Sport
Maciej Kulaszewski Aerobatics
Maciej Kulaszewski Aerobatics

Marzyłem, by spojrzeć na świat z góry

Rozmowa z Maciejem Kulaszewskim, pilotem akrobacji lotniczej, zdobywcą tytułów mistrzowskich kontynentu i mistrza świata, nowym mieszkańcem Miasta Orląt.

W jakich okolicznościach zrodziło się Pana zamiłowanie do lotnictwa?

To były czasy wczesnego dzieciństwa. Kiedy, podróżując z moją mamą, widziałem w oddali samoloty agrolotnicze i pożarnicze, wzbudzały one moją ciekawość i pobudzały wyobraźnię. Zastanawiałem się, jak może być tam, w górze, w powietrzu.

Jak wygląda świat z tej perspektywy i czy chmury są „namacalne”. Ale nigdy się nie spodziewałem, że zostanę pilotem.

 

Co spowodowało, że mało realne marzenia okazały się rzeczywistością?

Gdy przeczytałem książki m.in. Janusza Meissnera i poznałem opowieści o Wyższej Szkole Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie, poczułem, że lotnictwo może być moją drogą. Z myślą o tym podjąłem naukę w liceum o profilu matematyczno-fizycznym w Brodnicy. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że istnieje Ogólnokształcące Liceum Lotnicze w Dęblinie, ale nawet gdy już się o nim dowiedziałem, nie mogłem się do niego przenieść. Postanowiłem jednak iść w kierunku lotnictwa i w 2007 r. – za pieniądze zaoszczędzone z pracy wakacyjnej – udało mi się zacząć kurs szybowcowy.

 

Marzył Pan też o studiach w Dęblinie. Powiodło się, choć wiem, że łatwo nie było…

Za pierwszym razem wszystko skończyło się na etapie badań lekarskich. Jedyne, co się udało, to szkolenie w Aeroklubie Orląt. Może nie były to jeszcze studia, ale wyjeżdżałem ze łzami w oczach, bo latałem już samolotem – i to na terenie Szkoły Orląt. Dopiero w 2009 r. dane mi było rozpocząć studia w Dęblinie, tyle że na kierunku cywilnym, ponieważ na wojskowy, mimo sześciokrotnych prób, nie mogłem się dostać. Później też nie było łatwo… Żeby wziąć udział w rekrutacji na pilotaż, musiałem brać urlopy dziekańskie i wyjeżdżać za granicę.

 

Po studiach trafił Pan do Anglii. Jak do tego doszło i czym Pan tam się zajmował?

Poszukiwałem możliwości rozwoju w lotnictwie. Jednak w Polsce liczba etatów okazała się niewystarczająca. Dostałem się, co prawda, na stanowisko koordynatora obsługi naziemnej lotniska na Okęciu, jednakże ta praca nie pozwoliłaby mi na wymarzoną samorealizację. Dlatego zdecydowałem się wyjechać do Anglii. Najpierw pracowałem, rozwożąc ulotki i pizzę, a później, przy pomocy szwagra, założyłem własny biznes polegający na pieleniu ogródków, koszeniu trawy itp. Po roku ciężkiej pracy okazało się, że pomysł chwycił. Osiedla podpisywały ze mną umowy na pielęgnację zieleni i musiałem zatrudnić pracowników.

 

A potem nastąpił przełom, który na nowo związał Pana z lotnictwem.

Na facebooku zauważyłem, że mój kolega wziął udział w zawodach akrobacyjnych i zdobył medal. Zaciekawiło mnie to bardzo. W Polsce akrobacji nie brałem pod uwagę z powodu dużych kosztów – nawet 3 tys. zł za godzinę. Okazało się, że w Anglii jest sporo taniej i tak zafundowałem sobie kurs akrobacji samolotowej. Z czasem sprawy tak się potoczyły, że prowadzący kurs zachęcił mnie do wzięcia udziału w zawodach. Po uzyskaniu uprawnień, po raz pierwszy wystartowałem w 2017 r. i bardzo mi się to spodobało.

 

Postanowił Pan pójść za ciosem.

Pojechaliśmy na następne zawody. Poszło mi w nich lepiej. A w sierpniu tego samego roku wziąłem udział w mistrzostwach Wielkiej Brytanii i tak się złożyło, że wygrałem. Byłem bardzo zaskoczony, bo wśród uczestników nie brakowało doświadczonych pilotów z własnymi samolotami. Po pierwszym sukcesie chciałem iść dalej w tym kierunku. Sprzedałem firmę ogrodniczą i przeprowadziłem się z Londynu do Peterborough, gdzie zacząłem pracować, m.in. sprzątając hangar, sortując części i zmieniając olej w silnikach samolotów, a w międzyczasie szkoliłem się, by zostać instruktorem. Pracowałem tak do zeszłego roku, dochodząc do funkcji starszego instruktora i kierownika monitorowania jakości, mając wylatane ponad 4 tys. godzin w powietrzu.

 

Na czym polegają akrobacje, w których Pan startuje?

Wykonuje się je w powietrznym boksie o boku kilometra. W granicach tej przestrzeni muszę wykonać wszelkie elementy akrobacji. Liczy się precyzja. Trzeba zachować trzeźwe myślenie pomimo prędkości dochodzących do 400 km/h i oddziałujących przeciążeń, które utrudniają krążenie i oddychanie. Ważna jest też świadomość tego, że jestem w boksie i towarzyszy mi wiatr, który utrudnia zadanie. Dlatego już przed startem mam wyuczone, kiedy muszę ruszyć głową, a kiedy nogą. Jest to tzw. pamięć mięśniowa.

 

Trudno jest zapanować nad samolotem?

Zwykle latam na niemieckich samolotach typu extra, z małą przerwą na maszynę węgierskiej produkcji. Każdy samolot jest do siebie podobny. Trzeba się go nauczyć, poznać parametry i ograniczenia. Przesiadka nie stanowi problemu, ale trzeba mieć respekt do samolotu. Dlatego gdy siadam za stery, muszę znać go na wylot i być pewnym, że spojrzałem na każdy krytyczny punkt, na ilości oleju, paliwa itp. Lotnictwo nie lubi pośpiechu. Potrzebna jest rozwaga i asertywność.

 

Po dorobku medalowym widać, że radzi sobie Pan znakomicie. Ile trofeów już Pan zdobył?

Zostałem mistrzem świata w kategorii drużynowej i indywidualnej. Indywidualnie zdobyłem brązowy medal na mistrzostwach Europy. Ponadto pięć razy uzyskałem tytuł mistrza Wielkiej Brytanii, dwa razy mistrza Polski i jeden raz wygrałem w mistrzostwach Niemiec.

 

Od kilku miesięcy jest Pan mieszkańcem Dęblina. Co zamierza Pan robić w Mieście Orląt?

Prowadzę szkolenia i treningi dla pilotów akrobacyjnych, którzy startują na zawodach akrobacyjnych bądź występują na pokazach. W przyszłości chciałbym zostać instruktorem w Aeroklubie Orląt, trwają w tym celu procedury dokumentacyjne. Zamierzam też dokończyć szkolenie z Fundacją Biało-Czerwone Skrzydła oraz zostać mistrzem świata w najwyższej kategorii akrobacji lotniczych „unlimited”. Są to jednak plany dalekosiężne, do których potrzeba znaleźć sponsorów. I przydałby się własny samolot, bo bez tego nie da się niczego osiągnąć.

 

Gdzie w najbliższym czasie będzie można zobaczyć Pana lotnicze ewolucje?

Wystąpię najprawdopodobniej w tegorocznych pokazach lotniczych i na stuleciu Szkoły Orląt. Mam też zamiar wziąć udział w mistrzostwach świata na Węgrzech. A na bieżąco można śledzić moje poczynania na profilu FB: Maciej Kulaszewski Aerobatics i instagramie: bullet.aerobatics.

 

Dziękuję za rozmowę.

Dęblin już od niemal 100 lat przyciąga pasjonatów lotnictwa z całego kraju. Jednym z nich jest pan Maciej, który zostawił Anglię i okolice Nowego Miasta Lubawskiego, gdzie się urodził i wychował. Do Dęblina ciągnęła go tradycja polskich skrzydeł i chęć rozwoju kariery zawodowej. W przyszłości ma zamiar szkolić młodych pilotów w Aeroklubie Orląt. A póki co, zaprezentował swój dorobek w Muzeum Sił Powietrznych. Placówka wystawiła nawet kilka gablot, by pokazać pamiątki i trofea mistrza pilotażu.

 

Tomasz Kępka