Nas? Bohaterów? Prądem?
Mając to w pamięci, ze spokojem przyjąłem zachowanie niektórych osób z tzw. opozycji totalnej, a szczególnie ów „spot” internetowy wyprodukowany przez „partię o władzy marzącą” w ósmą rocznicę dramatu smoleńskiego. Oskarżający innych o brak kultury społecznej i łamanie kanonów konwencjonalnie przyjętych zachowań w przestrzeni publicznej, sami dali popis swojej kultury. Wspomniany filmik internetowy, którego czas emisji (rocznica 10 kwietnia 2010 r.) skrytykowali nawet niektórzy dziennikarze organu A. Michnika, miał na celu podniesienie rangi komisji Millera i Laska poprzez wykazanie kłamstw, jakich miała dopuścić się obecna podkomisja badająca to, co wydarzyło się na lotnisku Siewiernyj oraz to, co mogło być przyczyną tamtego dramatu.
Zresztą grupka osób, zebranych wokół nowej liderki „obywatelskiej” – A. Holland, w popisowych zachowaniach dała wyraz jeszcze „wrażliwszego” podejścia do dramatu tamtych chwil. Nie ma co nawet zajmować się tym i opisywać tego, co stanowiło zasadnicze elementy tej „kontrmanifestacji”. Wróćmy do wspomnianej „produkcji filmowej” dawnej partii rządzącej.
Ciemność widzę, ciemność
Naczelną tezą owego spotu jest wykazanie, iż „dokonania” panów Millera i Laska stanowią naukowy, wiekopomny i niepodważalny opis oraz „wyjaśnienie” wszystkich okoliczności tragedii smoleńskiej. W odróżnieniu od tego, działanie obecnie badających przyczyny dramatu z 2010 r. to dzieło nieuków, stek kłamstw oraz polityczny element gry w naszym życiu społecznym. Oczywiście stawianie takiej tezy od razu nakazuje podanie chociażby minimalnych dowodów, ale nie o to wszak twórcom tego „dziełka internetowego” chodzi. Z rozbawieniem słuchałem, że w pracach poprzednich komisji brali udział specjaliści i osoby profesjonalnie związane z lotnictwem i badaniem katastrof w ruchu lotniczym, natomiast szeregi obecnej komisji zasilają osoby dyletantów w tej kwestii, którym brak profesjonalnego przygotowania i które nie mają warsztatu naukowego, potrzebnego do rzetelnego wyjaśnienia dramatu smoleńskiego. O jednym jednak twórcy tego spotu się nie zająknęli. Otóż nawet najbardziej profesjonalnie przygotowani „specjaliści” nic uczynić nie mogą, jeśli pracują na niewłaściwym materiale dowodowym oraz mają nastawienie ideologicznie ustawione przez wprzód przyjęte założenia teoretyczne. Tymczasem właśnie w tych elementach tkwi zasadniczy problem. Pierworodny grzech całości badania tragedii smoleńskiej leży w oddaniu śledztwa Rosjanom oraz w peanach na cześć ich profesjonalizmu i zaangażowaniu serdecznym w wyjaśnianie tamtego zdarzenia. Docieramy dzisiaj do faktów rozbijających tamtą narrację, a więcej – ukazujących przynajmniej brak profesjonalizmu i niefrasobliwość polskich służb i polskich polityków. Okazuje się bowiem, że polskie służby, zamiast zbierać natychmiast materiał dowodowy na miejscu tragedii, pozwoliły, by to Rosjanie ich zastąpili w tym działaniu. Sami, siedząc w hotelowym zaciszu i racząc się przyjemnościami sauny, przyjęli za prawdziwe to, co im darowali ludzie z FSB, a nadto nie zabezpieczyli w ogóle materiału dowodowego, który przypadkiem wpadł w ich ręce. Pomijając dziecięce wręcz dyletanctwo, na pierwszy rzut oka widać, że materiał, na którym pracowały wspomniane komisje, był co najmniej wątpliwy, jeśli nie przekreślił w ogóle wyników ich prac. Dziwi tylko (a może nie dziwi) bezkrytyczne zaufanie „ponoć profesjonalistów” do tego materiału i brak jakiejkolwiek próby sprawdzenia rzetelności zarówno naszych służb, jak (a może przede wszystkim) rzetelności działania Rosjan.
Kierunek – wschód. Tam musi być jakaś cywilizacja
Ten bezkrytycyzm wobec działań Rosji i brak chociażby metodycznej nieufności wobec dostarczonych materiałów nie jest jednak niczym dziwnym. Przynajmniej część naszego społeczeństwa ciągle tkwi mentalnie w czasach podporządkowania się zewnętrznemu „Wielkiemu Bratu”. I nie dotyczy to tylko starszego pokolenia. Dywagacje wokół pomnika ku czci ofiar tragedii smoleńskiej, jaki stanął na pl. Piłsudskiego w Warszawie, które snuli przedstawiciele partii założonej przez R. Petru, najlepiej to pokazują. Jeden z przedstawicieli tejże oświadczył był bez mrugnięcia okiem, iż pomnik ten trzeba będzie przenieść, jeśli nie rozebrać całkowicie. Ciekawym jest właśnie to. Ludzie, którzy snują plany rozbierania pomnika polskich patriotów, nie mają żadnych wątpliwości, gdy idzie o pomniki najeźdźców. Ileż rejwachu było ze strony tejże partii, gdy szło o degradowanie w wojskowej szarży kolaborantów sowieckiej władzy czy też gdy podjęto decyzję o obniżeniu uposażenia emerytalnego dla dawnych funkcjonariuszy UB i SB. Płacz nad rozbieranymi pomnikami „wdzięczności” dla radzieckich towarzyszy można jeszcze jakoś uzasadnić. Przecież nie mieliby gdzie zapalać zniczy, jak robiono to w 2010 r. Owo uzależnienie mentalne jest uzasadniane przez wyżej wymienionych i wspomnianą część polskiego społeczeństwa tzw. realizmem geopolitycznym. Nie sposób jednak nie zauważyć, że – jak zawsze w polskiej historii, tak również i teraz – stoi za tym zwykły strach, jeśli nie coś więcej. Osławione „zielone ludziki” to nie tylko desanty wojsk specjalnych na tereny przeznaczone do okupacji, ale także utrzymywanie agentów wpływu. Nie mówię, iż ci właśnie politycy są nimi, ale sterowalność niektórych polskich „patriotów” w latach poprzednich dość jasno wskazuje, iż z taką sytuacją możemy mieć i dzisiaj do czynienia.
Nie wstanę. Tak będę leżał
Wiwisekcja polskiej duszy jest ciągle dokonywana. W całej otoczce działań niektórych polskich działaczy życia publicznego, które ujawniły się w czasie obchodów rocznicy Smoleńska, doskonale to widać. Pocieszającym dla nas wszystkich jest to, iż część nawet tamtej strony zaczyna postrzegać te działania jako żenujące. Wektor „polityki wstydu” na szczęście został już trwale przesunięty. I to jest powód do radości. Niestety, jest jeszcze wciąż grupa rodaków, którzy wybierają pozycję horyzontalną względem naszych wschodnich sąsiadów. Jeśli nawet nie leżą przed nimi twarzą do ziemi, to postawę klęczącą mają w genach. Pozostaje tylko zacytować wieszcza: „Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi”.
Ks. Jacek Świątek