Mundial od kuchni
Były to moje pierwsze mistrzostwa i, mimo że narzekałem trochę na poziom, sentymentalnie będą jednak zapamiętane. Pięć tygodni w RPA, wiele nieprzespanych nocy, jeszcze więcej przejechanych kilometrów, 18 obejrzanych meczów, w tym finał, półfinał, dwa ćwierćfinały. Miałem szczęście zobaczyć pięć spotkań mistrzów świata, Hiszpanów. Byłem na siedmiu stadionach, nie widziałem tylko trzech. Zdążyłem zatem zobaczyć ten kraj, wyrobiłem sobie też pogląd na poziom tych mistrzostw.
Jakie wrażenia?
Trzeba je podzielić na piłkarskie i organizacyjne. Wiem, że narzekano czasami na poziom mistrzostw, ale poza słabymi meczami rozegrano też sporo wspaniałych. Finał był, można powiedzieć, brutalny, ale też miał swoją historię. Piękny półfinał Hiszpania – Niemcy, wspaniałe spotkania Ghana – Urugwaj oraz Niemcy – Anglia. Nowi bohaterowie jak Thomas Müller, wielcy przegrani jak Diego Maradona, Wayne Rooney czy Cristiano Ronaldo. Gdy wróciłem z RPA, oglądałem w telewizji mecze naszych drużyn w pucharach. Pytałem siebie: Czy to aby nie piłka amatorska, plażowa? Nie narzekajmy więc na poziom tego Mundialu. Jeżeli chodzi o organizację, w pamięci kibiców zostanie obraz kraju niebezpiecznego, stojącego w dużych korkach, ze słabą komunikacją publiczną, z nabrzmiałymi problemami, których nie udało się rozwiązać przed mistrzostwami. Tym, czego trzeba zazdrościć RPA, są autostrady – duża sieć, połączone największe miasta. Tutaj możemy się wstydzić.
RPA to kraj kontrastów. Z jednej strony bogactwo, z drugiej – dużo biedy…
Kontrasty, choć miejscowi wolą słowo „różnorodność”, to słowo klucz do interpretacji i analizy tego, co się dzieje w RPA. Przejeżdżając przez niektóre dzielnice Johannesburga, widzimy olbrzymie wille, jak u Carringtonów w „Dynastii”. Posiadłości naszych milionerów w Konstancinie mogłyby tam pełnić rolę garaży. Ogromne bramy, wielkie ogrody… Ale kiedy wyjeżdżamy poza miasto, spotykamy domy z blachy pokryte folią, na której leżą kamienie dla zabezpieczenia przed większym podmuchem wiatru.
Czy bywało niebezpiecznie?
Na pewno w Johannesburgu. Co ciekawe, dwa stadiony w tym mieście zostały umiejscowione obok dwóch dzielnic słynących z przestępczości. W jednej z nich, Hillbrow, dla ludzi o białej karnacji było niebezpiecznie nawet w dzień. Mieliśmy w tym miejscu pewną przygodę. W jednej ze szkół mieszkała reprezentacja Holandii. Wyszliśmy z tej szkoły i próbowaliśmy znaleźć taksówkę. Dopadła nas policjantka i powiedziała, że zaprowadzi nas do kolejnego patrolu tak, żebyśmy nie musieli ani przez chwilę iść sami, bo ona się boi o nasze bezpieczeństwo. Druga dzielnica, a w zasadzie miasto, Soweto, plasowała się obok stadionu Soccer City. Słynie ona także z ogromnej przestępczości. Nasza opiekunka uprzedzała nas, że jeśli chcemy się poruszać po Johannesburgu po zmroku, to tylko samochodem. Gdy jest ciemno, każdy spacer może skończyć się rabunkiem. Spotkało to kolegów z „Gazety Wyborczej”, którzy zatrzymali się na czerwonym świetle. Wybito im szybę w samochodzie, zabrano laptopa, aparat… Nawet szczególnie się nie szarpali, bo wiedzieli, że każdy taki osobnik może wyciągnąć broń i przyłożyć do głowy. To jest jedna strona RPA, ale np. 1000 km dalej, w Kapsztadzie, można już swobodnie się poruszać, są dyskoteki, restauracje.
Kilka słów o hotelach. Były informacje, że były one o różnych standardach.
Hotele to też był problem. FIFA na rok przed rozpoczęciem mistrzostw zarezerwowała większość hoteli. Potem okazało się, że ze wszystkich nie skorzysta. W ostatniej chwili zwolniła miejsca, ale turyści już o tym nie wiedzieli. Było dużo nieporozumień. Pojechałem na mecz Hiszpania – Niemcy i okazało się, że w hotelach nie ma wolnych miejsc. Przez infolinię miła pani zobowiązała się znaleźć mi nocleg. Znalazła – remontowany dom spokojnej starości, gdzie unosił się zapach stęchlizny, a pościel – lepiej nie mówić… Ogólnie rzecz biorąc: dramatyczne warunki.
Jak mieszkańcy RPA odbierali mistrzostwa? Czy na ulicach uwidaczniała się atmosfera ze stadionów?
Osoby, które były już na kilku mistrzostwach, porównywały atmosferę do tej, która była w Ameryce Południowej. Trzeba pamiętać, że mieszkańcy są tam podzieleni. Piłka nożna jest sportem czarnych, zaś rugby – białych. Dopóki grali gospodarze, na ulicach były wuwuzele i różnego rodzaju tańce. Niektóre zachowania wręcz irytowały, lecz trzeba było je uszanować. Po wyeliminowaniu RPA tego festiwalu już nie było.
Jaki był odbiór wuwuzeli na stadionie?
Na mecz otwarcia poszedłem bez zatyczek do uszu i prawie 90 tys. wuwuzeli dało o sobie znać. Później miałem problemy ze snem i bólem głowy. Na następny mecz zaopatrzyłem się w stepery do uszu i już miałem spokój. Myślę, że ten sposób kibicowania jednak nie jest najlepszy, ale to element lokalnej tradycji. Tam wuwuzele są wszędzie. Słyszałem, że jak pan młody idzie do ślubu, to drużba też dmie w trąbę.
Jak kształtują się ceny, koszty utrzymania w RPA?
Oczywiście na czas mistrzostw ceny wzrosły 2-, 3-krotnie. Najwięcej zarobku mieli taksówkarze, bo, jak wcześniej wspomniałem, RPA to kraj bez transportu publicznego. Za taksówkę trzeba zapłacić 2-3 razy drożej niż choćby w Warszawie. Jeżeli chodzi o podstawowe produkty, ceny nie różnią się tak bardzo. Obiad w restauracji można było zjeść za 30-50 zł. Ceny biletów na mecze były ustalone przez FIFA. Bilet na jeden mecz kosztował 100 euro. Na bazie noclegowej miejscowi także chcieli zarobić, w efekcie w Johannesburgu trudno było znaleźć hotel poniżej 100 euro.
Sprawa turystów. Było ich mniej głównie chyba z powodów finansowych, a także bezpieczeństwa…
Na pewno. Natomiast wierni fani, jak choćby Holendrzy, których przyjechało najwięcej, nie bali się tego. Do Afryki zjechał praktycznie cały świat, a koszty też nie były im straszne.
Jak widzisz najbliższą największą imprezę piłkarską Euro 2012, która odbędzie się w naszym kraju?
Patrzę na nią z optymizmem. Stadiony ładnie się budują. Wczoraj przejeżdżałem koło Stadionu Narodowego w Warszawie, który rośnie w oczach. Skoro mundial odbył się w kraju bez komunikacji miejskiej, gdzie znajdują się najniebezpieczniejsze na świecie miasta, trudno nie być optymistą. U nas dużo mówi się o drogach – nie będziemy mieć takich, jakie pobudowano w RPA. Resztę naprawdę mamy całkiem niezłą. Warszawa już jest przygotowana, tak jak inne większe polskie miasta. Dla FIFA i UEFA ważne jest, żeby był hotel, lotnisko i dobry dojazd na stadion. To na pewno zapewnimy. Tych, którzy martwią się o organizacje Euro 2012 uspokajam – nie ma się czego bać. Może metro nie podjedzie u nas pod stadion, może niektórzy utkną w korkach, ale Polska da kibicom z całego świata atmosferę. Jesteśmy gościnni, spontaniczni, lubimy zabawę. I takie fakty zostają w pamięci, a nie to, czy pociąg spóźnił się 10 minut.
Dziękuję za rozmowę.
Oprac. Mateusz Ciulak
Andrzej Materski