Komentarze
Nadgorliwcy

Nadgorliwcy

Coś mi się na zadrażnienie zebrało. Ale to tak na okoliczność obejrzenia telewizyjnej informacji, w której ofiara została wymieniona z imienia i nazwiska, a złoczyńca pozostał niezidentyfikowany, bo ujawniono tylko pierwszą literę nazwiska.

Rozumiem, że dopóki nie udowodni się sprawcy jego czynu, istnieje domniemanie niewinności, ale po co szargać dobre imię pokrzywdzonego? Jeszcze weselej jest, gdy media donoszą o wybrykach tajemniczego Daniela M., a w kolejnym zdaniu informują, że to syn Zenka Martyniuka. Być może powyższe zdarzenia spełniły funkcję kamyczka, który uruchomił przypomnienie lawiny absurdów w naszym codziennym życiu. Przykłady? Proszę bardzo. Żeby skontrolować stację paliw, urzędnicy muszą się zapowiedzieć na wiele dni wcześniej. Przez ten czas, jak mawiała moja sąsiadka, to można kozła-barana wywinąć. Czyli np. pozbyć się chrzczonego paliwa albo poprawić dokumentację. Jaki więc sens mają takie kontrole?

Albo ostrzeganie przed zamontowanym na ulicy radarem? Jeśli jest przepis, że na konkretnej drodze należy jechać z określoną prędkością, to trzeba tego przepisu przestrzegać. Jak ktoś przestrzegać nie chce, to niech go zamontowany na drodze radar wychwyci, a powołana ku temu instytucja ukarze. Koniec. Kropka. Konsekwencja. Tymczasem tam, gdzie jest radar, kierowcy zwalniają, ale ani przed nim, ani po nim – choć tak nakazują znaki – nic sobie z nich nie robią.

Wygląda na to, że liczbę absurdów znacznie podniosło niedawne wprowadzenie RODO, czyli prawa o ochronie danych. Z tego powodu ostatni koniec roku szkolnego zaowocował zdenerwowaniem i licznymi pytaniami od dyrektorów szkół, czy np. mogą publicznie wyczytać nazwisko ucznia, wręczając świadectwo z wyróżnieniem.

Ale to w sumie – pryszcz. Gorzej, jeśli nadgorliwa ochrona zagraża życiu. A tak było w przypadku uczniów jednej z warszawskich szkół, którzy ulegli wypadkowi na Zakopiance. Przewiezionych do szpitali w różnych miejscowościach dzieci nie mogli odnaleźć rodzice, bo pracownicy niektórych z placówek bali się (w trosce o ochronę) telefonicznie poinformować, czy dany pacjent znalazł się u nich. Zaś w niektórych przychodniach ze względu na ochronę danych osobowych nie można się zapisać na wizytę telefonicznie. (A ja w swojej zapisałam się bez problemu!)

Zdarzyło się też, że nadgorliwy zarządca cmentarza zadecydował o jego zamknięciu,  bo – jego zdaniem – gromadzi on dane osób, które za życia wykupiły grób i wybiły na nim swoje imię i nazwisko.

Że trudno w to uwierzyć? Że brzmi jak dowcip albo anegdota? Eee, tam… Człowiek wielu rzeczy potrafi dokonać.

„Takie czasy” – mówią niektórzy. A ksiądz z filmu „U Pana Boga za piecem” skomentowałby to pewnie swoim: „Czasy są zawsze inne, a jakby takie same”. To ludzie decydują. Także o tym, czy przepisy prowadzą do absurdu.

Anna Wolańska