Myślisz, że się poddam?
Ów transparent zawierał właściwie następującą frazę: „12 raz wychodzę na ulice, by bronić małżeństwa. Myślisz, że się poddam?” Można zadać całkiem sensowne pytanie: o co właściwie chodzi? Przecież nikt nikogo nie zmusza do zawierania takiego związku, co więcej – powyższe prawo zdaje się szanować odrębność różnorakich wspólnot wyznaniowych i nie nakłada na nie obowiązku asystowania przy tychże ceremoniach. Dlaczego więc taki sprzeciw, który dodatkowo zakończył się atakiem służb porządkowych na manifestantów i użyciem przez nie gazów łzawiących oraz środków przymusu bezpośredniego? Czy jest to błaha sprawa, która rozwieje się z czasem, czy może jednak dotyczy czegoś ważnego? Otóż nie uznaję protestów przeciw tzw. „homomałżeństwom” za sprawę nieistotną i nieważną z punktu widzenia społeczeństwa i samego człowieka. Kwestia nie dotyczy tylko spraw majątkowych, opieki medycznej czy też „prawa do samorealizacji”. ...
Ks. Jacek Świątek