Nasza drabina do nieba
O podzielenie się osobistym świadectwem dotyczącym modlitwy różańcowej poprosiliśmy zelatorki Kół Żywego Różańca. Żadna z nich nie odmówiła. Podkreślały, że mówienie o Różańcu daje radość i jest bardzo potrzebne. Barbara Siłakowicz, dekanalna zelatorka z Białej Podlaskiej, już na wstępie zaznacza, że Różaniec daje jej wyciszenie. Łączy go z medytacją. Rozważając poszczególne tajemnice, omadla trudne sprawy i zawierza decyzje, które ma podejmować. - Czuję też ochronę. Wiem, że zło nie wedrze się do mojego życia - przekonuje pani Barbara. - Różaniec rodzi we mnie radość z tego, że żyję w wierze katolickiej.
Ja ciągle go odkrywam, zmagam się z nim i do niego dojrzewam. Codziennie rano odmawiam tajemnice radosne. Jeśli pozwalają na to czas i możliwości, modlę się nim także podczas codziennych zajęć. Różaniec towarzyszy mi w podróży i podczas bezsennych nocy. Propaguję go we wspólnocie parafialnej – dodaje, tłumacząc, że kiedyś myślała, iż dla Boga trzeba czynić wielkie rzeczy. – Dziś wiem, że wystarczy tak niewiele, taka mała dziesiątka Różańca. Jeśli odmawiamy ją sercem, znaczy więcej, niż długie czuwania w kościele – zaznacza.
Ponad pół wieku
Na panią Barbarę duży wpływ miała jej babcia. – Ona nigdy nie rozstawała się z różańcem. Czułam się przy niej bezpieczna – wspomina. – W miarę dorastania coraz bardziej odkrywałam wartość Różańca. Dziś jest on moim przyjacielem. Kiedy nie mogę znaleźć na niego czasu, czuję, że czegoś zaczyna mi brakować – opowiada B. Siłakowicz. Zaznacza, że owocami modlitwy różańcowej są jej mąż, dzieci, które nie stronią od kościoła, a także posługa w parafii.
– Wzięliśmy ślub 7 października, czyli w święto MB Różańcowej. ...
Agnieszka Wawryniuk