. Nie byli to jednak Prusacy, jak błędnie informuje o tym leksykon „Bitwy polskie” wydany w 1999 r. przez wydawnictwo „Znak”. Ostrzeliwana z obu stron wieś Oronne stanęła w płomieniach. Do 9.00 Polacy bronili się dzielnie i pod gen. Denisowem zabito konia. „Przez trzy godziny mieliśmy górę nad Moskalami tak dalece, iż gen. Sierakowski, przewodzący hufcom bijącym od czoła, przybliżył się do Kościuszki mówiąc, iż zdaje mu się, że nieprzyjaciel niedługo potrzyma i cofać się zamyśla”. Najwyższy Naczelnik, dowodząc bitwą z baterii Kniaziewicza, pojawiał się na najbardziej zagrożonych odcinkach i zagrzewał żołnierzy do wytrwałości, mówiąc, że Poniński wkrótce przybędzie na odsiecz. Jeden z dowódców rosyjskich zapisał „Jegrzy szli mężnie do przodu szykiem rozproszonym, ale Polacy byli silniejsi, dlatego połowa jegrów jekatyrynosławskich straciła życie. Zameldowałem o tym i prosiłem o posiłki. Przysłano dwie lub trzy roty muszkieterów”. Przewaga Rosjan zaczęła się coraz bardziej uwidaczniać (10 tys. wobec 6 tys.). Sam gen. Fersen raportował potem. „Rozkazałem odwodom płk. Tołstoja zająć miasteczko Maciejowice, przejść przez nie i pójść w dół rzeki, oczyścić las zajęty przez nieprzyjacielskich strzelców”. Zbliżał się krytyczny moment bitwy a gen. Poniński z odsieczą nie nadchodził (był jeszcze w odległości ponad 10 km). J. U. Niemcewicz zapisał potem: „Około południa ogień działowy nieprzyjaciela powiększył się jeszcze i roznosił śmierć po wszystkich stronach; prawie wszystkie konie u dział naszych były zabite albo pokaleczone, z tym wszystkim żaden z naszych nie opuszczał swego stanowiska. Gdy nieprzyjaciel zbliżył się już na wystrzał karabinowy, ziemia okryła się w mgnieniu oka umarłymi i rannymi, powietrze napełniły jęki. Kule tak świszczały, że nie pojmuję, żeśmy wszyscy nie polegli. Tymczasem amunicja nasza przebrała się, działa nasze zamilkły (24 wobec 60 J.G.). Żołnierze nasi zniecierpliwieni, widząc się być wystawionymi przez 5 godz. wciąż na ogień nieprzyjacielski, utracili cierpliwość. Oddział ustawiony od wsi aż do wzgórka uniesionego pod dowództwem płk. Krzyckiego, wysuwa się naprzód chcąc uderzyć na nieprzyjaciela; strzały armatnie ścielą go pomostem i mieszają batalion chłopów uzbrojonych w kosy… Szwadron z pospolitego ruszenia mego województwa brzesko-litewskiego ustawiony w głębi również wyniosłej, zaczął się chwiać i zamierzał opuścić pole bitwy. Nadbiegam ożywiam jego męstwo i prowadzę na jazdę nieprzyjaciela. Zbliżywszy się do niej ugodzony zostałem kulą w prawą rękę bliżej łokcia. Krew płynęła z niej strumieniami”.

Pułkownik milicji wołyńskiej  Józef Drzewiecki wspominał „W tym właśnie momencie meldują Najwyższemu Naczelnikowi, że pułk królewskich ułanów ruszył do Warszawy, a jego dowódca pułkownik Wojciechowski oświadczyć kazał, że mu sumienie każe go odprowadzić królowi, bo tu by niezawodnie zginął… Naczelnik zwrócił się do nas: Biegnijcie panowie zbierzcie tych…(uciekających J.G.)”. Jeszcze polski wódz naczelny usiłował uformować czworobok piechoty. Tak o tym relacjonował dowódca rosyjski Denisow. „Jak powiedzieli mi Kozacy jakiś jeździec, widać, że znaczący, w stroju narodowym, na przepięknym kasztanie kłusem przejechał między jegrami konnymi i Kozakami do pozostałej swojej piechoty, po zbliżeniu się coś pokazał szablą i zawrócił konia… Zauważyło go wielu Rosjan i rzuciło w pogoń za nim, ale zraził on kilku z tych, którzy przecięli mu drogę i dotarł do swojej jazdy”. Płk Drzewiecki zapisał potem „Kościuszko jeszcze nadzorował prawe skrzydło, gdy z prawego skrzydła Sierakowski przybiegł i o przedzieraniu się Rosjan przez błota mówił – zdaje mi się, że jeszcze czas do cofania mamy. – Nie ma tu miejsca na rejterady, tu się zagrzebać albo zwyciężyć potrzeba, odparł Naczelnik. Brygadier Kopeć chwycił go na nogi i bezskutecznie do cofania wzywał”. Sam Kopeć tak to opisał: „Ja będąc przy naczelniku na czele części mej brygady, chciałem mu drogę torować, lecz oskoczeni tłumem świeżej kawalerii, pasując się z godzinę z całą prawie potęgą nieprzyjaciela okryty ranami, przy zemdlonym już samą pracą obrony i w krwi własnej brodzącym Naczelniku, dostałem się wespół z nim w ręce nieprzyjaciela. Naczelnik w tej nierównej walce odniósł ran osiem, ja odebrałem ran trzy”. J. U. Niemcewicz dodał „Rzeź okropna zaczęła się po zaciętej walce, w której obrońcy Ojczyzny mojej okryli się sława nieśmiertelną, nieprzyjaciel został panem pobojowiska, stąpając wśród szeregów trupów naszych żołnierzy”.

Józef Geresz