Na wzór słonecznej Toskanii
Całość nadawała się do generalnego remontu, ale Kosińscy nie obawiali się inwestycji. - Na początku mieliśmy zamiar korzystać z domu weekendowo. Nie planowaliśmy uprawiać pola, więc oddaliśmy je w dzierżawę większemu gospodarzowi - przyznaje pan Tomasz. Dopiero po kilku latach pojawił się pomysł na uprawę winogron. Ciekawy był powód zajęcia się tematem, a były nim... maliny. - Mieliśmy plantację tych owoców, które jednego roku bardzo dobrze nam obrodziły. Nie dawaliśmy rady przerabiać ich na soki, więc padł pomysł zrobienia z nich wina. I tak było przez dwa kolejne lata. W pracach pomogła nam moja mama, która kiedyś robiła takie wino - opowiada T. Kosiński.
Pierwszy domowy produkt małżonkom się udał, więc zaczęli poszukiwać sposobu na szersze poznanie tajników produkcji wina. W tym celu pojechali na wycieczkę do Toskanii. – To najbardziej winny region Włoch – podkreśla pani Anna. – Byliśmy wtedy w tym kraju pierwszy raz, nastawieni tylko na zwiedzanie. Okazało się jednak, że nasi znajomi, którzy dobrze znali Włochy, mieli kontakt do człowieka, który opiekuje się zamkiem w samym centrum Toskanii. Zaprowadzili nas w to miejsce i właśnie tam zakochaliśmy się w tym szlachetnym trunku – zaznacza.
Po powrocie Kosińscy postanowili rozejrzeć się, jak wygląda potencjał winiarski w Polsce. Znaleźli plantację m.in. w rejonie Kazimierza Dolnego. W końcu postanowili założyć taką u siebie. – W międzyczasie zrobiliśmy też studia podyplomowe z zakresu enologii, czyli z procesu powstawania i produkcji wina oraz plantacji winogron. Były nam potrzebne, bo zaczynaliśmy od zera i musieliśmy nauczyć się podstaw. A przy okazji poznaliśmy wielu ciekawych ludzi, którzy później pomogli nam w prowadzeniu plantacji – opowiada pan Tomasz.
Z niedźwiedziem w logo
Mając wiedzę i włoskie doświadczenia, małżonkowie w 2013 r. posadzili na próbę pierwszych 30 sadzonek winogron. Po dwóch latach dokupili pole i na 0,6 ha posadzili ponad 2,5 tys. winogron. – W sumie było siedem odmian białych i czerwonych. Dobraliśmy takie, które w Polsce dobrze się przyjmują i są mrozoodporne. Kierowaliśmy się też degustowanymi winami. Wiedzieliśmy, jakie winogrona trzeba wybrać, aby otrzymać konkretny trunek. Wybraliśmy więc te gatunkowo najlepsze – tłumaczy T. Kosiński.
Sadzenie trwało kilka dni. Później trzeba było ustawić rusztowanie, przecinać, prowadzić pędy i plewić. – Męczyliśmy się. Dopiero kiedy kupiliśmy traktor i glebogryzarkę, zrobiło się łatwiej – przyznaje pani Anna. Produkcją wina i butelkowaniem Kosińscy zajmują się sami. Dwa lata temu, po przejściu skomplikowanej procedury, zyskali możliwość sprzedaży swoich trunków. Tym samym powstała nowa marka na rynku winiarskim. – Od naszych imion wina nazywają się „Tomani”, co brzmi trochę po włosku. Użyliśmy też w logo niedźwiedzia, a na etykiecie również wizerunek wieży tutejszego kościoła, by podkreślić gminę Kłoczew – tłumaczy A. Kosińska.
Sienkiewiczowski akcent
Choć plantatorzy z Kłoczewa są dopiero na początku winiarskiej kariery, doczekali się już pierwszego dużego sukcesu. Zdobyli medal na konkursie „Vinoforum” w Zakopanem. – Ten konkurs odbywa się od 30 lat. Zostaliśmy na nim wyróżnieni za czerwone, wytrawne wino. To duże dla nas wydarzenie, bo było na nim aż 200 win z całej środkowej Europy – przyznają małżonkowie, nie kryjąc radości.
Po kilku latach uprawy winogron Kosińscy nie mają wątpliwości, że dalej chcą specjalizować się w tym kierunku. – Robimy to, co lubimy. W zeszłym roku dosadziliśmy jeszcze 0,3 ha sadzonek i mamy obecnie ich w sumie około hektar. Cieszy nas to, że wyciśnięty pot przynosi efekty, takie jak ta nagroda. To daje dodatkową satysfakcję. Ale nawet bez tego medalu dalej zajmowalibyśmy się winiarstwem – stwierdza pan Tomasz. Małżonkowie zdradzają też swoje plany. – Chcemy stworzyć nowe nazwy win, bo dotychczasowe bazują na nazwach szczepów. W tym roku powstanie seria nawiązująca do Henryka Sienkiewicza. Będziemy mieli wino leżakujące w beczkach dębowych, łączące dwa gatunki winogron i nazwiemy je „Ogniem i mieczem”.
Tomasz Kępka