Mój słodki…
W takiej sytuacji pozostawało mi w duchu jedynie pogratulować młodej kobiecie odwagi, bezpośredniości i szybkości w skracaniu dystansu. O czym myślał ów młodzieniec, nie wiem, bo nie zdradził się ani słowem. Na szczęście kasjerka postanowiła nie trzymać mężczyzny dłużej w niepewności i rozwiała wszelkie wątpliwości: - Chcesz kupić 10 kg cukru, a limit w naszym sklepie wynosi 5 kg na osobę... I tak oto stałam się świadkiem walki z najbardziej palącym problemem ostatnich tygodni, czyli dostępnością słodkiego surowca. Ci, którzy stoją za spekulacjami dotyczącymi cen cukru, powinni zostać okrzyknięci mistrzami marketingu.
Potrafili wmówić ludziom, że ten biały proszek to w tym momencie najpotrzebniejszy produkt, i że muszą go zdobyć tu i teraz, choćby trzeba było zapłacić za niego najbardziej horrendalną cenę. Surowca na rynku przecież nie brakuje – jesteśmy wszakże jednym z jego największych producentów w Europie. Rosnące ceny spowodowała inflacja? Niekoniecznie, cukier na sklepowych półkach pochodzi z produkcji nienaznaczonej jeszcze jej skutkami. Po prostu ktoś rzucił hasło, że ten produkt będzie drożeć, a nawet może go zabraknąć. To wystarczyło, aby w sklepach momentalnie zaczęły znikać zapasy, a kolejnym krokiem w niektórych marketach było wprowadzenie reglamentacji. To wielu z nas jest znane z dawnych czasów. Ostatnio w sieci nawet krąży mem: „- Tato, jak było w PRL? – Zobaczysz”.
Czasy robienia zapasów musiała mieć w pamięci – albo przynajmniej znała z opowieści – pewna 44-latka z Podlasia. Kobieta zamówiła przez internet 26 worków po 25 kg cukru w każdym, co daje w sumie 650 kg tego surowca łącznie. Zapłaciła za to 1 tys. zł. Niestety, zamiast zrobić interes życia, wpadła w sidła oszusta. A to ponoć nadmiar cukru, a nie jego brak, w organizmie utrudnia jasne myślenie. Zagadką pozostanie, po co było tej kobiecie tyle kilogramów białego proszku. Czyżby chodziło o potwierdzenie procentu cukru w cukrze w zależności od podziemnego promieniowania? Złośliwym na hasło: „Podlasie” przychodzi do głowy myśl, że pewnie potrzebowała surowca do pędzenia bimbru, i przewidują, że w najbliższym czasie mogą opóźnić się dostawy „Ducha Puszczy”.
Skoro wracamy do PRL-u, to w owych czasach w ramach zacieśniania międzysąsiedzkich relacji na porządku dziennym było pożyczanie od sąsiada szklanki cukru. Dziś, kiedy wspomniany towar zdobył miano luksusowego, to raczej nie do pomyślenia. Bo czym ów pożyczający mógłby się odwdzięczyć, by było równie na bogato? Workiem chrustu?
Ciekawe tylko, czy jakieś miłosne historie zaczęły się od owej szklanki cukru… To byłby kryształ.
Kinga Ochnio