Maski spadają
Nic zatem dziwnego, że natychmiast zostały podjęte działania uprzedzające, zorganizowano atak na ministra Czarnka i protesty na ulicach - rzecz jasna, przy aktywnym wsparciu ZNP, opozycyjnych polityków i, jakże by inaczej, „Gazety Wyborczej ”- przeciwko rzekomemu zawłaszczaniu szkoły przez narodowców, faszystów, „upartemu trwaniu” w średniowiecznych modelach wychowania itd. Środowiska lewicowo-liberalne histerycznie przyjęły zapowiadane przez ministra edukacji propozycje zmian w szkolnictwie, m.in. zapowiedź nowelizacji Prawa oświatowego, które miałyby m.in. wzmocnić rolę kuratorów oświaty. „Koń jaki jest, każdy widzi” - pisał Benedykt Chmielowski w pierwszej polskiej encyklopedii powszechnej. Fakty są bezsporne: polska oświata, obok służby zdrowia, to od lat najsłabsze ogniwa w łańcuchu społecznych zależności, niezależnie od tego, kto w danym momencie sprawuje władzę. Zdalne nauczanie, pandemia pogłębiły kryzys.
Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że protestujący walczą o poprawę jakości edukacji, reformę struktur etc. Batalia idzie o coś znacznie ważniejszego: o otwarcie drzwi dla ideologii neomarksistowskiej, o to, jaka będzie Polska i jej przyszli obywatele. Czy zostaną „wykuci” wedle prawideł lewicowych paradygmatów? Czy zaakceptują lewicowe pomysły na „lepszy świat” bez takich „ciężarów”, jak naród, historia, patriotyzm, „patriarchalny” model rodziny, chrześcijańskie korzenie? Czy staną się bezwolnymi, hedonistycznymi konsumentami, pogrążonymi w multikulturowej dezorientacji?
„Polska szkoła wychowuje – i zapewne jeszcze długo wychowywać będzie – ku społeczeństwu patriarchalnemu i narodowemu, gdzie męską dominację uznaje się za rzecz naturalną – pisała niedawno Magdalena Środa we wstępie do raportu pt. ...
Ks. Paweł Siedlanowski