Komentarze
Marek

Marek

Są ludzie, których się zna całymi latami, a mimo to nie czuje upływu czasu. Są tuż obok, nie narzucając się uczestniczą w naszym życiu, dostarczają wzruszeń i powodów do serdecznego śmiechu. Nie ma znaczenia różnica wieku, wykształcenia, charakteru czy zajęcia. Ich obecność jest tak oczywista, że niemożliwym wydaje się, by było inaczej.

Nie brakuje mi tematów do felietonów. Politycy oraz samorządowcy codziennie dostarczają powodów do sięgnięcia po komputer i wylania w cyberprzestrzeń potoku słów opisujących ludzkie wady, zalety, błędy i osiągnięcia. Kiedy jednak o szóstej rano wyrywa ze snu telefon z wiadomością, że oto nie spotkam już kogoś tu na ziemi, wszystko, co jeszcze przed snem cieszyło lub denerwowało, traci jakikolwiek sens. Te wiadomości nie przychodzą wtedy, gdy jesteśmy na nie gotowi, gdy wszystko zostało powiedziane, wyjaśnione, każde wspólne dzieło dokończone. Zaskakują porą dnia, roku, życia. Każą zadać sobie pytanie, czy tym, co dzieje się z nami po drugiej stronie, winniśmy zajmować się wyłącznie w jeden listopadowy dzień. Zmuszają do rozejrzenia się wokół siebie i solidnego rachunku sumienia z relacji, jakie mamy z innymi ludźmi.

Są ludzie, których się zna całymi latami, a mimo to nie czuje upływu czasu. Są tuż obok, nie narzucając się uczestniczą w naszym życiu, dostarczają wzruszeń i powodów do serdecznego śmiechu. Nie ma znaczenia różnica wieku, wykształcenia, charakteru czy zajęcia. Ich obecność jest tak oczywista, że niemożliwym wydaje się, by było inaczej. Wnoszą w nasze życiu po cichutku wartość dodaną, której brak dostrzegamy dopiero gdy obudzi nas telefon z wiadomością, że oto już nie zobaczę zawsze uśmiechniętej twarzy, nie uścisnę z rozmachem podawanej ręki, nie pogawędzę o niczym, nie siądę po drugiej szyby i nie powiem: „Program realizuje…”. Nie podziękuję za dyżur…

16 lat temu razem uczyliśmy się budować i budowaliśmy to dzieło, które bez wątpienia na trwałe zapisze się w historii. Marek był i pozostanie częścią radia. Ludzie się zmieniali, przychodzili, odchodzili, a on był. Zawsze taki sam. Zawsze uśmiechnięty, rzadko kiedy poddający się emocjom. Nawet gdy sytuacja nie należała do łatwych, jak to w zespole, gdzie nie brakuje osobowości i silnych charakterów. To nie był człowiek, którego wszędzie było pełno, ale taki, co zjawia się tam, gdzie akurat bez niego trudno sobie poradzić. Pracowaliśmy razem w sumie 14 lat – to tysiące wspólnie spędzonych godzin. Stworzonych wspólnym wysiłkiem programów, ale przede wszystkim to czas budowania – każdy na swój sposób – radia, które było jego pierwszą pracą. Gdzie uczył się wszystkiego, ale pożytkował w stu procentach swą wiedzę. Pewnie znajdzie się ktoś, kto wyuczy się jego fachu, kogo nazwisko nieraz podam, dziękując słuchaczom, ale pewnie nieraz we wtorkowy wieczór podniosę głowę i zerknę przez szybę, przed oczami przemknie mi jego zawsze uśmiechnięta twarz. I pewnie nieraz niby przez zapomnienie, wymknie mi się: „Audycję zrealizował…”.

Miarą wartości naszego życia nie są wypracowane w trudzie symbole ziemskiego sukcesu. Dom, samochód, jakaś działka. To są dobra przechodnie, z którymi wiąże nas chwilowy kontrakt. Choć o tym, kim jesteśmy, możemy decydować przez całe życie, to faktycznie nasza wycena zapisana będzie dopiero we wspomnieniach tych, którzy pozostaną tu, gdy nasza droga gwałtownie się urwie. Ilu i kto przejdzie do porządku rzeczy nad naszym brakiem, a ilu powie: „To niemożliwe, nieprawda” albo że pomimo wszystko wciąż pozostaniemy wśród żywych w nich samych.

Grzegorz Skwarek