Nic tak nie łączy ludzi jak wspólne śpiewanie
Grają i śpiewają na scenie już od 20 lat. Występują na różnego rodzaju uroczystościach i imprezach gminnych oraz powiatowych, biorą udział w dożynkach i przeglądach piosenek. W swoim repertuarze mają pieśni okolicznościowe, ludowe, kościelne, kolędy, a także widowisko prezentujące dawne zwyczaje i obrzędy weselne. Poza sceną przyjaźnią się i pomagają sobie nawzajem. - Bo nic tak nie łączy ludzi jak wspólny śpiew - podkreśla Krystyna Kędzierska, kierownik Ale Bab.
Historia powstania zespołu łączy się z działalnością Koła Gospodyń Wiejskich w Berezie. – Inicjatorką była jego przewodnicząca Teresa Zofia Byczyk. Pewnego dnia zaproponowała należącym do koła koleżankom, z którymi występowała na dożynkach przy akompaniamencie akordeonisty Jana Giersza: „Może byśmy razem pośpiewały?”. Pomysł bardzo się spodobał i tak to się zaczęło – opowiada Teresa Sawczuk, kronikarka zespołu.
Pierwszy skład stanowiły T.Z. Byczyk, Danuta Struk, Teresa Korniluk, Danuta Romaniuk. Na akordeonie towarzyszył im J. Giersza, a na skrzypkach Franciszek Sawczuk. Zespół zadebiutował jesienią 2001 r. podczas otwarcia przebudowanego Domu Ludowego w Berezie. Potem dołączyły kolejne panie – K. Kędzierska, Teresa Nikończuk, Maria Rabek, Barbara Tchórznicka – a w 2002 r. powstała kapela ludowa, w której grali: na akordeonie J. Giersz, na bębenku – Marian Rabek, a na skrzypcach – F. Sawczuk.
Skąd pomysł na nazwę zespołu? – Z pomocą przyszło życie – śmieje się K. Kędzierska i opowiada: – Pierwszego roku działalności nasze panie, kobitki dobrze zbudowane, pojechały na dożynki do Białej Podlaskiej. Kiedy niosły wieniec, ktoś krzyknął: „Ale wieniec!”. Na to jeden z przyglądających się z zainteresowaniem panów dodał głośno: „Ale jakie baby!”. To była zabawna sytuacja, która zapadła w pamięć, stąd nazwa zespołu.
Wzruszenie ściskało za gardło
Ale Baby śpiewają stare pieśni ludowe, okolicznościowe, weselne przyśpiewki, kolędy, pieśni wielkopostne. Źródłem bogatego repertuaru jest głównie tradycja ustna, w tym przekazy rodzinne, wioskowe, ale też stare śpiewniki przekazywane z pokolenia na pokolenie. – Mamy również utwory, które napisałyśmy same. Zajmowała się tym T. Byczyk, a i mnie zdarzyło się coś stworzyć. Zawsze miałam przy sobie notes i długopis, bo nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie natchnienie. Gdy jakiś pomysł pojawiał się w głowie, natychmiast go zapisywałam, bo myśl łato przychodzi, ale i odchodzi – mówi T. Sawczuk.
W swoim repertuarze mają też widowisko o obrzędach weselnych, bez których dawniej nie mógł obejść się żaden ślub.
Zespół występował na różnego rodzaju uroczystościach gminnych czy powiatowych. – Jeździłyśmy też na przeglądy pieśni maryjnej. Kiedy tak stałyśmy w kościele przed ołtarzem i śpiewałyśmy o Matce Bożej, to czasami aż wzruszenie ściskało za gardło – dodaje pani Teresa.
Jak w rodzinie
Próby zespołu odbywają się raz w tygodniu w budynku punktu bibliotecznego bądź w remizie w Berezie. – Na wsi zazwyczaj jest dużo pracy, ale jak ktoś chce, zawsze znajdzie czas. Poza tym próby to odpoczynek. Człowiek trochę się rozerwie, pośpiewa, herbatkę się wypije. Jest fajnie, jak w rodzinie. Tyle lat razem śpiewamy, że zżyliśmy się ze sobą. Jak w czasie pandemii nie można było się spotykać, to brakowało nam siebie – twierdzi K. Kędzierska.
– Oj tak, tęskniło się, tęskniło – dodaje T. Sawczuk. – Niby są telefony, ale to nie to samo. Jesteśmy jak rodzina, choć odmienne zdania też się zdarzają, bo jedna chce śpiewać coś wolniejszego, druga z kolei woli żywsze piosenki. Jak w życiu. Ważne też, że mamy, gdzie się wygadać. Opowiadamy o dzieciach, wnukach, wymieniamy się przepisami. Uczestniczymy również w rodzinnych uroczystościach, np. na jubileuszu mojego małżeństwa śpiewały właśnie Ale Baby – opowiada.
Siłą rzeczy w życie zespołu zaangażowani są też członkowie rodzin. – Moja synowa również śpiewa, a na próby czasem zaglądały wnuczki naszych pań, więc mamy cichą nadzieję, że Ale Baby przetrwają, bo muzykę ludową warto przekazywać z pokolenia na pokolenie. A jak ktoś raz ją pozna, to będzie pielęgnował i kochał do końca życia – podkreśla T. Sawczuk.
MD