Nauczyć się żyć
Posługują się emocjonalnymi argumentami naprędce skleconymi z elementów przeszłości, kawałków współczesności i marzeń o przyszłym. Zawsze mają rację i są przekonani o własnej mądrości. Jeden refren powtarza się w ich tekstach i przemowach: my wiemy najlepiej, co było i co będzie. Zadawanie im pytań jest cokolwiek płonnym zajęciem, gdyż nie można uzyskać odpowiedzi od przekonanych o własnej doskonałości. Zaś wskazywanie płynności ich poglądów i zmienianie ich pod wpływem takich czy innych doniesień i publikacji medialnych, których kopiowanie wręcz uwielbiają, jest komiczną i tragiczną wręcz procedurą.
Niestety z takimi prorokami i wizjonerami nie tylko przychodzi nam dzisiaj żyć, ale ich wpływ na społeczeństwo jest aż nadto wielki. Często dzisiaj piątą kolumnę wroga na naszych terenach pełnią nie uśpieni agenci, lecz idioci przekonani o własnych zdolnościach wizjonerskich.
Black and white
Owi wizjonerscy idioci mają tę właściwość, iż niezależnie od sytuacji starają się ukazywać świat w silnych kontrastach. Granica pomiędzy dobrem i złem, między bielą i czernią jest dla nich dość silnie zarysowana i łatwo rozróżnialna. O ile tak zarysowana wizja świata bywa przydatna w rozważaniach teoretycznych w celu wskazania ukrytych przesłanek, o tyle w opisie rzeczywistości staje się toporną próbą wykazania się znajomością rzeczy przy całkowitej ignorancji. Dziennikarka stacji od prawdy przez całą dobę, która proponuje, by Ukraina zamknęła swoją przestrzeń powietrzną, bo wówczas Rosjanie nie będą mogli z wysokości razić bombami miast i wsi, to tylko nikła ikona tego, co mam na myśli, mówiąc o tychże idiotach. Przykładów zresztą jest więcej. Feministycznie nadęta felietonistka gazety wybiórczo traktującej świat, która w trakcie wizyty polityków europejskich w Kijowie w felietonistycznym szale dopytuje się, gdzie jest wicepremier Kaczyński, to jeden z przejawów tejże mentalności. Publicysta katolickiego tygodnika, z zapałem nazywający Putina szaleńcem i psychopatą, też jest tego dobrym przykładem. Rzeczywistość z całą paletą niuansów jest dla nich największą zmorą i największym wrogiem. Serwowana przez nich ocena tego, co wokół nas, nie służy przecież wyjaśnieniu innym, o co właściwie toczy się gra, ale jest elementem autopromocji i nieustannego utrzymywania się na powierzchni dziennikarskiego bagna. Niestety często do tego dodaje się polewę o proweniencji religijnej. Traktowanie tego, co dzieje się na Ukrainie, w kategoriach apokaliptyczno-mistycznych może z jednej strony być wyrazem jakiegoś rozpaczliwego poszukiwania wyjaśnienia sytuacji, ale bardziej stanowi wyraz niedoinformowania i jest tandetnym sposobem zyskiwania słuchaczy lub czytelników.
Misja kontra realizm
Ten typ komentatorów rzeczywistości łączy jeszcze jedna cecha. Są przekonani o własnym przeznaczeniu wobec rzeczywistości. Oni po prostu mają misję do wykonania. Nieważne, czy otrzymali ją od kogoś, czy też uroili sobie w głowie, rodząc ją z własnych problemów psychicznych. Oni są od ruszania z posad bryły świata. Niestety ta maniera mentalna jest najdokładniejszym odwzorowaniem ideologicznej wizji świata. Człowiek nią ogarnięty w gnostycznym szale nie liczy się z niczym, co jest, gdyż własne rojenia zalewają mu mózg, by zacytować klasyka. Ideologia nie jest tylko uzasadnieniem dla wyrywania paznokci więźniom czy też ich likwidacji poprzez strzał w tył głowy. Ideologia to fałszywy obraz rzeczywistości, w którym własne przekonanie stawia się wyżej niż samą rzeczywistość. Stosowany w niej opis świata służy urojonemu celowi, a nie rozstrzygnięciu jaka jest prawda. Owszem, jest jeszcze element robienia kariery poprzez wysforowanie się w jakimś temacie, co doskonale widać po stronie niektórych z zapałem tropiących dzisiaj w Kościele afery obyczajowe, albo też poprzez zwykłe lizusostwo, które każe wchodzić z zapałem i lubością w pewien fragment struktury anatomicznej aktualnie dzierżących władzę w tej czy innej organizacji. Wspomniana powyżej ewentualność nie niweczy jednak zacietrzewienia ideologicznego, a tylko je wzmacnia. Dodaje bowiem krwiożerczego zapału do podejmowania urojonej misji. Jeśli się takim osobom da władzę chociażby poprzez dopuszczenie ich do komentowania rzeczywistości, wówczas tragedia jest gotowa. Miazga ich postrzegania świata połączona z przekonaniem o misyjności względem świata grozi wulkaniczną erupcją szamba. A dodatkowo jak ugryzienie rodzi kolejne zombie. Być może właśnie dlatego dzisiaj szarzy się wśród nas postawa tzw. dobroludzizmu, ponieważ jej ustawiaczami są nie lewaccy szarlatani, ale komentatorzy religijni z kawką w ręku i domowych bamboszach oceniający np. to, co dzieje się na Ukrainie. Ich mistyczne wynurzenia są tylko zasłoną dymną dla zwyczajnego lenistwa, a ideologia stanowi najdoskonalszy element uzasadniający ich istnienie. Jeśli jeszcze czują w sobie misję, to gratuluję nam przyszłości.
Bombą w to szambo
Czasem bywa i tak, że w celu dotarcia do sedna rzeczy trzeba mocnego uderzenia. Nie chcę ironizować sytuacji dramatycznej na Ukrainie, ale być może niektórym z naszych polskich komentatorów przydałoby się uderzenie bombowe z góry. W tym przypadku wojna jest doskonałym weryfikatorem, ujawniającym skrywane myśli i realne postawy. Uczy życia, prawdziwego życia. Ujawniając charaktery, odrzuca na bok ideologie i misyjności. Ta operacja wcześniej czy później ukazuje, kto jest prawdziwie bojownikiem, a kto przy pierwszej lepszej okazji podaje tyły. Tak było w czasie nawały bolszewickiej w 1920 r., w czasie której jedni szli do boju z krzyżem w dłoni, a inni uciekali z własnych placówek parafialnych (warto poczytać pisma bp. H. Przeździeckiego). Niezależnie od tego, czy na naszym niebie ujrzymy samoloty z obcymi znakami na skrzydłach, warto zapamiętać: szamba się nie zasypuje. Szambo się oczyszcza lub wysadza w powietrze. Także szambo mentalne.
Ks. Jacek Świątek