
Mieć w sobie upór
Gratuluję zdobycia złotego medalu w kategorii 100 kg podczas Mistrzostw Europy Polskiej Federacji Trójboju Siłowego XPC rozegranych ostatnio w Siedlcach. To nie pierwsze takie osiągnięcie...
Obroniłem tytuł z poprzedniego roku. Wcześniej zdobywałem tytuły mistrza Polski. Uprawiam ten sport od kilku lat. Jeśli uda się coś osiągnąć, to czuję się doceniony. Trójbój siłowy to w zasadzie trzy ćwiczenia: przysiad ze sztangą, wyciskanie jej na ławce i martwy ciąg, czyli wyprostowanie się ze sztangą.
Wyniki z tych trzech składowych są zliczane. Suma daje określony rezultat, który decyduje o końcowym miejscu w zawodach.
Czy wyniki osiągnięte w Siedlcach: 260 kg w przysiadzie, 180 kg na ławeczce i 270 kg w martwym ciągu zadowalają Pana?
Każdy osiągnięty wynik zadowala, jeżeli udaje się go uzyskać bez kontuzji. A gdy do tego jest jeszcze medal, to oczywiście cieszy. Wyniki osiągnięte na tych mistrzostwach są może dalekie od moich rekordów życiowych, ale mam powody do zadowolenia.
Ile wynoszą Pana rekordy życiowe?
W przysiadzie rekord wynosi 270 kg, w wyciskaniu na ławeczce – 200 kg, w martwym ciągu – 300 kg.
Imponujące osiągnięcia.
Dziękuje bardzo.
Czy w Siedlcach była mocna konkurencja?
Sporty siłowe cieszą się coraz większym zainteresowaniem. W różnych zawodach uczestniczy coraz większa liczba sportowców reprezentujących Polskę, ale też z innych państw z całego świata. W siedleckiej imprezie wystartowało ok. 200 uczestników z całej Europy. Do sekcji podnoszenia ciężarów w naszym klubie garnie się coraz więcej młodzieży. Obecnie w Olimpijczyku mamy już ponad 20 licencjonowanych zawodników. To o czymś świadczy, mimo że sporty siłowe nie są tak popularne jak piłka nożna.
Warto zauważyć, że w Polsce powstaje wiele nowych siłowni nie tylko w miastach, ale też w mniejszych ośrodkach.
Co ciekawe do sportów siłowych garnie się nie tylko młodzież męska, ale też dziewczyny i kobiety. Kiedyś siłownie kojarzyły się niezbyt dobrze. Na szczęście to się zmieniło. Gdy widzę, że w naszym klubie są młodzi ludzie w wieku 12, 13 lat, czuję zadowolenie, że również inne sporty, nie tylko piłka nożna, są w stanie ich przyciągnąć.
Był Pan sztangistą. Proszę opowiedzieć o swojej karierze…
To było ponad 20 lat temu. Zaczynałem dźwigać ciężary razem z braćmi Robertem i Marcinem Dołęgami. Jeszcze pod skrzydłami Janusza Kowalczyka, którego memoriał niedawno odbył się w Łukowie. Dawniej dźwiganie wyglądało inaczej, nie było takich warunków i możliwości jak obecnie. Ciężary podnosiło się za przysłowiowy dyplom, problemem były wtedy nawet buty. Jednak, jak widać po braciach Dołęgach, jeżeli ktoś miał pasję, to potem to owocowało.
Udało się osiągnąć jakieś sukcesy?
Zatrzymałem się na poziomie krajowym, a moje osiągnięcia sięgają mistrzostw Polski. Perypetie życiowe sprawiły, że przestałem uprawiać podnoszenie ciężarów.
Pozostał Pan jednak przy sportach siłowych. Nie udało się chyba tak wszystkiego odłożyć na bok?
Tak już jest, że jak ktoś złapie jakiegoś bakcyla, to przy tym zostaje. Moje starty w trójboju to skutek uboczny. Bardziej cieszy to, że mogę pomóc młodzieży, która trenuje w naszym klubie.
Po zakończeniu kariery sztangisty nie zerwał Pan kontaktu ze sportami siłowymi?
To było od przypadku do przypadku. Jednak około dziesięciu lat temu zacząłem bardziej tym się zajmować. I tak to ciągnę, bo trudno przestać to robić.
Jak na co dzień wygląda Pana kontakt ze sportami siłowymi?
Pomagam w klubie Olimpijczyk. Jest ciężko i każda pomoc się przydaje. Mam na myśli przede wszystkim warunki finansowe. Pomaga nam powiat, miasto i lokalny sponsor. Trenuję trzy, cztery razy w tygodniu i to chyba w moim wieku wystarczy.
Stosuje Pan specjalną dietę?
Generalnie staram się pilnować, ale im człowiek starszy, tym bardziej powinien zwracać uwagę na to, co je. Staram się to robić, ale nie powiem, żebym rygorystycznie przestrzegał diety. Chyba jak każdy lubię dobrze zjeść.
Co Panu daje kontakt ze sportem?
Na pewno zdrowie, satysfakcję, wyrzut endorfin i radość. Każdy, kto uprawia sport, wie, o czym mówię. To zadowolenie, kiedy się wychodzi z treningu, do tego spotykanie się z ludźmi z całego świata na zawodach i poczucie, że coś się osiągnęło. Należy tego spróbować. Każdego serdecznie zachęcam do uprawiania sportu. Nie trzeba osiągać wielkich sukcesów. Już to, że przyjdziemy, spróbujemy i przełamiemy się, że nie będziemy siedzieli tylko przed telewizorem, będzie osiągnięciem. Czy to spacer, czy jazda na rowerze, zróbmy coś dla siebie. To już będzie nasz sukces. Ciężko to wszystko z czymkolwiek porównać. Taka aktywność naprawdę daje dużo radości.
Po prostu małe rzeczy cieszą i dają pozytywną energię…
Jak najbardziej.
Wielu młodych ludzi, udając się do siłowni, chce szybko osiągać wyniki. Co Pan by im radził?
Oprócz radości z tego, co się robi, ważna jest systematyczność i uświadomienie sobie, że nie od razu trzeba być mistrzem. Nie warto się zafiksować, że od razu muszę wszystko osiągnąć. Wystarczy cierpliwość, wspomniana systematyczność i świadomość, że robimy coś dla siebie, dla własnego zdrowia, lepszego samopoczucia, wyglądu. Co do wyników, to one same przyjdą i nie trzeba mieć jakiegoś wielkiego talentu. Za to trzeba mieć upór, żeby się nie poddawać, kiedy przyjdą niepowodzenia. A w konsekwencji na pewno wszystko się uda.
Dziękuję za rozmowę.
Andrzej Materski