Nawadnianie w cenie
A z tym nie jest dobrze. Rolnicy próbują, jednak niewielu z nich wnioskuje o pieniądze z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, ponieważ przeraża ich procedura, która wiąże się z przygotowaniem skomplikowanej dokumentacji. W minionym roku w województwie lubelskim przyjęto zaledwie 32 wnioski o stworzenie systemu nawadniania do upraw rolniczych. - Być może inwestycje byłyby większe, gdyby nie fakt, że przepisy i procedury są na tyle skomplikowane oraz zniechęcające, że mało kto podejmuje się złożenia dokumentów - tłumaczy Karol Kłopot, główny specjalista ds. warzywnictwa Lubelskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Końskowoli.
A jest o co powalczyć, ponieważ w naszym kraju odnotowujemy małe opady roczne, wysoką ewapotranspirację (proces parowania terenowego) i mały udział dopływu rzecznego spoza kraju. Ograniczone zasoby wodne mogą w przyszłości stanowić barierę rozwoju gospodarczego kraju oraz negatywnie wpływać na stan środowiska i jakości życia społeczeństwa.
Kolejny nabór wniosków na systemy nawadniania potrwa od 31 stycznia do 1 marca. I chociaż susza dotyka Polskę od lat, obawy rolników potęguje fakt, że nawet jeśli założą system nawodnienia, kiedy przyjdzie ekstremalna susza i zostanie uznana za klęskę żywiołową, wojewoda może w ramach rozporządzenia zakazać korzystania z wody do celów innych niż bytowe. Wówczas nawet ci, którzy mają przyznane pozwolenie wodno-prawne nie będą mogli jej używać do upraw.
Duże potrzeby
W naszym kraju istnieją trzy rodzaje korzystania z wody z: powszechne, zwykłe szczególne. – Powszechne to używanie jej do naszych codziennych czynności: kuchnia, łazienka, rekreacja, korzystanie z jezior itp. – wylicza K. Kłopot. – Drugi, czyli zwykłe korzystanie z wód, jest obarczone wielkościami, których nie można przekroczyć, np. korzystanie ze studni do 30 m głębokości, pobór wód podziemnych lub wód powierzchniowych w ilości średniorocznie nieprzekraczającej 5 m³ na dobę lub stawu (zbiornika wodnego), ale nie większego niż 5 tys. m² napełnianego wodami opadowymi i roztopowymi. Kiedy wychodzimy poza te wielkości, mamy do czynienia ze szczególnym korzystaniem i tutaj jest miejsce systemów nawodnieniowych – precyzuje.
Biorąc pod uwagę fakt, że na terenie województwa lubelskiego jest duża liczba upraw malin, truskawek itp., a w ostatnich latach występują problemy z opadami, istnieje duża potrzeba nawadniania. – Bo są lata w miarę sprzyjające, ale mieliśmy też bardzo ubogie w opady i właśnie wtedy ludzie zaczęli inwestować – dodaje K. Kłopot. – Trzeba jednak zauważyć, iż często było to nawadnianie bez zawiadamiania Wód Polskich – tłumaczy, podkreślając, że każdy pobór wody do nawadniania z ujęć podziemnych głębszych niż 30 m, powinien być zgłoszony. Jak zauważa specjalista, osoba posiadająca studnię głębinową do 30 m głębokości może korzystać z niej w celu nawadniania, ale jedynie do 1825 m³ na rok, średniorocznie nie więcej niż 5 m³ na dobę. To pozwala rolnikowi w jakiś sposób zaspokoić zapotrzebowanie na wodę w czasie niedoboru, o ile ma małe gospodarstwo czy uprawę, np. 1 ha malin. Bo wówczas realnego nawadniania, biorąc pod uwagę odległość nasadzeń i fakt, czy jest ono prowadzone profesjonalnie, wychodzi ok. 30 a. W przypadku głębszych studni należy uzyskać pozwolenie wodnoprawne z ustalonymi zasadami poboru wody, które należy raportować, jak również liczyć się z możliwością kontroli weryfikacyjnej przez pracownika Wód Polskich. Schody pojawiają się, gdy małe gospodarstwa planują powiększać areały nawodnieniowe i tu rozwiązaniem może być profesjonalny system nawadniania pozwalający wprowadzić wymierne oszczędności w zużyciu wody. Ale do tego potrzebny jest sterownik, zawory, czujniki wilgotności, spięty system dający możliwość nawadniani wtedy, kiedy faktycznie zaistnieje potrzeba, a nie odkręcenia kranu i lania wody.
Droga, ale opłacalna
Rolnik, który zaczyna interesować się tym tematem, nie powinien obawiać się opłat za wodę, bo jej koszt w przypadku poboru wody do nawadniania upraw wynosi 15 gr za m³. – Dla rolnika to żaden koszt – zauważa K. Kłopot, dodając, że większy stanowi koszt energii niezbędnej do przetransportowania wody do kwatery wymagającej nawodnienia.
Wartość takiej inwestycji może być bardzo różna, w zależności od stopnia profesjonalizmu, rozbudowania itp. – Ale przy naprawdę suchym roku może się zwrócić w sezon albo dwa – podkreśla K. Kłopot. – Dlatego do tematu trzeba podejść rozsądnie i zamiast kupowania kolejnych czy nowszych ciągników, które na niewiele się zdadzą, gdy plon będzie mały ze względu na suszę, zainwestować w nawadnianie – tłumaczy, precyzując, że dzięki temu rolnik sam może poprawić warunki do wzrostu roślin, dzięki czemu inwestycja zacznie się zwracać i podnosić jakość oraz ilość plonów. – Bo jeżeli nie ma wody, nie ma znaczenia, jaki np. nawóz zostanie użyty, bo on po prostu nie zadziała bez najważniejszego czynnika wegetacyjnego dla rośliny, czyli wody. W efekcie gospodarstwo będzie miało większą możliwość zawarcia umów kontraktacyjnych i będzie się rozwijać – puentuje.
Fachowcy podpowiadają
LODR Końskowola prowadzi projekt, który ma uświadomić rolnikom, jak ważne jest w dzisiejszych czasach racjonalne gospodarowanie wodą. Jego cel to zwiększenie efektywności wykorzystania wody i zminimalizowanie jej strat. By to osiągnąć, rolnicy powinni wykorzystać oszczędne metody nawadniania połączone z nawykiem poszanowania tego surowca. Istotne jest także wprowadzenie metod integrowanego nawadniania, polegające na tym, by nawadniać tylko wtedy, gdy przyniesie to oczekiwane efekty związane ze zwyżką plonu i poprawą jego jakości. Kluczowe znaczenie ma też zastosowanie automatyki nawadniania, która wyeliminuje możliwość popełnienia błędów przez użytkownika, a tym samym obniży straty wody.