Na bruku ulic nędza się wylęgnie
Tymczasem obszar biedy powiększa się coraz bardziej. Oczywiście, jest grupa (być może nawet dość znaczna), która nie odczuwa tego, z czym do czynienia mają tzw. szarzy ludzie.
Prof. Paweł Śpiewak zauważył nawet ostatnio, że w jego środowisku 99% osób głosować będzie na Platformę Obywatelską, niezależnie od wszystkich afer, skandali i nieudolności jej rządów. A nawet i wówczas, gdy staczać się będziemy w stronę Grecji. Dlaczego? Wydaje się, że czynnikiem najważniejszym jest całkowite oparcie na elemencie partyjnym własnej egzystencji. Bycie europejskim, nowoczesnym, niezaściankowym, znającym się lepiej od innych na rzeczach współczesnego świata (przy czym łatwiej wypowiada się sądy etyczne niż zapamiętuje wzór na pole kwadratu), a więc wszystkie te rzeczy mamią jak syreni śpiew. Pozostałość komunizmu to nie tylko spiżowe maszkary upamiętniające nasze zniewolenie, ale przede wszystkim pewien typ mentalności, który doskonale oddany został w filmie „Przesłuchanie”. W nim działaczka komunistyczna osadzona w więzieniu, choć nie może w sobie odnaleźć winy, to jednak z zapałem twierdzi, że przecież partia obiektywnie lepiej wie, niż ona sama. Dlatego rzeczywistą nędzą jest ta, która rodzi się z zagubienia tożsamościowego. Leopold Staff miał rację, gdy twierdził, iż „od dawna zwiastowano, że bardziej niźli chleba poezji trzeba w czasach, gdy wcale jej nie trzeba”.
Nieistniejące w milczeniu narasta
Ciekawym jest zestawienie dwóch informacji, jakie w ostatnim tygodniu pojawiły się w mediach. Pierwszą z nich była wiadomość, że we włoskim miasteczku Vicoli w Abruzji nadano miejskiemu parkowi imię Witolda Pileckiego, honorując go dodatkowo tytułem Męczennika Wolności. Małe miasteczko niedaleko Pescary, położone w linii prostej ok. 1 tys. km od granic Polski, w którym parkiem nazywa się mały skwerek przed urzędem komunalnym, dostrzegło wielkość polskiego patrioty i żołnierza, który w bezpośredni sposób nie walczył na terenach Włoch, a być może i jego noga nigdy tam nie stanęła. I drugie wydarzenie, zgoła odmienne. GazWyb w swojej krakowskiej edycji ubolewa nad zagęszczenie w Parku Jordana pomników wielkich polskich patriotów. Pozwolę sobie na cytat: „Najpierw pojawił się kard. Wyszyński, po nim Jan Paweł II, potem Piłsudski, ks. Popiełuszko, kard. Sapieha. Do dzisiaj postawił ich 25. Tworzy w parku Galerię Wielkich Polaków XX wieku – kontynuację zapoczątkowanej przez założycieli parku tradycji ustawiania tam, w celach edukacyjnych, popiersi zasłużonych rodaków. Zmieniać jednak zaczęły się proporcje: zamiast artystów, w parku Jordana najwięcej zaczyna być duchownych i partyzantów. Wielka połać parku zmieniła niepostrzeżenie też swój charakter, stając się miejscem patriotycznych wieców, mszy, rocznicowych obchodów”. Widać, że dziennikarze GazWyb nie są przerażeni wymienionymi postaciami. Które jednak sprawiają im trudność? Ano zapewne niewymienieni: Danuta Siedzikówna „Inka”, ks. Władysław Gurgacz, gen. Elżbieta Zawacka, mjr Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka”, ppłk. Łukasz Ciepliński „Pług”, gen. August Emil Fieldorf „Nil” i wspomniany wyżej rotmistrz Witold Pilecki. Znamienne jest samo podkreślenie, że w ramach wypełniania zamysłu edukacyjnego założyciela parku władze więcej stawiają popiersi osobom duchownym i biorącym udział w działaniach partyzanckich przeciwko komunistycznemu zniewoleniu, aniżeli artystycznej bohemie. Czyżby więc bój pomiędzy przeszłością a przyszłością?
Nam wtedy będzie wszystko jedno?
Alternatywa cokolwiek zwodnicza. Nie istnieje żaden bój pomiędzy przeszłością a przyszłością, ponieważ obie spotykają się w jednej osobie ludzkiej. Chodzi więc o coś innego. Właśnie o tożsamość. Kiedy człowiek jest pytany o czynnik tożsamościowy, najczęściej pada pytanie: kim jesteś? Zwrócić należy baczną uwagę na zamierzenie Henryka Jordana, fundującego swój park w Krakowie. Zamierzeniem tym było wykształcenie młodych ludzi. Z jednej strony bardzo pragnął fizycznego rozwoju dzieci i młodzieży, dlatego w przestrzeni parku znajdowały się urządzenia sportowe na wolnym powietrzu i kryte. Jednakże chodziło mu również o wychowanie ducha młodego pokolenia. Dlatego proponował pomieszczenie na terenie parku popiersi ludzi, którzy własnym męstwem i hartem ducha wpływali na naszą historię. Przy tych pomnikach (przed wojną było ich 31) miały odbywać się pogadanki o dziejach i przyszłości naszej ojczyzny. Na owe 31 popiersi tylko siedem stanowili przedstawiciele świata sztuki, i to nie byle jakiej, bo opiewającej dzieje i sławę polskiego narodu (np. Jan Matejko, Artur Grottger czy Zygmunt Krasiński). Pozostali przedstawieni jako skarbiec pamięci byli żołnierzami, politykami, działaczami społecznymi oraz duchownymi (np. zapewne niezbyt lubiany na Czerskiej sługa Boży Piotr Skarga). Na samym pomniku Henryka Jordana umieszczono m.in. napis: Fortes Creantur Fortibus et Bonis (Z dzielnych rodzą się dzielni i zacni). Jak można wywnioskować z publikacji GazWyb, właśnie to odniesienie do sławnej i wspaniałej polskiej historii ma przeszkadzać ludziom w wypoczynku i rekreacji. Można postawić zasadne pytanie: dlaczego ma przeszkadzać? Czy dlatego, że dzisiejszy wizerunek Polaka ma stanowić plastelina nieuformowana i łatwa do plastycznego kształtowania przez ideologicznych inżynierów dusz? Czy może dlatego, że zapomnienie o ludziach, którzy potrafili złożyć w ofierze ojczyźnie swoje własne jednostkowe życie, ma pozwolić na każdą podłość i każdą zachciankę? Czy może dlatego, że kłóci się to ze zdaniem wypowiedzianym przez pewną krakowską artystkę, iż w wypadku wojny ona po prostu spie..a z tego kraju?
Ręce wszystkich lśnią aż od czystości
Przypomniały mi się w tym kontekście słowa Lecha Makowieckiego z jego dwóch piosenek. Pierwsze dość dobrze opisują syndrom współczesnej choroby Polaków, zainfekowanych wypocinami podobnymi do tych, które zaprezentowano w periodyku krakowskim: „Masz licencjat, brak zasad i power, chamski Pi-aR, co daje wyjść z cienia…
Nauczyli cię prawie wszystkiego, odebrali zaś zdolność myślenia…”. Druga opisuje tamtych ludzi, którzy jeszcze mieli charakter i hart: „Było ich wielu – ludzi ze stali. Nie mógł ich złamać Hitler ni Stalin. Została garstka, zresztą sam zobacz – śmieszne berety, znicze na grobach. Czasami grzebią w śmietnikach nocą; żyć jakoś trzeba, a nie ma za co. Za słabi, żeby światu urągać. Za dumni, żeby rękę wyciągać.” Szkoda, że Włochom jakby do nich bliżej…