Najpierw pomoc doraźna
15 listopada na posiedzeniu zarządu województwa mazowieckiego Wojciech Kaszyński został odwołany z funkcji prezesa szpitala. Decyzję tę zatwierdziła rada nadzorcza spółki zwołana w trybie nagłym. Zarząd uznał, że Kaszyński, zarządzający szpitalem od 2006 r., nie ma pomysłu na to, jak ustabilizować sytuację placówki.
Nie jest tajemnicą, że strata spółki wynosi obecnie 18 mln złotych. Sam Wojciech Kaszyński w rozmowie z Radiem Podlasie przyznał, że brak płynności finansowej szpitala to m.in. skutek przedsięwzięć, które podjął w 2010 r. Regulacja płac, mająca wówczas miejsce, zakładała, że uda się zwiększyć przychody, czyli kontrakt z Narodowy Fundusz Zdrowia. Niestety zaplanowanych kosztów nie udało się pokryć, mimo wprowadzanego programu restrukturyzacji szpitala. NFZ winien jest szpitalowi 8 mln zł za nadwykonania związane z ratowania życia oraz 5 mln za tzw. nadwykonania zwykłe.
Zaciskanie pasa
Podstawowy zarzut, stawiany byłemu prezesowi przez związek zawodowy służby zdrowia, to brak długofalowej polityki kadrowej i ekonomicznej. – Jako związek prosimy o to od dawna – mówił Wiesław Kałuski z siedleckiego NSZZ „Solidarność” Służby Zdrowia w rozmowie, która miała miejsce kilka dni przed odwołaniem prezesa Kaszyńskiego. Dodał też, że kolejne decyzje związane z szukaniem oszczędności Kaszyński podejmował bez porozumienia ze związkami. – W połowie tego roku załoga wykazała już dobrą wolę, godząc się na nowe warunki pracy, wprowadzane pod hasłem ratowania zakładu pracy. Od 1 sierpnia obniżone zostały pensje: 3% – najmniej zarabiającym pracownikom szpitala oraz 6% tym, których pensje zasadnicze wynosiły ponad 2 tys. 300 zł – zaznaczył W. Kałuski, tłumacząc, jakim zaskoczeniem był kolejny krok zarządu szpitala, czyli zmniejszenie wymiaru etatów do 4/5 tzw. szaremu personelowi, tj. pracownikom administracyjnym, rejestratorkom, referentkom medycznym oraz zatrudnionym w dziale technicznym. Porozumienia z datą 1 listopada otrzymali 31 października. – Jak wynika z mojego rozeznania, podpisali je głównie ci, którzy pracowali na czas określony, tj. ok. 10-12%. Proszę nie pytać mnie o nastroje w szpitalu. Załoga pracuje w stresie – podsumował.
Pytany o nadzieje związane z nowym prezesem, zaznaczył: – Liczę, że skorzysta z tego, co zaproponować chcą mu związki zawodowe. Nie chcemy dopuścić do upadłości szpitala, która jest pierwszym krokiem do ogłoszenia prywatyzacji, a koniec roku zbliża się szybko.
Konieczny jest kredyt
W ocenie nowego prezesa najważniejszą kwestią jest w tej chwili odzyskanie przez spółkę płynności finansowej i zdolności do regulowania bieżących zobowiązań w stosunku do pracowników. – Obecnie, jest to trudne. Najbliższe dni pokażą, czy uda nam się uzyskać finansowanie pomostowe – mówi M. Kulicki, podkreślając, że zbilansowanie kosztów z przychodami to kwestia doraźna. Powiązane z nią, ale wymagające długofalowego, perspektywicznego podejścia, są inne cele: świadczenie dobrej jakości usług, wydajność oraz utrzymanie miejsc pracy, jak też dobrej atmosfery wokół szpitala. – Jako zarząd zobligowany jestem do działania zgodnego z Kodeksem spółek handlowych. Prawa ekonomii są bezwzględne, jak i to, że spółka narażona jest na wnioski o upadłość czy wnioski wierzycieli o ściąganie należności – uzasadnia konieczność szybkiego zaciągnięcia kredytu. – Korzystamy z wsparcia zarządu województwa mazowieckiego, by go pozyskać jak najszybciej.
Liczę na współpracę
Marcin Kulicki do 25 kwietnia tego roku był prezesem zarządu Krajowej Spółki Cukrowej. Na nowym stanowisku, które powierzył mu zarząd województwa mazowieckiego, czuje się przede wszystkim menadżerem. – Jako prezes muszę zrobić wszystko, by uzyskać kredyt. Potem zajmę się kwestią wypracowania dalekosiężnych rozwiązań. Trzeba ich szukać, bo przecież ten szpital był perełką wśród szpitali województwa mazowieckiego. Przekształcenie w spółkę miało być przedsięwzięciem modelowym i zachęcać inne szpitale do takich działań. Coś nie zagrało, daleki jednak jestem od oceniania poprzednika – mówi. Ostrożnie wypowiada się również na temat kontynuacji rozpoczętego przez niego programu oszczędnościowego oraz szczegółowych rozwiązań. – Szpital zatrudnia ponad tysiąc osób. Program naprawczy musi być wypracowany wspólnie, by świadomość sytuacji miały wszystkie grupy pracownicze. Być może trzeba zmienić organizację pracy, a może także znaleźć inne środki, aby zmniejszyć koszty pracy. W tym tygodniu pracują nad tym dyrektorzy, planuję także rozmowy ze związkami zawodowymi. Myślę, że ludzie są na tyle odpowiedzialni, że domówimy się i wypracujemy konsensus, który będzie może bolesny, ale dla firmy będzie tym, co pozwoli utrzymać miejsca pracy. Musimy przy tym zachować wysoką jakość usług – mówi.
Monika Lipińska