Komentarze
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Na leżącym tym Polaku cała Polska stoi

Znajomość historii w naszym narodzie jest znikoma. Ten truizm nie wymaga chyba żadnych rozbudowanych dowodów. Wystarczy przypomnieć młodego posła SLD, sytuującego powstanie warszawskie w... 1988 r., co jest o tyle wstrząsające, że przynajmniej od kilku ładnych lat media są rozbuchane tematyką powstańczą, więc nie trzeba wertować stosów książek czy też sięgać po wiedzę szkolną, by mieć chociaż śladową wiedzę na ten temat.

Ale dla MWzWM (Młodzi Wykształceni z Wielkich Miast vel Miałkie Wykształciuchy z Wielkim Mniemaniem), i nie tylko dla nich, ważniejszym od pamiętania jest możliwość spożywania wina marki czianti (by zacytować „Alfabet leminga”). Tymczasem, jak dowodzi tego chociażby Tomasz z Akwinu, to właśnie pamięć jest jedną z cnót wspomagających w sposób zasadniczy rozwój intelektualny człowieka. Ale dzisiaj wszak nie chodzi o rozumowy progres, ile raczej o nieustanne bycie trendy i na topie. Śmiech nad poprzednią epoką, w której, w celu osiągnięcia wyżyn kariery, należało mieć słuszne poglądy, zdaje się być śmiechem Gogolowskiej publiczności, rechoczącej się z samej siebie. Istnieje jednak pewna odpowiedzialność za los wspólnoty, która każe przypominać, nawet jeśli inni zapominają. A w ubiegłym tygodniu minęła chociażby 270 rocznica urodzin Tadeusza Reytana, posła województwa nowogródzkiego na sejm, zwany dzisiaj rozbiorowym, który własnym ciałem nie chciał dopuścić do podpisania ułatwiającej rozbiór polskich ziem konfederacji.

„Posłowie na rozdział kraju (…) z hazardem życia i majątków nie pozwolą!”

Jan Matejko na swoim obrazie przedstawił scenę zasadniczą dla owego protestu. Jednakże nie oddaje ona ówczesnej sytuacji. Warto przypomnieć li tylko stan władz państwa, z jakim borykała się ówczesna Rzeczpospolita, a który doskonale odmalował w swojej relacji na dwór imperatorowej generał Saldern: „Podoski potrzebujący cudzych pieniędzy jest naszym dobrym przyjacielem – Massalskiego nadzieja, że z naszą pomocą silne potrafi wytworzyć stronnictwo, oddała go w nasze ręce – Gozdzki, którego bogiem jest pieniądz, bierze od nas – Twardowski jest tchórzem bez przekonań, a takim samym jego zięć Rogaliński – Młodziejowski, polski Machiawel, sprzedaje się więcej dającemu – Gurowski nie bez zdolności, ale bez iskierki honoru – Poniński bierze pensję, lub wielką odgrywać rolę, niepospolicie ruchliwy – Król serdecznie poczciwy, ale niepojęcie słaby…”. To ostatnie zdanie wywołało u mnie rozbawienie, gdy wspomniałem, jak poseł Żalek ostatnio proponował inną „serdecznie poczciwą” osobę na króla Polski. Wracając jednak do opisuj rosyjskiego generała, nie sposób nie zauważyć, iż słabość naszego ówczesnego państwa była wynikiem słabości ludzi znajdujących się na wyżynach władzy. I nie chodzi tutaj o słabość intelektualną czy fizyczną, ile raczej o niedomagania moralne i brak ukształtowania cnót ludzkich, dzięki którym realizuje się działanie właściwe człowiekowi, niezależnie od wszelkich okoliczności zewnętrznych. Chciwość władzy i żądza pieniędzy były motorem napędowym ich działań. Analogia sama się nasuwa na myśl.

„Wzburzyciel pokoju powszechnego i buntownik przeciw ojczyźnie”

Powyższe zdanie nie jest oskarżeniem ówczesnych władców ojczyzny. To fragment z wyroku sądu konfederacyjnego skazującego Tadeusza Reytana na kary kryminalne i konfiskatę majątku. Nie wystarczyło bowiem, by podeptać leżącego w drzwiach człowieka, trzeba było go jeszcze pohańbić i uczynić z niego kryminalistę. To prawda – mali ludzie władzy boją się wyrastających na cnocie mitów. Sam Reytan, po wyroku i podpisaniu aktu rozbiorowego, pozostając w Warszawie pisał do rodziny: „Czczym i bezczynnym w Warszawie znajduję się obywatelem. Zapatruję się tylko na dalsze tutejsze roboty; chcę być dowodem bezprawności i gwałtów tutejszych świadkiem, mając mocną w Bogu nadzieję, że z czasem wyjdziemy na swoje”. Co ciekawe, owa walka prowadzona jest przez niego i jego towarzyszy środkami legalnymi, chociaż właśnie za ich użycie był ścigany przez prawo. Gdy konfederaci Ponińskiego chcieli wykorzystać kruczki prawne w celu przeforsowania postanowień rozbiorowych, po tę samą broń sięgają i rejtanowcy. Po przegranej na sali sejmowej ślą memoriały, manifesty i w publicznych przemówieniach ukazują zdradę ojczyzny. Sam opis ich dramatycznego sprzeciwu w czasie obrad ówczesnego parlamentu jest wręcz niesamowity: „Nie śpią, aby się nie dać znienacka napaść i wynieść z sali; nie jedzą i nie piją; pewno nie dla ascetyczno-teatralnego efektu, boć oni nie wiedzieli wcale o tym, iż zaczyna się scena historyczna, po prostu walczyli o to, o co im akurat walczyć przyszło; – ale pościli na pewno dlatego, aby nie być zmuszonym dla potrzeby fizjologicznej wychodzić z sali, którą by tymczasem mogli zająć i zamknąć widocznie tam czyhający poplecznicy samozwańczego marszałka – i tym samym uniemożliwić im tę symboliczną fikcję prawną trwającego nadal posiedzenia sejmowego. (…) Nie wolno więc za nic zerwać tego posiedzenia. Nie wolno nikomu wyjść z tej sali. Gdy na samozwańcze solwowanie  sesji posłowie podnoszą się do wyjścia staje Reytan w drzwiach, zapiera je sobą, perswaduje, błaga; nareszcie rzuca się na kolana, modli się do nich. Wstrzymuje się na chwilę tłum, może zawstydzony bezprawiem, może walczący w sobie z podmuchami sumienia, może nie całkiem nieczuły na obywatelską perswazję, na ostatnią rozpacz tego ze swoich współbraci; ale jedni już się zaprzedali duszą i ciałem wodzirejowi zdrady; tych wszelako nie tak wielu; inni, większość, to nie zdrajcy, tylko wygodnisie, tylko starzy polscy optymiści: Jakoś to będzie, na co takie egzegeracje, jak nowogrodzkiego posła?… Może się co uda wytargować?… A właściwie nie jest tak źle, właściwie to my jesteśmy górą, skoro potencje mocne zabrać nam wszystko, jeszcze nam tyle zostawiają; przecie całej wolności i całej niepodległości nie tracimy… Lepiej więc ugodowo się z nimi załatwić, niźli kraj kochany na większe narażać klęski… Ze wstydem w sumieniu, ale nieubłaganie twardo, nieczule, tłum braci szlacheckiej, pogodny, czupurny, wąsaty i szablisty, teraz w panice, co ich z nagła ogarnia, zwalają się na posła nowogródzkiego, przewracają go, depcą po nim jak przelękłe stado, uciekają… Spod butów braterskich dobywa się krzyk ochrypły Reytana: «Depczcie, depczcie to ciało, które się za was nastawia..»”.

Anioł wolności

Tak nazwała go Maria Konopnicka wiele lat później. W tym miejscu winna być puenta. Ale czyż wobec tych relacji sprzed prawie trzech wieków muszę jeszcze coś pisać?

Ks. Jacek Świątek