Na misji w Argentynie
Pragnienie pracy misyjnej towarzyszyło mi od lat. Nieprzypadkowy w tym kontekście okazał się także kierunek moich studiów. Na temat pracy licencjackiej wybrałam posługę polskich misjonarzy franciszkańskich w Ameryce Południowej. Ameryka Łacińska jest fenomenem, jeśli chodzi o misje. Myśl o wyjeździe zakiełkowała przed pięciu laty, kiedy to po maturze wybrałam się ze znajomą do Berdiańska na Ukrainie. Pracowałyśmy jako wolontariuszki z polską klaretynką - s. Agnieszką prowadzącą ośrodek Caritas dla dzieci i bezdomnych.
Zetknięcie z trudną rzeczywistością oraz problemami mieszkańców utwierdziły mnie w przekonaniu, że warto pokonywać wewnętrzny opór i nieść pomoc tym, którzy jej potrzebują.
W grudniu 2016 r. s. Agnieszka zaproponowała kilku osobom z Polski, w tym mnie i znajomej, uczestnictwo w doświadczeniu misyjnym organizowanym przez hiszpańską Korimę – organizację zajmującą się pomocą misjom klaretyńskim w Ameryce Łacińskiej. O moim początkowym dystansie do pomysłu decydowały głównie względy ekonomiczne – bilet z Europy do Jujuy to wydatek rzędu 1,4 tys. euro, a to dopiero początek kosztów. W styczniu odbyło się spotkanie z udziałem chętnych wolontariuszy w domu sióstr w Rembertowie. Klęcząc przed Najświętszym Sakramentem i zawierzając Panu Bogu wszelkie obawy, czułam, że nieprzypadkowo stawia przede mną to wyzwanie. Postanowiłam wówczas, że zrobię, co w mojej mocy, by zdobyć potrzebne środki, a resztę zostawię w rękach Pana. W końcu, jeśli to Jego wola, na pewno się uda… I udało się! Wyjazd na misje nie byłby jednak możliwy bez wsparcia – tak finansowego, jak i duchowego – rodziny, pracodawców, przyjaciół i znajomych. Nie brakowało też po drodze znaków Opatrzności potwierdzających sensowność całego przedsięwzięcia.
Zetknięcie z biedą
Przygotowania do wyjazdu poprzedził czas formacji. Siostry przesłały pomocne materiały. ...
AW