Miłość nie zna lęku
Wykład i zawarte w nim postulaty ukazują coraz mocniejszą tendencję w polskim Kościele, by cenzurować Ewangelię, wycinając z niej wszystko, co wzmiankuje o Bożej sprawiedliwości, odpowiedzialności za czyny, konsekwencjach podejmowanych wyborów, pozostawiając mgliste, bliżej nieokreślone pojęcie miłosierdzia rozumianego jako powszechna abolicja.
A wszystko po to, „aby było miło”, żeby nikt, słuchając Ewangelii, nie „zestresował się”, aby poprzez „dostosowywanie się” do świata obniżać stale wymagania moralne do akceptowalnego „róbcie, co chcecie”. Bo Pan Bóg i tak was kocha. Owszem, miłość Boga jest bezwarunkowa, ale wystarczy popatrzeć na jej najpełniejszy wymiar ucieleśniony na Golgocie czy poczytać „Hymn o miłości” św. Pawła, by zobaczyć, że jest ona jednak znacząco inna od tej ukazywanej w serialach na Netfliksie. I że człowiek, jako istota wolna, może ją odrzucić. Co wtedy? Na siłę „windą do nieba”?…
Jak to jest z tym „straszeniem”?
Zaprzyjaźniony dominikanin, który kilka lat spędził na studiach w Szwajcarii, opowiadał mi o swojej pracy (pomoc duszpasterska) w jednej z tamtejszych parafii. Którejś niedzieli, kończącej rok liturgiczny, była czytana Ewangelia o sądzie ostatecznym (Mt 25,31-46). Temat dobry, by podczas homilii poruszyć kwestie związane z eschatologią. ...
Ks. Paweł Siedlanowski