Nasz kościół to cud!
Parafia Surgut jest trzy razy większa od terytorium Polski. Ks. Jarosław trafił tu po raz pierwszy w 2002 r. Był proboszczem w Tobolsku. Przyjechał, by odprawić Mszę św. dla siedmiu osób, z których tylko czworo umiało się przeżegnać. Liturgię sprawował w prywatnym mieszkaniu. Potem zaczął odwiedzać miejscowych katolików częściej. Aby się z nimi spotkać, pokonywał autem aż 600 km. Zimą uciążliwym towarzyszem podróży był mróz, a latem owady. Kiedy w Tobolsku pojawił się drugi kapłan, ks. Jarosław przybył do Surgutu na stałe. – Katolicy pojawili się tu przed 20-30 laty. Przyjechali w poszukiwaniu pracy przy wydobyciu ropy naftowej i gazu. Na błotach tundry, ogromnych przestrzeniach tzw. „Północy”, zaczęły powstawać nowe miasta. Wcześniej można było tu spotkać jedynie ludność miejscową: Chantów i Mansów, którzy do dziś hodują renifery, ubierają się w ich skóry – opowiada kapłan.
Błogosławiony siew
Pierwsze Msze św. odprawiane były w mieszkaniach wiernych, potem do tego celu zaczęto wynajmować stołówkę. 1 maja 2003 r. katolików w Surgucie odwiedził biskup J. Werth z Nowosybirska. – Gdy zobaczył, że na Eucharystię zbiera się ponad 50 osób, powiedział: „Trzeba tu zarejestrować nową parafię i zbudować kościół. Niech ksiądz się tym zajmie” – wspomina ks. J. Mitrzak. ...
Agnieszka Wawryniuk