Aktualności
Muzyka miłości czy kakofonia zazdrości?

Muzyka miłości czy kakofonia zazdrości?

Bardzo często, kiedy w sposób sarkastyczny mówimy o naszych relacjach rodzinnych, stwierdzamy: „z rodziną wychodzi się najlepiej na fotografii!”, dając tym samym do zrozumienia, że nie możemy liczyć na nikogo bliskiego.

Na pierwszy rzut oka na przysłowiowej „fotografii” wszystko wygląda pięknie: panuje zgoda, miłość, solidarność. Więzy rodzinne bywają jednak nieco bardziej skomplikowane i dalekie od idyllicznego ideału. Zdarza się nawet, że brat brata gotów jest utopić w łyżce wody. Steruje nami zazdrość. Różnego rodzaju animozje urastają niekiedy do piramidalnych rozmiarów, wymykając się spod kontroli.

Doskonałą ilustrację takich połamanych sytuacji rodzinnych jest dobrze nam znana przypowieść o synu marnotrawnym. Drugoplanowym bohaterem tej sceny jest starszy brat, o którym chyba mówi się najmniej. A szkoda! Jego psychologiczne „portfolio” to miniaturka wielu z nas. Postawmy się na jego miejscu. Ciężko pracuje w majątku ojca. Zdaje się być mu wierny i posłuszny – w przeciwieństwie do młodszego brata: utracjusza, bawidamka i rozrzutnika. Może konkurował z nim w dzieciństwie, bo był on jako młodszy pupilkiem, oczkiem w głowie mamusi i tatusia?

Ów starszy brat wraca z pola i słyszy muzykę. Komentujący Biblię zwracają uwagę, że ta muzyka w sposób symboliczny może świadczyć o harmonii, jaka zapanowała na linii „ojciec – młodszy syn”. Starszy brat, zamiast wejść w tę harmonię i stać się jej częścią, buntuje się, tworzy kakofoniczny wyłom w melodii miłości. Brata nie nazywa „swoim bratem”, ale zwracając się do ojca, mówi z butą: „ten twój syn!”. A następnie wypomina ojcu, że wobec niego nigdy nie okazał takiego serdecznego gestu. Czy ta scena nie jest kalką wielu rodzinnych dramatów?

Papież Franciszek w adhortacji „Amoris laetitia” pisze, że w rodzinach może dochodzić do sytuacji, gdy postrzegamy drugiego jako „groźną udrękę”. W innym miejscu Ojciec Święty kategorycznie stwierdza, że istnieje na to tylko jedno antidotum. To przebaczenie. Ono jedynie potrafić uzdrowić każdą niezabliźnioną ranę. I zawsze jest potrzebne po obydwu stronach „barykady”. Twórzmy zatem w naszych rodzinach piękną symfonię miłości i pojednania rodzinnego pod batutą Chrystusa! Ale najpierw, nim to się stanie, dojrzewajmy dzięki Jego łasce do trudu, jakim jest wzajemne przebaczenie.

Ks. Rafał Soćko