Na skrzydłach
Pod koniec kwietnia do siedleckiego Centrum Kultury i Sztuki zawitały „Clarinet Quartet” oraz „The Wings of Dixie”. Obie grupy podróżują od Hiszpanii po Rosję, sławiąc amerykańskie lotnictwo i kulturę USA. Jak dowiódł koncert w CKiS, udaje im się to całkiem nieźle.
Publiczności do gustu przypadło już czworo klarnecistów, choć spora część zaprezentowanego przez nich repertuaru nie należała do najprostszych w odbiorze. Nie zabrakło jednak też porywających rytmów prosto z Kuby i… muzyki klezmerskiej. Przy tej siedlczanie już bez oporów wyklaskiwali rytm razem z wykonawcami, a nawet wykrzykiwali tradycyjne: „hej!”.
Tę energię publiczności wykorzystał też drugi z zespołów. Nim jednak widownia zaczęła klaskać, „Wings of Dixie” zaskoczyło evergreenem „Schody do nieba” zagranego na nowoorleańską nutę. Potem było głównie jazzowo. Prym wiódł grający na klarnecie solista, bo też i on zajął się konferansjerką. Słuchaczom spodobało się szczególnie tłumaczenie angielskich tytułów na polski oraz wypowiedziane w naszym języku zdanie: „Chrząrzcz brzmi w trzcinie”. Przed 2 bisami do „WoD” dołączył Kwartet. Połączone grupy zebrały zasłużone brawa.
ROZMOWA
Sierż. Andy Helt, „The Wings of Dixie”
Grupy, które zawitały do Siedlec, to część większej całości?
Tak. Europejskiego Zespołu Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych, składającego się z 45 osób. Stacjonujemy w Sembach Annex niedaleko Rammstein w Niemczech. Naszą pracą jest granie muzyki i budowanie muzycznych mostów między ludźmi w całej Europie. Ja jestem w Polsce trzeci raz. Pierwszy byłem w 1991 r. Bardzo mi się podoba!
Jak się zostaje członkiem takiego zespołu?
W samych USA jest około 100 orkiestr Sił Powietrznych. Wszyscy, którzy w nich grają, mają wykształcenie muzyczne. Zdarzali się ludzie, którzy na przesłuchanie przychodzili będąc np. pilota, ale bywało także i tak, że sami muzycy decydowali się później na karierę wojskową. Znałem perkusistę, który został pilotem.
Bartosz Szumowski