Komentarze
Źródło: ARCH.
Źródło: ARCH.

Między sumieniem a pychą

Wtorkowy wieczór okazał się zwycięski dla naszego kraju. I to w podwójnym znaczeniu - premier Beata Szydło wyszła obronną ręką z przygotowanej na brukselskich salonach hucpy przeciwko Polsce, a polscy piłkarze ręczni rozgromili Francję. Trudno było tego dnia większości Polaków spokojnie zasnąć. Bezsenność zapewne była spowodowana radością z faktu zwycięstwa, ale również i tym, że w obu przypadkach rozum studził euforię pytaniem: a co będzie dalej?

W przypadku rozgrywek sportowych sprawa jest o tyle jasna, że opiera się na przygotowaniu fizycznym i taktycznym oraz (a może przede wszystkim) na jasnych zasadach i regułach zmagań. Jednak w przypadku rozgrywki na europejskich salonach tej jasności już raczej nie ma.

Mimo pozytywnego rozegrania pierwszej fazy tej bitwy niepewność dalszych losów jest, niestety, dość znaczna. Jak dosadnie wskazał eurodeputowany PiS prof. R. Legutko, niejasne pod względem prawnym w samej UE zorganizowanie debaty na forum Parlamentu Europejskiego może wróżyć równie instrumentalne potraktowanie dalszych działań w tym gremium. To sprawia, że nie do końca mam pewność, czy wygrana została wojna, czy tylko jedna bitwa.

Stan gry

Wysłuchawszy wystąpień wtorkowych, nie tylko w czasie samej debaty, ale i innych, okołodebatowych, każdy mógł dość szybko skonstatować, że spór ma podłoże nie tyle prawne, ile raczej ideologiczne. Histeryczne wystąpienia socjalistów europejskich, liberałów czy komunizujących Zielonych, próbujące tonować sytuację głosy chadeków czy broniące naszych racji przemówienia eurosceptyków, pokazały, że w gruncie rzeczy idzie nie tyle o kilka ustaw uchwalonych przez polski parlament, ile raczej o umiejscowienie Polski w granicach narzuconych przez ideologiczne przekonania. Co prawda śmiechem tylko potraktować można takie stwierdzenia, że uzyskawszy większość w demokratycznych wyborach rząd PiS nie ma jednak większościowego mandatu do dokonywania przemian w polskim życiu społecznym i politycznym, bo nie zagłosowała na niego statystyczna większość Polaków (a któryż z eurodeputowanych może poszczycić się takim osiągnięciem?). Głupotę takiej opinii dobitniej podkreśla niepisana zasada samego Parlamentu Europejskiego, w którym wstrzymanie się od głosu oznacza milczącą zgodę na działania podejmowane przez aktualną większość. Nie można jednak przejść do porządku dziennego nad innymi tezami, wśród których najbardziej niepokojące dla wszelkich poczynań krajowych jest stwierdzenie, iż Polacy mogą wybierać sobie takie czy inne władze, ale te powinny być zmuszone podejmować decyzje tylko zgodne z unijnymi standardami prawnymi. Niestety, takie przekonanie pokazuje dość dobitnie, że mamy do czynienia ze strukturą dość bliźniaczą względem RWPG czy Układu Warszawskiego, w których również zagwarantowane były konstytucyjnie „wolne wybory”, a rządy i tak musiały dostosować się do zaleceń Moskwy. Już tylko to pokazuje, jak grząskim i wymagającym talentów dyplomatycznych terenem są „brukselskie bagna”. Złośliwości Donalda Tuska w czasie konferencji prasowej z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy czy też jego reakcja po wystąpieniu premier Beaty Szydło to tylko pogryzanie ratlerka lub yorka po nogawkach. Jedno jest wszak pewne – w tej potyczce pokazała się sztuka dyplomatyczna dzisiaj dzierżących władzę.

Przedpole czy początek strategii?

Niewątpliwie poprzedzające debatę w europarlamencie spotkanie Jarosława Kaczyńskiego z Victorem Orbanem było dyplomatycznym kamieniem milowym w tychże działaniach. Pamiętam utyskiwania publicystów, że w spotkaniu tym nie wzięła udziału premier ani nikt inny z rządu. W spotkaniu tym jednak nie o to chodziło, aby uzgadniać doraźną strategię, ale raczej o czytelny sygnał w stronę brukselskich salonów. Dla nikogo nie jest tajemnicą, że sen z powiek europejskich technokratów spędza wzrastające poparcie dla ruchów „eurosceptycznych” we wszystkich krajach UE. Przy czym należy zaznaczyć, że za „eurosceptyczne” uznawane są w gabinetach Komisji Europejskiej wszystkie stowarzyszenia i ruchy społeczne, które nie pieją z zachwytem nad „produkcją legislacyjną” tegoż gremium i nie uznają za perfumę wszystkiego, co z siebie owo ciało wypuści. Spotkanie dwóch liderów takich właśnie partii posiadających we własnych krajach większość parlamentarną musiało być odebrane w Brukseli jako konsolidacja i zacieśnianie współpracy dla osiągania celów w ramach UE. Świadczy o tym wypuszczenie w medialną przestrzeń informacji o finansowaniu przez Putina różnych partii w Europie (ponieważ był to tylko balon próbny, więc nie zaliczono do nich węgierskiego Fidesu czy polskiego PiS, ale przyszłość w tym względzie jest niepewna) czy też podejmowane w polskich mediach próby dyskredytowania węgierskiego przywódcy. Jednakże ruch Kaczyńskiego okazał się nader skuteczny. Jeśli dodatkowo połączy się to z ogłoszonym w dniu debaty w Parlamencie Europejskim stanowiskiem Grupy Wyszehradzkiej w sprawie kwot imigracyjnych, wówczas można przyjąć, że działania dyplomatyczne osiągnęły właściwy sobie skutek i w połączeniu ze świetnym przygotowaniem polskiej premier odniosły sukces uznany już nawet przez zachodnie think tanki.

Uwaga na europejskie wojaże

Warto jednak zwrócić uwagę na pewne wydarzenia, które pod wpływem zachwytu nad sukcesem możemy przeoczyć. W dniu debaty w Parlamencie Europejskim poseł Ryszard Petru udzielił wywiadu stacji RMF, w którym podzielił się wrażeniami po spotkaniu z władzami Holandii, przewodniczącej obecnie UE. W wywiadzie tym wspomniał, iż przekazał swoim rozmówcom informację, iż w Polsce jest opozycja, zdolna do sprawowania rządów. Pytanie tylko, po co takie stwierdzenie padło? Czy nie jest to przypadkiem znana z polskiej historii sytuacja, którą można zamknąć w innym stwierdzeniu: załatwcie swoje na europejskiej arenie, a tym utorujecie nam drogę do władzy, którą sprawować będziemy w ścisłej współpracy z wami? Sam przewodniczący Nowoczesnej nie krył w wywiadzie gry na przedterminowe wybory, a jeden z posłów tejże partii niedwuznacznie zasugerował po debacie, że przecież będą jeszcze inne zmiany prawne w Polsce, które stanowić mogą doskonały pretekst do dalszych działań na forum UE. Drugim faktem niepokojącym było załatwienie przez nie wiadomo kogo spotkań liderów KOD-u z dygnitarzami europarlamentu, co ciekawe – z tymi, którzy potem najbardziej atakowali nasz kraj na sali plenarnej. Ale z historii wiemy, że caryca Katarzyna sponsorowała takie liberalne tuzy, jak Wolter czy Diderot. Nie można jednak bagatelizować tych sygnałów, gdyż ważne są one dla przyszłości. Warto więc w obliczu tych zapowiedzi zastanowić się, jako obywatele suwerennej i niepodległej Rzeczpospolitej Polskiej, czy w tym stanie opowiemy się po stronie sumienia, czy też pójdziemy drogą pychy.

Ks. Jacek Świątek