Na kompost
Bo potem mogiłka zanikała, chowano w tym miejscu kogoś następnego i tak się ta cmentarna rzeczywistość kręciła. Oczywiście możni tego świata budowali, co im się tylko żywnie podobało, i w ten sposób urządzali sobie wieczny ziemski odpoczynek, ale ich procent nie wpływał znacząco na zagospodarowanie światowych gruntów. Zresztą nie ma co za daleko w świat wybiegać, wystarczy, że nieco starsi przypomną sobie nasze własne, tutejsze sprzed kilkudziesięciu lat cmentarze.
Przycupnięte przy ziemi mogiłki raz do roku dekorowane produkowanymi domowym sposobem bibułkowymi kwiatkami, zerwanymi przy drodze bieluśkimi śnieguliczkami, ogródkowymi marcinkami i wyciętymi pod strachem Bożym w państwowym lesie gałązkami świerka. Jeśli ktoś na grobie stawiał pomnik, to było to komentowane powszechnie wydarzenie. Nobilitowało. Na zamożność domu wskazywało. Trochę więc na zasadzie zastaw się, a postaw się, trochę na skutek gospodarczego wzrostu naród nagminnie zaczął stawiać na cmentarzach pomniki. I nie tylko swoim bliskim zmarłym. Na porządku dziennym były – i są – budowle wznoszone dla siebie. Żeby nie fatygować zstępnych albo może żeby być pewnym, że monument będzie taki, jak chce ten, kto ma się w nim położyć.
No i nie da się ukryć, że taka polityka musiała poskutkować problemami z miejscem na cmentarzu. Bo pomniki zajmowały go dużo i na stałe.
Niewiele poprawiły kremacje zwłok i przywołane z mniej czy bardziej odległej przeszłości kolumbaria. Bo zasadniczo wolimy jednak groby. I nawet jeśli z urną, to duże. Okazałe. A najlepiej takie, co to – jako wyżej było – zastaw się, a postaw się.
Jest jeszcze – co prawda dla wybranych, ale jednak – opcja rozrzucenia prochów z samolotu albo rozsypania ich na morzu. Jest pomysł przerobienia ich na diament i noszenia w pierścionku. Ale wszystko to mało. Dla ekonomii mało. Dla ekologii też.
Zdobywcy świata postanowili więc włączyć pragmatyzm i odłączyć emocje. I wykorzystać – co już zastosowały kraje skandynawskie – ciepło z pieców krematoryjnych do ogrzewania mieszkań. Każdy musi przyznać, że jak najbardziej ekonomiczne to jest. A znowu ekologów zachwyca – wprowadzona na razie tylko w kilku amerykańskich stanach, ale przyszłość przed nią – metoda kompostowania ludzkich zwłok. Zmarłego zamyka się szczelnie w wypełnionej biodegradowalnymi materiałami skrzyni, gdzie się w ciągu 30-60 dni ciało jego rozkłada, czyli przemienia w niezwykle użyteczny nawóz, co według ekologów jest kwintesencją słów „z prochu jesteś i w proch się obrócisz”. Na dodatek przekonują oni, że to proces bardzo bezpieczny i przynoszący znaczne oszczędności i znaczne korzyści – zarówno w użytkowaniu gruntów, jak i ogólnoświatowo dyskutowanym problemie emisji dwutlenku węgla.
A mnie przeraża myśl, że ludzie im uwierzą.
Anna Wolańska