Nasze własne picipolo
„Grać w picipolo” i „robić kogoś w bambuko” miały znaczenie dość zbliżone. Ostatecznie jednak największymi przegranymi byli ludzie, którzy obstawiali zwycięzcę w danej rozgrywce. O ile nic nie tracili, gdy stawką była tylko zabawa, o tyle trudniejsze stawało się obstawianie kwot finansowych, gdyż wynik do końca nie był znany, a prognoz nie dało się na niczym oprzeć. Widz więc był najbardziej poszkodowany, podczas gdy gracze raczej nie. Coś podobnego widać w dzisiejszej rozgrywce politycznej w Polsce, ale nie tylko. Idiotyzm obecnej sytuacji oddają chociażby organizowane ponoć „oddolnie” protesty w sprawie wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Otóż ich „organizatorzy” sami nazywają je „czarnymi marszami”, a kolor ten jest dominujący w szeregach manifestantów.
Tymczasem w jednej z miejscowości pobito księdza, ponieważ jego czarny strój miał sugerować przynależność do… bojówek nazistowskich. Przyznacie Państwo, że coś tu nie gra. Zresztą same „panienki z zawodu” wyją z wściekłości i wzywają policję, gdy ktoś, zwracając się do nich, użyje najpopularniejszego hasła ich marszu. Nietrudno więc zauważyć istny wylew idiotyzmu. Głupot związanych z obecnymi protestami jest jeszcze więcej i trudno je wszystkie opisać. Tym, co najbardziej cierpi na tych wydarzeniach, jest po prostu logiczne myślenie, które staje się coraz częściej produktem deficytowym. Płynność i zmienność zasad w tych kryteriach ulicznych jest tym większa, im częściej ich „organizatorzy” zmieniają zdanie co własnej przyszłości. Panie z „wierchuszki” raz oznajmiają, że nie chcą pełnić żadnych funkcji społecznych czy rządowych, a następnie w szczerości wyznają, że chciałyby zostać np. ministrem pracy. Oznacza to jedno: nie mamy do końca jasnego oglądu co do celu tychże demonstracji. Jeśli „wierchuszka” sama nie wie, co chce, to jak mogą wiedzieć to ci, którzy z durnawymi transparentami chodzą po ulicach? Sam fakt, iż na ulice wyciągane są dzieciaki w wieku dorastania, wskazuje na to, iż nie o jakiekolwiek racjonale zachowania w tym wszystkim chodzi. A to prowadzi nieuchronnie do stwierdzenia, iż jądro rządzące tą sytuacją znajduje się w całkiem innym miejscu niż nam się wydaje.
Kontekst pandemiczny
Rozgrywanie polskiego społeczeństwa wydaje się także mieć swoje miejsce w walce z koronawirusem. Wszyscy już dzisiaj dostrzegają chaotyczność, jeśli nie całkowitą bezradność ośrodków rządzących w walce z pandemią. Co ciekawe, owa bezradność to nie tyle brak środków czy możliwości, ale niezborność systemowa. Znane są przypadki wpychania na kwarantannę ludzi i diagnozowanie u nich zarażenia wirusem, gdy tymczasem ludzie ci nie mieli nawet wykonanych testów. Wpisanie takich ludzi na listę zakażonych lub przynajmniej zmuszonych do kwarantanny skutkuje prostym rozwścieczeniem elektoratu. Podobnie rzecz ma się z zamykaniem cmentarzy na dzień przed świętami. Pandemonium, jakie miało miejsce w piątek po 16.00 w okolicach miejsc pochówku, rozwścieczyło nawet najbardziej zagorzałych zwolenników obecnej władzy. Tego rozdrażnienia nie zahamuje nawet wykupywanie chryzantem i innych towarów kwiatowych od stratnych kupców. Prosty rzut oka na obostrzenia i ich skutki wykazuje dobitnie, że najbardziej „stratne” w całej walce z pandemią są kościoły i szkoły, czyli elementy społecznego ładu odpowiedzialne za podtrzymywanie i kształtowanie tożsamości narodowej i spójności państwowej. Innymi słowy: dziwną rzeczą jest, iż polska władza podcina żywotne korzenie własnego narodu. W podobny sposób należy spojrzeć na zamieszanie wokół spraw rolniczych. W końcu najbardziej przywiązaną do tradycji i najmniej podatną na zmienności była i jest polska wieś. I nie idzie tu tylko o „dobrostan” futerkowych „braci mniejszych”, ale o rozedrganie stałej do tej pory opoki naszej państwowości. Nie jest to, jak się wydaje, zupełnie w interesie rządzących (nie tylko obecnie). Znamiennym jest również milczenie w tej sytuacji „guru totalnej opozycji”, który od czasu do czasu coś tam bąknie, ale by zająć jakieś stanowisko, to już nie. Można więc odnieść wrażenie, iż także w tym przypadku mamy do czynienia z jakąś dziwną pozarządową siłą, która dąży do chaosu w naszym kraju.
Ważne graffiti końcowe
Ktokolwiek z czytelników zetknął się z malowaniem sprejem po ścianie, co nazywane jest sztuką graffiti, ten wie dokładnie, iż ostateczny wynik jest całkowicie nie do uchwycenia w czasie „procesu twórczego”. Coś podobnego mamy dzisiaj w naszej ojczyźnie. Nie do końca mam przekonanie, iż jest to próba siłowego stworzenia „polskiego Majdanu” i przejęcia władzy. Zresztą w tej sytuacji przejmowanie władzy równałoby się z politycznym samobójstwem. Destabilizacja naszej części kontynentu europejskiego, w której dominującą rolę pełni Polska (co zresztą przyznaje już coraz więcej państw naszego regionu) jest na rękę tylko tym siłom, które od wieków ponad naszymi granicami podają sobie ręce i wiążą się interesami ekonomicznymi. W tych sojuszach polityka odgrywa rolę jedynie dekoracyjną. Owszem, jest jeszcze jedno miejsce w świecie, które znieść nie może zwrotu konserwatywnego (przynajmniej po części) w naszym regionie, gdyż połączenie tego z odnowieniem się konserwatywnym w Stanach Zjednoczonych może zagrozić tworzeniu Nowego Ładu Światowego. Oczywiście, można to zakryć śmiechem o spiskowych teoriach, ale logicznie rzecz biorąc, taki obraz wyłania się z tego, co się dzieje. Istotne dla procesu myślowego pytania „dlaczego?” i „po co?” wcześniej czy później doprowadzą do tychże stwierdzeń. Czy się przed tym obronimy? To pytanie zostawiam Państwu na czas obchodów Narodowego Święta Niepodległości. Obyśmy je świętowani jeszcze długo…
Ks. Jacek Świątek