Komentarze
Moda na zło

Moda na zło

Śledząc medialne przekazy autobiograficzne można ostatnio odnieść wrażenie, że szczególną popularnością cieszą się wyznania dotyczące popełnionego zła. Kolejne panie przyznają się do tego, że dopuściły się aborcji; oczywiście, nie traktując jej w kategoriach dzieciobójstwa, ale „zabiegu” ponoć powszechnego.

Panowie zaś opowiadają o swoich podbojach seksualnych, najczęściej z lat młodości. To, co dawniej stanowiło swoiste tabu, obwarowane zarówno obyczajem dyskrecji, jak i tradycją skromności, czystości, teraz staje się głośnym przedmiotem medialnych sensacji, przy których Casanova wysiada w przedbiegach.

Publiczne obnażanie się ze swoich grzechów, popełnionego zła, ma w sobie nie tylko coś z natrętnego ekshibicjonizmu, ale może także stanowić element kampanii mającej na celu rewolucyjną zmianę społecznej mentalności i obyczajowości. Tak jawnie przedstawione zło, pozbawione jednocześnie wymiaru destrukcyjnego, jawić się bowiem może jako alternatywa wobec dobra i odwiecznych norm moralnych. Asymilacja zła w przestrzeni publicznej grozi zaś destrukcją i to zarówno w skali indywidualnej, jak i społecznej, narodowej, politycznej. Zło – warto w tym miejscu przypomnieć naukę Kościoła! – zawsze jawi się jako jakieś pozorne dobro, zawsze szuka wytłumaczenia w pseudoszlachetnych motywach, fałszywych celach i dogodnych okolicznościach.

Kolejnym tego przykładem jest sprawa obecności krzyża w sali obrad plenarnych polskiego sejmu. Postulat jego usunięcia pod pozorem tolerancji wobec niewierzących ma się, jak widać, nijak wobec postulatu przestrzegania praw osób wierzących. Takie zestawienie to już jakiś absurd! Idąc tropem podobnego rozumowania, czyli pomysłu usuwania krzyża z przestrzeni publicznej, należy przewidywać, że kolejne postulaty będą dotyczyć krzyży w szkołach, przy drogach, a może i na cmentarzach. Ciekawe też, co ci politycy, tak uparcie dążący do usunięcia krzyża z sejmu, zrobią następnie z krzyżem na Giewoncie, pomnikiem poległych stoczniowców w Gdańsku i nazwą Gór Świętokrzyskich? Takie absurdalne zobrazowanie przywołałem po to, by uzmysłowić bezsens niektórych działań podejmowanych przez przedstawicieli narodu. Najważniejszym problemem w Polsce współczesnej jest bowiem nie kwestia światopoglądu, nietolerancji wobec niewierzących, ale ogólna kondycja państwa, z którego wyemigrowały miliony obywateli, kolejne pozostają bezrobotne, a następne miliony przedstawicieli najmłodszych pokoleń pozbawione są jakichkolwiek perspektyw na godne życie. W oderwaniu od dobra czynionego w sferze publicznej nie da się zbudować Polski dostatniej i nowoczesnej. Marnowanie energii na promowanie zła, lansowanie nowej, liberalnej moralności, walkę z krzyżem wydaje się tylko zasłoną dymną mającą osłonić nieudolność polityków nieumiejących poradzić sobie z problemami państwa i zarządzaniem tak skomplikowaną strukturą, a przede wszystkich niemających spójnej wizji rozwoju i przyszłości. Dawne skojarzenie z podziałem na „my” – naród i „ oni” – władza powraca jak bumerang, a szkoda.

Grzegorz Łęcicki