Historia
Mała prorokini i nocny zjazd unitów

Mała prorokini i nocny zjazd unitów

Latem 1874 r. przebiegła przez Południowe Podlasie elektryzująca wiadomość. Koło Białej Podlaskiej pojawiła się niezwykła wizjonerka. Jej niezwyczajność polegała na tym, że była to unicka niepełnoletnia dziewczynka wypowiadająca się w bardzo ważnych społecznie sprawach.

Posiadamy o tym trzy świadectwa historyczne. Jedno z tych źródeł stanowi zapis krytycznie ustosunkowanego do unitów prawosławnego proboszcza z Białej Podlaskiej M. Liwczaka. Wg niego nie było w tym zdarzeniu nic nadzwyczajnego, gdyż rzekomo dziewczynkę nauczyli wszystkiego Polacy, a dar jej niezwykłego stanu psychicznego, w jakim się często znajdowała, nazwał po prostu padaczką.

Przeczytajmy jego relację. „W tym czasie, kiedy jedni zajęci byli czytaniem i rozpowszechnianiem bulli i polskich broszur, objawiła się w bialskiem i w Międzyrzecu (winno być: w Międzylesiu – J.G.) 15-letnia dziewczynka prorokini. Jak przedtem we Włodawie, tak obecnie w Międzylesiu, w ciągu kilku miesięcy dochodziło do nowych wystąpień ludzi. Tłum na kolanach otaczał dom. Wychodziła do ludzi dziewczynka, córka biednego chłopa i opowiadała o piekle i unitach, którzy odstąpili od wiary. Padała przed ludem na kolana i śpiewała różne polskie pieśni. Zostawiano jej liczne prośby, tłum rozchodził się. Kiedy to się działo, organa miejscowej administracji nie zwracały uwagi na te wypadki. Nikt nie zadał sobie pytania, skąd się wzięła ta młoda wizjonerka i skąd posiadła dar czytania polskiej książki, kiedy jej rodzice, jak i cała rodzina, byli analfabetami… Później, kiedy miejscowa administracja zwróciła uwagę na te okoliczności, to okazało się, że do czasu proroctw dziewczyna była na służbie u miejscowego pisarza Polaka i tam w jego rodzinie nauczyła się nie tylko czytać i kościelnych różnych pieśni, ale nasłuchała się różnych ewangelicznych opowieści. Tam widziała ilustracje z wyobrażeniem Sądu Ostatecznego. Objaśnień udzielała jej starucha, matka pisarza. Ona opowiadała dziewczynie, że tak będą w piekle męczyć tych, którzy wyrzekną się swojej wiary i przyjmą schizmę. Dziewczyna dostała padaczki i to było początkiem zdarzeń. Naczelnik powiatu bialskiego nakazał zabrać prorokinię z domu jej rodziców do miejskiego powiatowego szpitala w Białej. Skończyły się spotkania i pielgrzymki”. A tak o tym napisał polski pamiętnikarz Kajetan Kraszewski. „Owoż w ostatnich czasach pojawiła się w Międzylesiu, wsi do dóbr kodeńskich należącej, stąd o dwie mile, dziewczynka kilkunastoletnia, kataleptyczka, jasnowidząca, do której z najdalszych okolic tłumy ludu podobno ściągają, gdyż przepowiada ona rozmaite rzeczy, mówi we śnie magnetycznym zawsze po polsku, a na jawie zawsze po rusińsku i zapewniają, że nawet nigdy po polsku nie umiała i nie mówiła dawniej. Pociągano podobno jej ojca do urzędu, ale włościanin ten Bogu ducha winien i o niczym nie wie, o ile mówił zresztą – może frant tylko, dość, że z niego nic nie wydobyto; zsyłano i doktora, badał dziewczynę, okazało się, jak mówią, katalepsja. Co będzie dalej, nie wiadomo, wzięto ją podobno do Białej, do powiatu”. A tak o tym napisał unicki duchowny ks. Jan Bojarski dziekan kodeński: „Wiejska dziewczynka, osiem lat mająca, z unickiej rodziny pochodząca z Międzylesia (parafia Zabłocie), przepowiedziała jeszcze większe prześladowanie unitów, ale zapowiedziała również, że kiedyś ono ustanie i zachęcała wszystkich do stałości w wierze. Ponieważ na każde pytanie (o każdej sprawie) mądrze i gruntownie odpowiadała jak dorosła i doświadczona osoba, ludzie cisnęli się do niej i to zwróciło uwagę czynników rządowych. Znalazły się one w kłopotliwej sytuacji i pytały przełożonych, jak postąpić. Zesłano śledztwo z Warszawy i uznano ją za niemającą zdrowych zmysłów. Nadeszło następnie polecenie, aby wywieźć ją do Białej do Szpitala Panien Miłosiernych. Dziewczynka przepowiedziała o sobie, że będzie zamordowana. Przybył po nią sam naczelnik powiatu Aleszko, ale gdy opowiedziała mu najskrytsze okoliczności jego życia, zdumiony i zmieszany odjechał. Zganiony przez władze przyjechał po raz drugi i zabrał ją ze sobą do Białej. Odtąd słuch po niej zaginął” (Szpital Panien Miłosiernych zabrano na prawosławie – J.G.). Pod datą 13 sierpnia 1874 r. konsul francuski Finot napisał o nowej wizycie cara Aleksandra II w Warszawie: „Cesarz był bardzo zadowolony… manewry oddziałów udały się tak dobrze, że wszyscy oficerowie zagraniczni wyrazili cesarzowi swój podziw”. Tym razem unici nie pojechali już do Warszawy, ale w tajemnicy przygotowywali konspiracyjne zgromadzenie. Zwołano je na wrzesień. Do sierpnia 1874 r. ściągnięto z opornego Rudna 3400 rb. kary, z Przegalin 6600 rb, z Bezwoli 2024 rb, z Wohynia 350 rb., zrujnowano również wieś Wiski, która należała do parafii Rudno. 20 września 1874 r. unici urządzili w lesie międzyrzeckim wielkie nocne spotkanie. Przybyły delegacje z różnych parafii. Kolportowano list Piusa IX z 23 maja do biskupów unickich na ręce bp. Sembratowicza. W tym dokumencie papież potępił „oczyszczanie” przez władze ros. kościołów i stawiał unitów podlaskich za przykład dla Galicji, wychwalał ich bohaterstwo. Kolportowano również broszurę pt. „Walka duchowna” (J. Bojarskiego – J.G.). M. Liwczak ironicznie o tym napisał: „Dwóch nieznanych do tej pory panów rozdawało broszurę,… nakłaniano chłopów do przysięgania. Latem 1874 r. stało się znanym, że pod wpływem dwóch przybyłych zza zagranicy byłych unickich świaszczenników zbiegłych z chełmskiej diecezji doszło do dużego zgromadzenia w lesie k. Międzyrzeca. Tylko niektóre elementy spotkania zdołała policja ustalić. Od wszystkich uczestników odebrano przysięgę trwania przy Unii… Niektórych uczestników złapano i poddano śledztwu”.

Józef Geresz