Rozmaitości

Moją pasją jest ziemia

Kocham ziemię. To jest moje życie - mówi Sławomir Tupikowski. Wraz żoną Jolantą w Wólce Zdunkówce w gminie Wohyń prowadzą gospodarstwo, które często stawiane jest za wzór nie tylko w regionie, ale i Polsce.

Praca na roli stała się dla nich nie tylko źródłem utrzymania, ale też pasją, w której widać dobrą rękę i serce. Wólka Zdunkówka to wieś znajdująca się 18 km do Radzynia Podlaskiego. To właśnie tu znajduje się gospodarstwo J. i S. Tupikowskich, którzy na ponad 200 ha słabych i średnich gleb uprawiają rzepak ozimy, pszenicę, pszenżyto, kukurydzę i soję.

Moją pasją jest ziemia

W pracach zawsze mogą liczyć na pomoc czwórki dzieci. Troje jest już dorosłych, a najmłodsza córka uczy się w liceum. Na wsi chce zostać syn, by kontynuować tradycję rodziców. – Obecnie studiuje mechatronikę na Politechnice Warszawskiej. Wielu dziwi się, czemu nie rolnictwo. Jednak tego nauczył się, pracując na co dzień w gospodarstwie. Poza tym prowadzone są u nas różnego rodzaju szkolenia i pokazy. Brakuje nam za to wiedzy informatyczno-mechanicznej dotyczącej nowoczesnych urządzeń i maszyn, która wciąż się rozwija. To nasza przyszłość – wyjaśnia S. Tupikowski, który od dziewięciu sezonów nie używa pługa, a wszystkie rośliny są uprawiane w technologii pasowej.

 

Zaczęło się od 6 ha i konia

Pan Sławomir swoją przygodę z gospodarstwem zaczął w 1985 r., kiedy przejął je po rodzicach. – Tata z zawodu był cieślą i nie przepadał za gospodarzeniem. Gdy powiedziałem, że wybieram się do średniej szkoły rolniczej, nie odzywał się do mnie przez dwa tygodnie. Myślał o innej przyszłości dla mnie. Ja się jednak uparłem. Zamiłowanie do ziemi mam chyba po dziadku, ojcu mamy, który – jak na przedwojenne i powojenne lata – był nowoczesnym rolnikiem – opowiada. Na początek S. Tupikowski otrzymał ponad 6 ha pola, lasu i łąk oraz konia. W 1995 r. ożenił się z Jolantą i razem zaczęli prowadzić gospodarstwo mieszane, zajmując się produkcją roślinną i zwierzęcą, przy czym do 2004 r. to trzoda chlewna stanowiła dominujący element.

W 2000 r. Tupikowskim udało się w jednym zakupie – i po niemałej cenie – nabyć po byłej Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej ok. 100 ha pola. – Swojego mieliśmy wtedy 12 ha, więc porwaliśmy się trochę z motyką na słońce – ocenia tamten krok. – W dodatku były to słabe gleby i niektórzy już wieszczyli nasz upadek – dodaje. Jednak państwo Tupikowscy zakasali rękawy i po prostu wzięli się do ciężkiej pracy. Z pomocą przyszła Unia Europejska, po wejściu do której rolnicy mogli korzystać z wielu programów pomocowych. Z uwagi na prowadzenie działalności na obszarach o niekorzystnych warunkach udało się pozyskać wyższe dopłaty i inne profity. Z Sektorowego Programu Operacyjnego na lata 2004 – 2006 Tupikowscy otrzymali 300 tys. zł. Za środki z tzw. starego PROW utwardzili podwórko i wybudowali kotłownię na biomasę. – Od 17 lat jesteśmy pod tym względem niezależni. Palimy zepsutymi nasionami, ziarnem, a także pelletem – tłumaczy.

Z kolei w latach 2007-2013 unijne pieniądze przeznaczyli na zakup ciągników i maszyn.

 

Trzeba mieć plan

Jak podkreśla pan Sławomir, zawsze starali się mieć z żoną konkretny plan. – Nie chodziło o to, by kupić maszynę, aby była czy dlatego, że sąsiad taką ma. Każdy krok powinien być przemyślany. Tak było z naszą hodowlą. Najpierw weszliśmy w uprawę pszenicy, potem pszenżyta, rzepaku ozimego, soi i kukurydzy. Od ponad 20 lat zbieramy właśnie rzepak ozimy, choć podobno na takiej ziemi się nie da – twierdzi i opowiada, jak im się udało. – Rzepak jest rośliną o jednym z najdłuższych okresów wegetacyjnych. Przebywa na polu przez cały rok: sieje się już w sierpniu, a zbiera dopiero za 11 miesięcy. Rośnie zatem do zimy. I choć może nie uzyskujemy rewelacyjnych plonów, to są one ekonomicznie bardziej uzasadnione niż sianie w tym czasie zboża. Bo jak urodzi się 2,5 t nawet w słabych glebach i złym roku, to z 10 t owsa byłoby go zaledwie 3 t i po znacznie niższej cenie – zaznacza.

 

Strip-till i satelita

Od momentu, gdy Tupikowscy zaczęli uprawiać ziemię, pan Sławomir ma w głowie zdanie, które usłyszał w szkole: gleba to coś najcenniejszego na świecie. – Rolnik dostaje w ręce żywy organizm, bo w 1 ha znajduje się nawet 20 t żywych organizmów, od dżdżownic po najmniejsze ustroje. Warto o nie dbać, bo produkują próchnicę, a ta pomaga w gromadzeniu wody – tłumaczy rolnik. M.in. ze względu na zachowanie wilgotności gleby państwo Tupikowscy zmienili technikę jej uprawy z orkowej, płużnej na pasową (z angielskiego strip-till). – Krótko mówiąc, polega na spulchnianiu pasa gleby bez jego odwracania i połączona jest bezpośrednio z siewem nasion i nawozów mineralnych. Przeprowadzenie trzech zabiegów w trakcie jednego przejazdu pozwala ograniczyć straty. Sposób ten wymaga użycia specjalistycznego sprzętu – siewnika do uprawy i siewu pasowego oraz ciągnika o dużej mocy – wyjaśnia, dodając, że przestrzenie między pasami pozostają nienaruszone – są pokryte mulczem, np. słomą lub resztkami pożniwnymi, które stanowią nie tylko źródło materii organicznej, ale także ograniczają parowanie wody z gleby.

Do precyzyjnego nawożenia S. Tupikowski wykorzystuje aplikację SatAgro. Na podstawie zdjęć satelitarnych tworzone są mapy, na których kolorami oznaczana jest ilość zielonej masy roślinnej na poszczególnych fragmentach pól. Dane są wprowadzane do komputerów w ciągnikach współpracujących z rozsiewaczem i opryskiwaczem, ale nie bezpośrednio. Rolnik dokonuje w nich własnych korekt, stosując zasadę „odwróconej dawki”. Znając doskonale swoje pola, wie, że w miejscach, gdzie biomasy jest mało, często występuje po prostu słaba gleba i nie ma sensu nawozić tych punktów większą dawką azotu, tylko mniejszą. Pozwala to na oszczędności. Jednak to niejedyne korzyści. – Dzięki uprawie pasowej, czyli bezorkowej, obniżyliśmy zużycie paliwa o 20% i o 30% nawozów. Poza tym w pole nie muszą wyjeżdżać cztery maszyny, ale jedna, która wszystko zrobi. Zatem zyskaliśmy coś bardzo cennego: czas – zauważa pan Sławomir.

 

Najbezpieczniej w kraju

Nowoczesne technologie w gospodarstwie są ważne, ale dla państwa Tupikowskich jeszcze ważniejsze jest bezpieczeństwo. Są zresztą laureatami wielu konkursów, a w 2023 r. zostali zwycięzcami XX Ogólnokrajowego Konkursu „Bezpieczne Gospodarstwo Rolne”. – Tu chodzi o zdrowie i życie nas oraz naszych najbliższych. Od 30 lat nie zdarzył się nam żaden wypadek – zaznacza S. Tupikowski. – Jednak nie dbamy o bezpieczeństwo tylko po to, by wygrywać w konkursach, po prostu mamy to we krwi – zapewnia, deklarując, że nawet jeśli w warsztacie nie będzie światła, jest w stanie znaleźć najmniejsze narzędzia, bo zawsze odkłada wszystko na miejsce. – Maszyny muszą być sprawne, posiadać osłony. Nie wyobrażam sobie, by w gospodarstwie nie było dzisiaj gaśnicy. Mamy punkt przeciwpożarowy, gdzie znajdują się dwie gaśnice, koc do gaszenia, szpadel, woda, piasek. W każdym pomieszczeniu jest gaśnica z instrukcją obsługi, apteczki. A bez odpowiedniego obuwia i ubrania nie wychodzę do pracy – wylicza.

W gospodarstwie wyodrębniono też pomieszczenie do przechowywania środków ochrony roślin. Jest ono wentylowane i znajdują się tam środki do neutralizacji. Wszystko zabezpieczone matami chłonnymi. – Mamy punkt do napełniania opryskiwacza. Jeśli piana spłynie do studzienki, można ją wywieźć do specjalnego zakładu utylizacji – podkreśla.

Są zwycięzcami i laureatami wielu konkursów, m.in. Rolnik-farmer roku, Innowacyjny Farmer 2022, AgroLiga 2021 – nagrodę odbierali z rąk prezydenta Andrzeja Dudy w Pałacu Prezydenckim, a także Rolnik z Lubelskiego 2024, w którym zajęli pierwsze miejsce w kategorii „produkcja roślinna”. – Cieszymy się, że urząd marszałkowski w Lublinie zauważył nas i docenił. Gdziekolwiek jesteśmy, staramy się promować naszą wieś. Gdy mam możliwość publicznego wystąpienia, z dumą mówię, że pochodzę z Wólki Zdunkówki w gminie Wohyń – zaznacza. – Staramy się uczestniczyć w życiu, zmieniać rolnictwo, ale nie na siłę. To, co robimy, czyli nasza uprawa, nie jest łatwa, bo nie wybacza błędów. Nie nadaje się na wszystkie gleby i nie każdy sobie z tym poradzi. Wiemy to, bo prowadzimy szkolenia siewu pasowego. Niektórzy się zachwycają, pozostali raz zrobią i więcej nie praktykują. Twierdzą, że wygodniej będzie zaorać. Niestety, wówczas niszczą życie biologiczne. A jak już wspomniałem, gleba to coś najcenniejszego na świecie. Bez niej nie ma życia, jak np. na Księżycu czy na Marsie. Dlatego musimy o nią dbać – przypomina.

 

Dla siebie i dla innych

Pan Sławomir przyznaje, że być dzisiaj rolnikiem nie jest łatwo. – Uczestniczę w protestach i wspieram je. To przykre, że tak wielu ludzi musi wyjść na drogi, by dopominać się o swoje, ale dostrzegam w tym pewien pozytyw: mamy wielu młodych rolników. To najmłodsze rolnictwo w Europie i to m.in. nie podoba się Niemcom czy Francuzom – zauważa. – Przeżywamy 20-lecie wstąpienia do UE, co, kolokwialnie mówiąc, dało nam rozwojowego kopa. Poczyniliśmy ogromne postępy, tymczasem w zamyśle krajów zachodnich mieliśmy być raczej rynkiem zbytu. To my mieliśmy jechać do Niemiec na szparagi, pracować tam. Tymczasem zajmujemy w Europie jedno z czołowych miejsc w produkcji drobiu, warzyw, jabłek. Staliśmy się niewygodną konkurencją, dlatego chcą nas pognębić – uważa S. Tupikowski, przyznając ze smutkiem, że odnosi wrażenie, iż protesty nie przynoszą efektów. Jego zdaniem musimy zrozumieć, że tzw. zielony ład czy odejście od paliw kopalnych dotyczą całego społeczeństwa, a nie tylko rolników.

– Kocham to, co robię. Kocham ziemię, to moje życie i pasja. Jestem dumny, że – bo chyba mogę tak powiedzieć – coś udało mi się zrobić dla siebie i innych – mówi pan Sławomir, który chętnie dzieli się swoją wiedzą z rolnikami i instytucjami. Blisko współpracuje m.in. z Lubelskim Ośrodkiem Doradztwa Rolniczego, grupą Azoty, Instytutem Upraw Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach, Polską Akademią Nauk. Do gospodarstwa przyjeżdżają też zorganizowane grupy rolników, w tym zagraniczne. On sam uczestniczy w różnego rodzaju seminariach, wykładach czy targach, bo jak mówi, zawsze można się czegoś nauczyć.

DY