Mission: impossible
Przyszedł on do Jezusa, by uzyskać odpowiedź na nurtujące go pytanie: „co należy czynić, aby osiągnąć życie wieczne?”. Gdy tylko w toku rozmowy pochwalił się Jezusowi, że skrupulatnie wypełnia przykazania, Jezus podniósł poprzeczkę, zapraszając, by wyrzekł się tego, co posiada, i poszedł za Nim. Było to jednak zadanie, które na tamten moment go przerosło. Rodzi się tutaj luźne skojarzenie z tytułem popularnego amerykańskiego filmu akcji: „Mission: Impossible”, co w wolnym tłumaczeniu możemy oddać jako „misja niemożliwa do spełnienia”. Główna postać filmu – agent rządowej tajnej jednostki – podejmuje się zadań, których cele są wręcz nieosiągalne. My też mamy w swoim życiu duchowym takie „niemożliwe misje”; Pan Bóg jednak wzywa nas do podejmowania się nich oraz odrzucenia lęku przed nimi, nie tylko po to, by przekraczać siebie, by walczyć o niebo, ale też po to, by pomnażać chwałę Bożą na ziemi. Słusznie zauważa Jezus, iż to, z czym mamy największy problem jako Jego uczniowie, to wyrzeczenie się dóbr materialnych. Przyzwyczajenie do luksusu bardzo często jest hamulcem szczęścia. Posiadanie nie jest samo w sobie czymś złym, ale może stać się nieokiełznaną siłą, która skutecznie nas zniewoli. Co ciekawe, greckie słowo „opuścić” użyte w tym tekście kilkakrotnie oznacza nie tylko „zostawić coś lub kogoś”, ale także „odpuścić winę”, „przebaczyć”. Czy to przypadek? Czy nie widzimy tutaj podobieństwa w skali trudności wykonania owych czynności? Trudno opuścić „swoje posiadłości”, ale chyba znacznie trudniej jest przebaczyć komuś winę. Już Ojcowie Kościoła zauważyli związek między nieumiejętnością wyrzeczenia się światowych dóbr a niezdolnością do przebaczania. Jedno i drugie jest w pewnym sensie chciwością. Jedno i drugie stanowi naszą „mission: impossible”, czyli takie zadanie, które na pierwszy rzut oka nas przerasta. Gdy więc już na starcie zrezygnujemy z podjęcia się wyzwań, jakie nam stawiają, skazujemy siebie najpierw tutaj, za życia, na stopniowe oddalanie się od Jezusa z pochmurną twarzą, niczym dzisiejszy rozmówca Jezusa, a w dalszej konsekwencji na utratę wiecznego zbawienia. Warto zatem przynajmniej spróbować wziąć byka za rogi.
Ks. Rafał Soćko