Historia
Męczeństwo w Pratulinie

Męczeństwo w Pratulinie

W urzędowym raporcie ros. napisano: „14/26 przybyły do Pratulina dwie roty wojska pod komendą ppłk. Steina, ale ludzie zgromadzeni na placu przed kościołem oświadczyli, że nie dadzą do niego dostępu inaczej jak po swoich trupach.

Dowodzący wojskim postanowił wziąć kościół siłą. Chłopi bronili się kamieniami i kołkami, byli ranni żołnierze. Pobity został sam ppłk Stein i oficerowie…”. Wg polskich przekazów wyglądało to inaczej. Ks. J. Pruszkowski na podstawie relacji zanotował, że parafianie zaparli drzwi na cmentarz przykościelny.

Dlatego żołnierze musieli łamać i rozbierać ogrodzenie cmentarza. Ks. T. Telakowski, który pierwszy zdał o tym relację, napisał: „Rozerwało wojsko parkan drewniany, okalający dookoła cerkiew. Lud bronił.” Po tym, jak ustalił historyk T. Krawczak, żołnierze włożywszy bagnety na karabiny… ruszyli biegiem z impetem z pochylonymi karabinami, starając się rozbić wał z ludzkich piersi… Przerażeni wierni krzyczeli „O Boże ratuj nas!” Niektórzy chłopi kijami zręcznie odbijali ostrza bagnetów. Wojsko powtarzało nieudane ataki trzykrotnie, lecz ostatecznie obrońcy wytrwali przy świątyni. Wg ks. Pruszkowskiego ppłk Stein kazał powtórnie zatrąbić i zabębnić, wojsku odstąpić na dziesięć kroków i otworzyć ogień. Gdy żołnierze nabijali broń, wg rel. Bronisławy Karmasz, 50-letni bratczyk Daniel Karmasz, który był przywódcą unitów, zawołał: „Złóżcie kołki pod szczytem kościoła, to nie bitwa, to za wiarę za Chrystusa! Ty, Łukaszu Bojko dzwoń, ja wezmę krzyż”. Ludzie posłuchali, każdy z obrońców rzucił, co miał w ręku. Daniel wziął duży krzyż i zaintonował – „Kto się w opiekę…”. Wojsko strzelało salwami na komendę. Wg galicyjskiej gazety „Czas” i poznańskiej „Wiarus” od pierwszej salwy padło dziewięć osób, 15 było rannych. Udało się później ustalić, że pierwszy padł młody, pobożny chłopak Anicet Hryciuk. Wg rel. Janiny Łukaszuk „gdy odchodził z Zaczopek do Pratulina niosąc obrońcom obiad, powiedział „może będę szczęśliwy, że mnie zabiją”. Pragnienie jego spełniło się, poległ w obronie wiary. Ks. Telakowski w opisie z 1875 r. podał, że ojciec wziął go na ręce i powiedział: „Niech będzie żertwą dla Boga”. Wg opisu ks. Bojarskiego, po nim wystąpił wysłużony żołnierz gwardii, rozpiął kożuch na piersiach i rzekł: „Strzelajcie i ja chcę umierać za wiarę”. Prawdopodobnie był to Feliks Osypiuk z Bohukał. Jego to uwiecznił malarz Walery Eliasz Radzikowski na swym słynnym obrazie. Wg rel. B. Karmasz, również na początku jej krewny Daniel Karmasz padł na krzyż, który trzymał, oblewając go swą krwią, i Łukasz Bojko, który zgodnie z poleceniem Daniela uruchomił dzwon. Wg innych relacji krzyż podniósł Ignacy Frańczuk, ale został wkrótce ugodzony kulą. Nawet ówczesny, wrogo nastawiony do unitów proboszcz prawosławny z Białej Podl., Liwczak napisał później: „ Od pierwszej salwy padło trupem dziewięcioro ludzi, a ok. 20 było rannych… Nie zdołano rozpędzić tłumu… Jedni podnosili zabitych na rękach, pokazywali wojsku, że oni wszyscy chcą tak umierać, inni zbierali krew i mazali nią ściany i parkan”. Nie napisał tylko, że ściany cerkwi, a nawet dach zostały podziurawione kulami jak sito. Dalszą masakrę wg ks. Pruszkowskiego zaprzestano, gdyż kula żołnierska raniła ros. żołnierza z przeciwnej strony atakującej cerkiew. „Podniesiono żołnierza ugodzonego strzałem, popłoch zapanował między wojskiem a starszyzną i natychmiast zatrąbiono do zaprzestania ognia”. Urzędowy raport tak to skwitował: „Dano rozkaz strzelania, zabito dziewięciu i ciężko raniono 14 mężczyzn. Kobiety w tym czasie śpiewały polskie pieśni żałobne, a mężczyźni wołali, aby do nich dalej strzelać. Dowodzący nie chcieli przelewać więcej krwi, nakazali żołnierzom wyłamać ogrodzenie i wojsko zajęło kościół”. Wg ustaleń hist. T. Krawczaka było nieco inaczej. Obserwujący walkę naczelnik Kutanin wezwał obrońców do układów. Zażądał, by wydelegowali spośród siebie 12 przedstawicieli. Oznajmiono, że będą nietykalni, w co ludzie uwierzyli. Okazało się jednak, że kiedy ci wierni oświadczyli, iż nie godzą się na oddanie cerkwi na prawosławie, związano ich i zamknięto w chlewach. Wydano rozkaz do ponownego ataku i oczyszczenia placu przed kościołem. Siekierami podcięto słupki ogrodzenia, wyłamano parkan i żołnierze ruszyli do szturmu, tym razem na bezbronną ludność. Tratowano leżących, tłuczono kolbami, masakrowano i ścigano uciekających. Paweł Kondraciuk relacjonował później: „Dziadek mój Józef Kondraciuk… ranny został w nogę… kula przeszła przez udo, nie naruszając kości… Do swego domu w Zaczopkach uciekał nad Bugiem pod krzakami. Gdy dowlókł się do domu, krew wylewała się z cholewy”. Wg ks. Pruszkowskiego wyciąganych przemocą wiązano sznurami i umieszczano w chlewach, a gdy zabrakło tam miejsca, w stajniach, stodołach a nawet w grobowcach pod kościołem. B. Karmasz wspominała później: „Kozacy znęcali się nad mężczyznami, kobiety na pośmiewisko, na hańbę zamknęli do chlewu. Mój ojciec Jan Michaluk miał wtedy 16 lat, stał przy Danielu, później wyciągnął z gnoju najstarszą córkę Daniela Teodorę, swoją siostrę Salomeę i ich koleżankę Katarzynę”. Wg zapisu J. Łubieńskiej sytuacja po „oczyszczeniu” placu cerkiewnego wyglądała następująco: „Ślusarza i popa – wołał pułkownik…Wreszcie znalazł się ślusarz odstępca, zwolniony z kryminału… Niemal po ciepłych trupach przeszli pop i pułkownik, a za nim żołnierze, znacząc posadzkę Domu Bożego krwią… Na jednym z zastygłych trupów leżał chłopiec żyjący, bosy, w płótno odziany i namiętnie się tulił do zmarłego, wołając: „Dziadku mój najmilszy, ja nie będę perekińcem, wiary nie zdradzę”… Kozacy ściągali z nieboszczyków sukmany, buty, obrączki ślubne… W zdobytej plebanii nocował pułkownik (Stein) i w myśli układał kłamliwy raport. Pop i oficerowie drzemali nad wódką”.

Józef Geresz