Region
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Na razie nie ma powodów do obaw

W Polsce coraz głośniej o kolejnych zachorowaniach na odrę. W regionie również odnotowano kilka przypadków. Służby sanitarne podkreślają, że nie ma powodów do paniki, ale zalecają rozsądek.

Kilkadziesiąt lat temu była jedną z najniebezpieczniejszych chorób zakaźnych wieku dziecięcego. Pod koniec XX w. wydawało się, że ją opanowaliśmy. Jednak ostatnie lata pokazują, że odra wraca. Według danych Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - Państwowego Zakładu Higieny od 1 stycznia do 31 października br. w Polsce zanotowano 144 przypadki. W tym samym okresie roku ubiegłego takich zachorowań było znacznie mniej - 59, a w całym 2017 r. - 63. Zdaniem lekarzy odra rozprzestrzenia się przez brak szczepień. Rodzice rezygnują z nich, twierdząc, że powodują autyzm, zawierają rtęć i są ogólnie groźne dla zdrowia.

Specjaliści zaznaczają, iż lęki te nie mają nic wspólnego z faktami naukowymi. – Gdyby populacja niezaszczepiona była większa, mielibyśmy z całą pewnością już kilkaset przypadków zachorowań. Odra, która jest u nas, została do Polski przywleczona, mamy to precyzyjnie zbadane. Badamy genotyp wirusa, wiemy dokładnie, jaki wirus nas zaatakował w tej chwili. Nie ma odry poszczepiennej. Wszelkie komentarze, że jest inaczej, są oparte na nieracjonalnych przesłankach – poinformował na konferencji prasowej Jarosław Pinkas, główny inspektor sanitarny.

 

Zawleczona z zagranicy

Na oddział obserwacyjno-zakaźnym Samodzielnego Publicznego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Chełmie z podejrzeniem odry trafił uczeń liceum we Włodawie. Rozpoznanie kliniczne wskazuje na odrę. Nastolatek pochodzi z Ukrainy. Dwa tygodnie wcześniej był w tym kraju, gdzie przypuszczalnie doszło do zakażenia. Chłopak prawdopodobnie nie był szczepiony przeciw odrze. – Monitorujemy sytuację, przeprowadzane jest dochodzenie epidemiologiczne. Obecnie nie mamy informacji, by u innych osób pojawiły się objawy mogące wskazywać na zachorowanie na odrę – twierdzi Bożena Niewiarowska-Łobacz, dyrektor PSSE we Włodawie, zaznaczając, iż sprawdzany jest nie tylko stan zdrowia uczniów ze szkoły, w której uczy się nastolatek, ale także osób mieszkających w tym samym internacie.

 

Powrót po latach

Od 2001 r., czyli przez 17 lat, nie było w Siedlcach ani jednego zachorowania na odrę. Tymczasem od początku tego roku, na przełomie lipca i sierpnia, odnotowano siedem przypadków. – Wśród chorych było siedmiomiesięczne dziecko. Pozostali to dorośli, spośród których pięcioro pochodziło z zagranicy, dlatego trudno było dotrzeć do ich historii szczepień – mówi dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Siedlcach Joanna Like. – Przypuszczamy, że wszystkie przypadki są zawleczone z zagranicy, ponieważ na naszym terenie przebywa spora grupa obcokrajowców – tłumaczy, podkreślając jednocześnie, iż w ostatnich tygodniach nie było nowych zachorowań. Tak jak nie zgłoszono niepożądanych odczynów poszczepiennych, tzw. NOP, czyli powikłań po skojarzonej szczepionce przeciwko odrze, śwince i różyczce (MMR), która budzi kontrowersje, bo, zdaniem niektórych rodziców i ruchów antyszczepionkowych, może wywoływać autyzm. – Nie ma dowodów, że ta szczepionka niesie za sobą takie ryzyko – zauważa J. Like.

 

Pod kontrolą

W Białej Podlaskiej i na terenie powiatu bialskiego zachorowań na odrę nie odnotowano od dwóch lat. – Ostatni przypadek miał miejsce w 2016 r. Wirus pojawił się wówczas w ośrodkach dla cudzoziemców, które znajduje się w mieście i w Horbowie. Wszystkie osoby mające styczność z chorymi zostały wtedy zaszczepione – informuje Marcin Nowik, dyrektor PSEE w Białej Podlaskiej. – Na razie, odpukać, mamy spokój, ale cały czas czuwamy i monitorujemy sprawę. Jesteśmy w kontakcie ze szpitalem i lekarzami. Gdyby pojawiły się nowe przypadki, zostalibyśmy powiadomieni – zaznacza.

 

Mity i fakty

Na Lubelszczyźnie rośnie liczba odmów szczepień. Od początku tego roku było ich 1992. Większość dotyczy odry, świnki i różyczki. – Próbujemy tłumaczyć, że szczepienia są potrzebne, by chronić osoby o obniżonej odporności, np. dzieci do 13 miesiąca życia, które nie mogą jeszcze przyjąć preparatu przeciwko odrze, seniorzy czy pacjenci onkologiczni – podkreśla M. Nowik, dodając, iż rodzice odmawiają szczepień, bo boją się tego, co usłyszeli z niesprawdzonych źródeł. – Obawy te biorą się m.in. z badań, które w 1998 r. opublikował Brytyjczyk dr Andrew Wakefield. W swojej pracy dowodził, że szczepionki przeciw różyczce, odrze i śwince wywołują autyzm. Teza ta została obalona przez środowisko lekarzy i naukowców – zauważa.

Kolejne lęki, zdaniem dyrektora bialskiej PSSE, wynikają z niewiedzy na temat tego, co znajduje się w szczepionkach. – Chodzi o zwiększające skuteczność preparatu tzw. adiuwanty, czyli np. związki glinu, czy rtęć, które uważane są za samo zło. Tymczasem występują one w śladowych ilościach. Znacznie więcej znajdziemy ich w pożywieniu, np. w rybach. Zresztą, jak mówił Paracelsus, lekarz i przyrodnik, zwany ojcem medycyny nowożytnej, tylko dawka czyni truciznę – przypomina M. Nowik.

Strach wywołują też odczyny poszczepienne. – Na naszym terenie na prawie 6 tys. szczepionych dzieci odnotowaliśmy 15 takich przypadków. Były to zaczerwieniania i stan podgorączkowy – wyjaśnia. – Ponadto próbuje nam się wmówić, że sanepid dostaje pieniądze od firm farmaceutycznych, a lekarze mają powiązania z koncernami. To bzdura – mówi stanowczo.

Pojawiły się też informacje, że informacje o ostatnich przypadkach odry zostały nagłośnione z powodu zalegania w magazynach Sanepidu tysięcy dawek szczepionek przeciwko odrze, śwince i różyczce, którym niedługo skończy się data ważności. – Nasze preparaty mają datę ważności do 2020 r. Nie zamawiamy ich na zapas. Pracownicy państwowej inspekcji sanitarnej lekarze nie mają żadnego własnego interesu w tym, że prowadzą szczepienia. Jedyną korzyścią jest to, że społeczeństwo jest odporne i nie ma chorób zakaźnych – puentuje szef bialskiego sanepidu.

MD