Kultura
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Muzyka z wysokości

Koncerty odbywają się na chwałę Bożą. Przy okazji - ubogacają nas - mówi ks. kan. Krzysztof Stepczuk, oceniając spotkania z muzyką w ramach Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej w Łukowie.

Idea festiwalu zrodziła się w 2012 r. Do wykonania koncertu podczas Łukowskiej Nocy Kultury zaproszony został student Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie, mieszkaniec Łukowa - Mateusz Rzewuski. Koncert organowy, jaki wówczas zagrał w kościele NMP Matki Kościoła, przyciągnął wielu słuchaczy. Kościół był pełen. - Uznałem, że skoro zainteresowanie jest tak duże, może udałoby się zorganizować cykliczne koncerty organowe - wspomina M. Rzewuski. Pomysł festiwalu, z jakim poszedł do Łukowskiego Ośrodka Kultury, spodobał się ówczesnemu dyrektorowi, a następnie burmistrzowi Łukowa, który zgodził się na finansowanie tego przedsięwzięcia. I wypalił.

Rokrocznie od 2013 r. miłośnicy muzyki organowej mogą liczyć na solidną porcję artystycznych doznań. Cykl tworzy sześć koncertów: jeden na miesiąc, od kwietnia – do września. Koncerty odbywają się zawsze w trzecią niedzielę miesiąca, o 19.00. Od trzeciej edycji – także w kościele Podwyższenia Krzyża Świętego. – Wprawdzie organy w tym kościele nie dorównują jakością instrumentowi w kościele NMP Matki Kościoła i każdego roku coraz więcej pracy należy włożyć, by przygotować je do stanu zbliżonego do koncertowego, jednak rekompensuje to piękna akustyka wnętrza – zapewnia M. Rzewuski. Dlatego tutaj planowane są koncerty z udziałem większego składu artystycznego, jak chór czy kwartet smyczkowy, zwykle są to dwa z sześciu tworzących cykl spotkań.

M. Rzewuski od początku pełni rolę dyrektora artystycznego festiwalu: zajmuje się doborem artystów, logistyką, próbami, przygotowaniem instrumentu i prowadzeniem koncertów. Większość kwestii organizacyjnych, łącznie z podpisywaniem umów z artystami, rozliczaniem honorariów, zamawianiem hoteli, nagłaśnianiem imprezy oraz kontakt z mediami itd., spoczywa na ŁOK.

 

Wielki świat w Łukowie

– Kiedy M. Rzewuski przedstawił swój projekt, od razu pomyślałem, że pomysł ma szansę powodzenia ze względu na samozaparcie i pracowitość młodego pasjonata – studiował wówczas jednocześnie na dwóch uczelniach, w Warszawie i w niemieckiej Lubece. Przyszło mi też na myśl, że trafia nam się nie lada gratka: bez wyjeżdżania z Łukowa, na miejscu, będziemy mogli pójść na koncert muzyki organowej – mówi burmistrz Łukowa Dariusz Szustek. – Festiwal zaczął się rozkręcać, zjeżdża do nas wielki świat, mamy okazję uczestniczyć nieodpłatnie w koncertach na najwyższym poziomie artystycznym – dodaje. Przyznaje też, że popularność koncertów i dużą frekwencję wiąże m.in. z działalnością Państwowej Szkoły Muzycznej im. M. Karłowicza, która w ciągu wielu lat działalności ukształtowała gusty i wrażliwość kilku pokoleń łukowian. – Cieszy fakt, że na koncertach widać ludzi w różnym wieku, także młodzież – stwierdza.

 

Wysoka sztuka…

– Aby ułatwić odbiór tej muzyki, staramy się, by każdy koncert był organowy i kameralny. Oprócz dzieł na organy solo, które prezentuje wykonawca, organista współpracuje też z innym muzykiem, np. akompaniuje śpiewaczce czy skrzypkowi. Zdarzało się, że przyjeżdżał chór, który wykonywał połowę koncertu, a druga – należała do organisty – tłumaczy ideę M. Rzewuski. Początkowo zapraszano głównie polskich artystów. Z każdym rokiem budżet przedsięwzięcia jest wyższy, co pozwala na udział w festiwalu artystów z zagranicy – Francji, Holandii, Włoch, Niemiec. O monotonii nie ma mowy. Poza organistami przed łukowską publicznością występowali m.in. skrzypkowie, puzoniści, trębacze. Na koncercie inauguracyjnym piątej edycji festiwalu wystąpiła Orkiestra Symfoniczna z Iwano-Frankowska na Ukrainie. Również w ubiegłym roku udało się organizatorom zaprosić do udziału wykładowczynię na Columbia University w USA, prof. Gail Archer. W pamięć wielbicielom muzyki organowej głęboko zapadł też występ Paula Rosomana, organisty z Wellington w Nowej Zelandii, który był gościem I MFMOiK.

 

…dla zwykłych ludzi

W opinii ks. kan. Krzysztofa Stepczuka, proboszcza parafii NMP Matki Kościoła, odbiorców muzyki organowej serwowanej podczas festiwalu można określić krótko: to ludzie, którzy potrafią słuchać. Wiedzą, że to muzyka z wyższej półki, a poziom wykonania również jest bardzo wysoki. Niekoniecznie są melomanami. Ale wyciszają się przy dźwięku organów. Potrafią się nim rozkoszować. Przyznaje też, że nawet laik ma okazję przekonać się, jaka siła drzemie w na pozór zwyczajnych organach. – Sprowadził je z Niemiec ks. prałat Mirosław Łubik. Wykonawcy koncertów twierdzą, że to jeden z lepszych instrumentów w Polsce. A są to mistrzowie w swojej dziedzinie – potrafią wykonać utwór w sposób, który porusza najczulsze struny w sercu człowieka – mówi. Co ważne, odbiór muzyki wzbogacony jest obrazem na projektorze, przekazywanym przez kamery z empory (chóru). Nie bez znaczenia jest fakt, że repertuar – autoryzowany każdorazowo przez wydział muzyki kurii diecezjalnej – tworzą utwory religijne. – Koncerty odbywają się na chwałę Bożą. Przy okazji ubogacają nas – mówi ks. K. Stepczuk, zapewniając: – Nie jestem znawcą, ale ta muzyka jest ukojeniem ducha. I wciąga.


16 sierpnia, o 19.00, w koncercie finałowym VI Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej, który odbędzie się w kościele NMP Matki Kościoła, wystąpią: organista Andreas Uibo z Tallina w Estonii oraz Młodzieżowy Chór Schola Cantorum Misericordis Christi z parafii Chrystusa Miłosiernego w Białej Podlaskiej.


Festiwal funkcjonuje dobrze

 

PYTAMY Dr. Mateusza Rzewuskiego, dyrektora artystycznego Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej w Łukowie.

 

Mając 21 lat, porwał się Pan na międzynarodowy festiwal…

Sześć lat temu nikt nie miał pojęcia, jak ma on wyglądać, ponieważ w życiu kulturalnym naszego miasta wcześniej nie było takich muzycznych inicjatyw. Jednak już wtedy wiele osób obdarzyło mnie dużym zaufaniem. Po uzyskaniu zgody na finansowanie cyklu koncertów przez urząd miasta oraz przy wsparciu ŁOK, udało się.

 

W jaki sposób dobierani są i pozyskiwani artyści, którzy grają dla publiczności w Pana rodzinnym mieście?

Ze względu na fakt, że mam możliwość częstego występowania zagranicą, większość z tych osób znam – osobiście bądź ze słyszenia. Kontaktuję się z nimi i wysyłam zaproszenie. Większość odpowiada pozytywnie, o ile termin koncertu nie nakłada się na inne wydarzenia. Następnie do organistów pozyskujemy kameralistów, którzy będą współpracowali z nim bądź wykonają drugą część koncertu. Dodam, że świat organistów koncertowych nie jest – w porównaniu do liczby organistów grających w kościołach – zbyt duży. Dotyczy to tak Polski, jak i zagranicy.

 

Czy z punktu widzenia artysty istotne jest to, że zagra w łukowskim kościele, a nie w Filharmonii Narodowej?

Z własnego doświadczenia wiem, że występ w filharmonii, wielkiej sali koncertowej czy na uniwersytecie rzeczywiście robi wrażenie. Liczą się jednak także aspekty czysto ludzkie: atmosfera podczas koncertu, organizacja, dobrze przygotowane instrumenty i publiczność. Na Zachodzie licząca 50 osób widownia podczas festiwalu organowego to sukces. W Łukowie grono odbiorców to ok. 200 osób. Zapewniam: artyści są po naszych koncertach zawsze bardzo zadowoleni.

 

Gra na organach wiąże się z wysiłkiem?

Zdecydowanie tak, ponieważ to instrument dość ciężki, jeśli chodzi o siłę potrzebną do wydobycia z nich tego, co nazywamy pięknem. Organista gra rękoma, nogami – często równocześnie na dwóch czy trzech klawiaturach, zmienia rejestry. Spory wysiłek powodowany jest także poprzez nietypową postawę ciała przy instrumencie, stanowiącą duże obciążenia dla kręgosłupa. Do tego dochodzi również stres. Dlatego zazwyczaj po godzinnym koncercie organista jest bardzo zmęczony.

 

Wróćmy do łukowskiej publiczności.

Jesteśmy z niej bardzo zadowoleni. Dzięki niej festiwal odbywa się co roku, staramy się go rozwijać, wyszukiwać nowych artystów, urozmaicać koncerty. Funkcjonuje to dobrze. Mamy grono stałych odbiorców liczące ponad 100 osób, obecne na każdym koncercie. To w moim odczuciu miara sukcesu. Obserwuję taką zależność: jeśli zapowiadany jest udział orkiestry albo chóru w koncercie, zainteresowanie nim automatycznie wzrasta. Rekord to 350 osób na takim muzycznym spotkaniu, co na miarę Łukowa jest wyczynem bardzo dużym. Na pewno nie mamy powodów do wstydu.

 

Jaki jest krąg Pana zainteresowań, jeśli chodzi o muzykę organową?

Bardzo szeroki ze względu na to, że miałem możliwość studiowania w Niemczech, Francji i Szwajcarii, a zainteresowania każdego z tych ośrodków oscylują wokół zupełnie innych epok i kompozytorów. Staram się być muzykiem uniwersalnym z nakierowaniem na francuską muzykę symfoniczną XIX i XX w., która była tematem mojej dysertacji doktorskiej.

 

Studia zagranicą, stypendia, prestiżowe nagrody podczas konkursów, stypendia ministerialne… i jeszcze festiwal. Muzykę ma Pan w genach.

Z tego, co wiem, w mojej rodzinie nie było osób będących profesjonalnymi muzykami, toteż w tym względzie zbyt bogatych tradycji nie mamy. Podstawy natomiast wyniosłem z domu, ponieważ mój tato jest organistą kościelnym. Jak mówił Henryk Wieniawski, na sukces artysty składa się pięć procent talentu, pozostała część to praca. Ten schemat w środowisku muzyków bardzo się sprawdza.

 

Dziękuję za rozmowę.

Monika Lipińska