Komentarze
Najtrudniejszy pierwszy krok

Najtrudniejszy pierwszy krok

Nad naszą wsią przeleciał meteoryt. Nad naszą wsią przeleciał, no i zgasnął - śpiewał przed laty kabaret „Kaczki z nowej paczki”. Wprawdzie ja niczego nie widziałem, ale są tacy, co widzieli, a nawet słyszeli. Oto - jak doniosły media - nad naszymi głowami „coś” przeleciało.

Świadkowie owo „coś” widzieli w kilku rejonach Polski, w tym na Lubelszczyźnie. Jak relacjonują choćby mieszkańcy powiatu parczewskiego, na niebie „znienacka pojawiła się kula ognia z zielonkawą smugą, która po rąbnięciu w glebę wybuchła i narobiła huku”. Ponieważ rodacy z województwa lubelskiego, bezpośrednio graniczącego z terenami objętymi wojną, doświadczyli w listopadzie 2022 r. niekontrolowanego lotu obiektu wojskowego pozbawiającego życia dwóch mężczyzn, od razu pojawiły się u nich przypuszczenia, że nad nasze niebo znowu przyleciał jakiś „zabłąkany” ukraiński pocisk. Na szczęście okazało się to nieprawdą.

Nad Polską mogliśmy bowiem zaobserwować spektakularne zjawisko astronomiczne – przelot bolidu, czyli niezwykle jasnego meteoru.

Zaledwie kilka godzin później, gdy opadły już emocje, ci, co przed świtem idąc do roboty, nie patrzą pod nogi, tylko kroczą z głową zawieszoną w chmurach, ponownie doznali szoku na widok „deszczu spadających gwiazd”. Jednak tym razem za niecodzienne efekty na niebie nie była odpowiedzialna natura, lecz człowiek.

Niezidentyfikowany obiekt spadł m.in. na teren pewnej podpoznańskiej hurtowni oraz na oddalone o kilkadziesiąt kilometrów od stolicy Wielkopolski pola i lasy. Gdy obserwatorzy niecodziennych widoków znowu podnieśli alarm, że zostaliśmy zaatakowani ruskimi albo ukraińskimi pociskami, w mediach pojawił się ceniony internista odgrywający obecnie rolę ministra obrony narodowej. Władysław Kosiniak-Kamysz potwierdził, że nie były to żadne obce pociski, a jedynie podarowane nam przez Amerykanów, reprezentowanych tym razem przez samego Elona Muska, kawałki rakiety Falcon 9. Na szczęście „muskowe gwiazdy” nie spadły na żadną chałupę, stąd też cała Polska – podobnie jak minister, który przyznał, że rano nikt go nie budził, gdyż nie było żadnego zagrożenia – mogli po raz kolejny odetchnąć z ulgą.

Medialny szum zerwał się jeszcze tego samego dnia, gdy okazało się, że wszystkie instytucje, z wyjątkiem resortu obrony narodowej, wiedziały, że w ramach przyjaźni polsko-amerykańskiej może nam coś wpaść za kołnierze. Jak się okazało, Polska Agencja Kosmiczna monitorująca to, co dzieje się m.in. z kosmicznymi śmieciami, wysłała z odpowiednim wyprzedzeniem wszystkim zainteresowanym organom, urzędom i agencjom stosowną informację. Na czas nie dotarła ona tylko do MON-u, gdyż – jak powiedział szef resortu: „wysłano ją na mail, który od pół roku jest nieaktualny”.

Gdyby to nie było żałosne, byłoby nawet śmieszne. Z jednej strony fajne są te wszystkie nasze służby, bo i ludzi do łez ubawią, i ministrom pozwalają się spokojnie wyspać. Patrząc jednak z innej perspektywy, jeśli w kraju istnieje problem z przesłaniem najprostszych wiadomości, to jak do diaska to państwo ma przygotować się na potencjalne zagrożenia? Na szczęście po incydencie ze szczątkami rakiety pana Elona Polska już wie, co poprawić, aby nie dochodziło ponownie do podobnych sytuacji. Na początek wszystkie instytucje wymienią się aktualnymi adresami poczty elektronicznej. Można się śmiać i drwić. Ale moim zdaniem to już jest coś, bowiem – jak śpiewała jeszcze w minionym stuleciu Anna Jantar – „Najtrudniejszy pierwszy krok, zanim innych zrobisz sto”.

Leszek Sawicki