Moja droga różańcowa
Moja prababcia powiadała tak: „Nigdy nie biegnij za kimś, kto będzie mówił, że lepsza jest taka wiara albo taka, bo staniesz i nie będziesz wiedziała, co robić. Weź różaniec do ręki i módl się, czytaj książeczkę do nabożeństwa, a na pewno nie zbłądzisz” - wspomina. A dzieląc się swoim doświadczeniem ukochania modlitwy różańcowej, przyznaje, że z perspektywy lat lepiej widzi, ile zawdzięcza rodzinie.
To mocny fundament wiary, modlitwy i trwania przy Kościele. – Wszystko wynosimy z domu. Nawet jak w młodości przychodzi bunt, to później człowiek i tak wraca do tego, co kultywowali rodzice – zaznacza.
Wzór rozmodlenia
– W mojej rodzinie, z pokolenia na pokolenie, krzyż, różaniec i modlitwa zawsze były na pierwszym miejscu. Zelatorką była już moja prababcia – Marianna Łoszak. Mieszkała z nami do śmierci. Miała duży udział w wychowaniu mojej mamy, a potem i mnie. Myślę, że w sprawach wiary wywarła też wpływ na mego tatę. Często opowiadała o czasach unickich, gdy nie było gdzie się modlić, bo „biały kościół”, jak tutaj mówiono na kościół parafialny, został zabrany na cerkiew – wyjaśnia pani Mariola, dodając, że to dzięki prababci zaczęła wchodzić w klimat Żywego Różańca. Kiedy na zmiankę po Sumie w pierwszą niedzielę miesiąca nie przyszła któraś z pań z jej koła, brała mnie za rękę i szłyśmy „po chałupkach”, żeby roznieść nieodebrane tajemniczki. Gdy sama nie dawała już rady chodzić, z tą „misją” wysyłała mnie. Niczego nie zapisywała, ale zawsze pamiętała, kto odmawia jaką tajemnicę. Z czasem zelatorowanie przekazała mojej mamie – opowiada M. ...
LI