Największa susza od lat
Czy czeka nas najpoważniejsza susza od lat?
Tak, tegoroczna susza jest do tej pory najdotkliwszą z wszystkich wcześniejszych, o czym w specjalnym liście poinformowaliśmy ministra rolnictwa. Jako rolnicy obserwujemy to, co dzieje się na polach, i od dawna nie odnotowaliśmy tak dużych problemów z brakiem wody już w maju i czerwcu. A wtedy zapotrzebowanie na deszcz jest największe, ponieważ rośliny znajdują się w fazie rozwoju. Tymczasem opadów nie było zarówno w zachodniej części Polski, jak i północnej. Według Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach na początku czerwca występowała ona na terenie dziewięciu województw. Teraz już w 15, choć za chwilę znowu może się to zmienić.
Niedobory wody w glebie pojawiają się w Polsce od lat, ale w tym roku susza jest nadzwyczajnie drastyczna. Jednak oficjalne dane tego nie pokażą. Owszem, w poprzednich latach też się zdarzały, ale obejmowały maksymalnie do trzech województw, zwykle dolnośląskie i zachodniopomorskie, lecz to, co mamy w tym roku, to katastrofa. Z całego kraju otrzymujemy sygnały od rolników, którzy zaczęli zbierać pierwsze jęczmionka i mówią, że plony są fatalne. Zatem tegoroczne straty już mogą sięgać z powodu suszy nawet kilkudziesięciu procent. A przecież to dopiero początek upałów.
Które uprawy są najbardziej zagrożone?
W najgorszej sytuacji są zboża jare. Jak wynika z najnowszego raportu IUNG, suszę w tych uprawach odnotowano w 1522 gminach w Polsce. Zagrożone są również zboża ozime, krzewy owocowe, rzepak, a także kukurydza, która znajduje się w okresie, w którym potrzebuje wody, a, niestety, jej nie dostaje. Tak naprawdę, patrząc na pola i na prognozy pogody, można rzec, że wszystkie uprawy są już poważnie narażone. Wysokie temperatury mogą też zaburzyć rozwój roślin okopowych, takich jak ziemniaki czy buraki.
W liście do ministra rolnictwa Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Rolników Indywidualnych „Solidarność” napisał również, że obecna sytuacja to zagrożenie dla bezpieczeństwa żywnościowego Polski. Jest aż tak źle?
Swoją opinię wyraziliśmy na podstawie tego, co obserwujemy na polach, a jak już wspomniałem, wiemy, iż plony będą dużo mniejsze. O ile? Tego do końca nie da się określić, ale trzeba być przygotowanym na wszystko. Jeśli spełnią się czarne scenariusze, to jak najbardziej możemy mówić o zagrożeniu żywnościowym Polski. Już wiadomo, że zapasy będą mniejsze. Owszem, można liczyć na pomoc Ukrainy, ale – biorąc pod uwagę doświadczenia, jakie mieliśmy w tej kwestii – trzeba liczyć się z tym, że każdy napływ zboża z zagranicy spowoduje spadek cen u nas w kraju, co jeszcze bardziej nas dobije. Nie chcemy, by szło to w tym kierunku. Jeżeli z powodu suszy my, polscy rolnicy, nie zbierzemy plonów, to uważamy, że ceny powinny być wyższe, a o niekontrolowanym napływie zboża z Ukrainy nie może być mowy. Za nami naprawdę trudny rok, a właściwie kilka lat. Najpierw pandemia – choć mówiło się, że rolnicy nie ponoszą takich skutków jak inne branże, to nie była to prawda. Wystarczy wspomnieć o rolnikach, którzy dostarczali owoce i warzywa restauracjom, a te – jak pamiętamy – nie działały. Zatem odbiło się to również na nas. Potem z kolei przyszła wojna, a wraz z nią kryzysy: paliwowy, energetyczny i nawozowy. Dzisiaj – przy cenach, jakie mamy – praktycznie wychodzi się na minus.
Czy przeciętny konsument powinien spodziewać się wzrostu cen żywności?
Może nie w tym momencie. Jeśli już – to nastąpi to na przełomie września i października, kiedy będzie wiadomo, jakie faktycznie były zbiory. W górę mogą pójść owoce. Zresztą obserwujemy już wzrost cen truskawek. Zaczynały się od 18 zł, potem zeszły do 12 zł, a dzisiaj znowu ok. 15. zł. To już nie te czasy, co kiedyś, gdy truskawki kosztowały 8 czy 6 zł. Ceny są wyższe także z uwagi na koszty pracownika.
Na początku lipca minister rolnictwa zapowiedział, że na pola wrócą komisje suszowe, które oszacują straty. Będą one działać równolegle z aplikacjami, do których rolnicy mieli zastrzeżenia?
To był nasz apel, by do szacowania strat wróciły komisje suszowe. Od lat zgłaszaliśmy, iż aplikacja nie działa tak, jak powinna. Czasami wychodziły kuriozalne błędy, które mogły mieć wpływ choćby na wsparcie. Próg 30% strat upoważnia do ubiegania się o pomoc, ale szacowanie jest często absurdalne. Mieliśmy już przykłady, gdy ojciec jedną działkę o wielkości 10 ha podzielił między dwóch synów. Obydwaj złożyli wnioski przez aplikację suszową. Na tym samym polu i rodzaju uprawy jednemu aplikacja stwierdziła 9% strat, drugiemu aż 35%. Zgłosił się do nas także rolnik, który ubezpieczył uprawy dodatkowo w prywatnej firmie. Jej eksperci wycenili straty na 45%. Tymczasem aplikacja wskazała, że są one znikome. Takich przypadków jest znacznie więcej. Dlatego jako NSZZR „Solidarność” domagaliśmy się powrotu do badania strat przez specjalnie powoływane komisje. Mają one działać równolegle z aplikacjami. Czekamy w tej sprawie na konkrety. Chociaż, moim zdaniem, komisje już powinny być na polach i szacować. Zaraz rozpoczynają się żniwa, kontrolerzy powinni oglądać łany zbóż, a nie ścierniska. Tym bardziej że lato zapowiada się nadzwyczaj gorąco, co wpłynie na wysuszenie kolejnych roślin, jak kukurydza czy buraki.
Opublikowany w ubiegłym roku raport Polskiego Instytutu Ekonomicznego „Gospodarcze koszty suszy dla polskiego rolnictwa” szacował, że w wyniku suszy co roku tracimy plony o wartości nawet 6,5 mld zł. Autorzy raportu ocenili, że lepsze nawodnienie pól pozwoliłoby uratować 20% plonów zbóż i jedną trzecią strat roślin bulwiastych. Jak wynika z raportu, wahania temperatur prowadzą do utraty 7% plonów średniorocznie, a liczba ta wzrośnie dwukrotnie, jeśli średnia temperatura podniesie się o 2°C. Eksperci podkreślają, że na susze wpływa nie tylko ilość opadów, ale również efektywność zarządzania wodą. Tymczasem w Polsce działania w tym zakresie nadal mocno kuleją. Opublikowany w 2021 r. raport Najwyższej Izby Kontroli ujawnił, że prawie 40% obszarów rolnych i leśnych w kraju jest ekstremalnie i silnie zagrożonych wystąpieniem suszy rolniczej (w dorzeczu Odry ponad połowa). Jak podkreślała NIK, w Polsce „wciąż brakuje spójnej koncepcji, która zapewniałaby strategiczne i systemowe ujęcie gospodarowania wodą w rolnictwie”.
DY