Aktualności
Między adoracją i zwątpieniem

Między adoracją i zwątpieniem

Jezusowi najpierw kłaniali się pasterze i mędrcy, potem uzdrowieni i uwolnieni.

Apostołowie, według ewangelicznych przekazów, uczynili to tylko raz (nie licząc sceny przemienienia, której świadkami byli Piotr, Jan i Jakub), kiedy ich Mistrz miał wstępować do nieba. Co skłoniło ich do takiego gestu adoracji? Zobaczyli w Jezusie Króla świata i Pana życia? Św. Mateusz dodaje jednak, że wśród jedenastu byli też tacy, którzy wątpili. Myślę, że nie chodziło mu o to, że uczniowie nie wierzyli w boskość Jezusa. Ich wątpliwości dotyczyły przyszłości. Mieli świadomość, że ostatnie trzy lata były pewnie najpiękniejszym rozdziałem ich życia. Byli przecież najbliższymi towarzyszami Mesjasza, słuchali, jak naucza, widzieli, jak czyni cuda, przekonali się, że jest potężniejszy niż każde zło i śmierć. Podświadomie czuli jednak, że kiedy Jezus odejdzie do Ojca, oni wrócą do punktu wyjścia, że znów wszystko będzie po staremu. Pewnie myśleli sobie: po co to wszystko? Jaki to miało sens, skoro się kończy?

Jezus, który przecież znał ich myśli, nie skarcił ich ani nie miał do nich pretensji, ale z cierpliwością tłumaczył, że to, czego byli świadkami przez ostatnie trzy lata, było tylko preludium i że to, co się wydarzyło w tracie Jego publicznej działalności, będzie miało swoją kontynuację. Jezus potwierdził, że jest królem, bo ma władzę nad ziemią i niebem. Jednocześnie posłał ich w świat, by nie tylko głosili Jego Ewangelię, ale też aby uczyli, jak nią żyć w codzienności. Zlecił, by udzielali chrztu w imię całej Trójcy Świętej. Obiecał, że zawsze będzie z tymi, którzy w Niego wierzą.

To Ewangelia o nas, którzy jednocześnie adorujemy Jezusa i w Niego wątpimy, słuchamy Jego słowa i uważamy, że jest niedzisiejsze, karmimy się Jego Ciałem i żyjemy tak, jakbyśmy nie mieli Go w sercu. Tak samo łatwo przychodzi nam przed Nim klękać i za chwilę zupełnie się od Niego odwracać. Może i wierzymy jeszcze w istnienie Jezusa, ale nie dowierzamy, że On działa, że jest realnie obecny w naszej codzienności, że nas kocha, że przychodzi do nas i każdego dnia powtarza: jestem z tobą do końca. Jezus nie odwraca się od nas, widząc nasze wątpliwości, ale podchodzi bliżej i zapewnia, że jest stale obecny, że ma moc i – co więcej – czyni nas odpowiedzialnymi za głoszenie Dobrej Nowiny. W słabe ręce i sklerotyczne serca wątpiących ludzi kładzie wielki skarb. Wierzy w nas bardziej niż my w samych siebie. Czy możemy to zignorować?

Agnieszka Wawryniuk