Nie bójmy się konfliktów!
Z czego wynika kwestia różnicy zdań między ludźmi? Każdy z nas jest inny i różnica zdań wydaje się być oczywista, nieunikniona. Konflikty pojawiają się tam, gdzie ludzie wchodzą ze sobą w relacje - w rodzinie, szkole, miejscu pracy, zamieszkania. Są zjawiskiem zupełnie naturalnym i rozwojowym - o ile szukamy konstruktywnych sposobów na radzenie sobie z nimi. Czynników, które wywołują spory, może być wiele. Wyróżniamy jednak dwa główne mechanizmy ich powstawania.
Są to konflikty na tle potrzeb oraz o podłożu wartości. Grunt – to nie wpadać w panikę, ale umiejętnie sobie z nimi radzić.
Mimo wszystko słowo „konflikt” wywołuje negatywne skojarzenia. Czy sporów da się uniknąć?
Niestety nie, ale nie bójmy się nieporozumień w codziennych sytuacjach życiowych. Czasem rodzice mogą mieć mylne przeświadczenie, że konflikty w domu są dowodem ich rodzicielskiej niezaradności. Nic podobnego! Musimy bowiem sobie uświadomić, że w społeczności, jaką jest rodzina, sytuacje sporne będą się zdarzać. Konflikt jest zdrowym objawem, uczy dziecko i pokazuje, że ma ono swoje zdanie, prawa, myśli, potrzeby oraz oczekiwania.
Jako pedagog często spotykam rodziców, którzy myślą, że ich dziecko powinno być podobne do nich, mieć zbliżony typ osobowości, że uda się je wykreować według siebie i że to klucz do uniknięcia nieporozumień. To błędna postawa, która może wpędzać dziecko w poczucie ogromnych oczekiwań, a rodzica w olbrzymią frustrację. Nie da się konfliktu uniknąć, można nim tylko zarządzać.
Konflikt pomaga nam budować własną osobowość?
Zdecydowanie tak, bo poznajemy siebie, innych ludzi, uczymy się tej naszej „inności” i „różnorodności”. To niezmiernie ważne w procesie wychowawczym dzieci i młodzieży. Jeśli dobrze będziemy zarządzać konfliktami, to w życiu dorosłym dziecko będzie głębiej patrzyło w siebie. Nauczy się strategii rozwiązywania sporów, łatwiej będzie sobie radziło z różnymi wyzwaniami – w szkole, pracy i swojej przyszłej rodzinie.
Jak zatem zarządzać konfliktem?
To zależy od sytuacji. Warto jednak na początku sobie uświadomić, że nie wszystko jest tylko czarne lub białe, czasem trzeba poszukać środka… W przypadku konfliktu potrzeb dobrym sposobem jest postawa rodzica-negocjatora. Negocjacje są najbezpieczniejszą formą, która szanuje dwie strony. Nie ma tu przegranych, wygranych, postawy sędziego, który rozstrzyga wszystko na sztywno.
Od czego zaczynamy? Od przyczyny. Dziecko, szczególnie małe, nie powie nam o problemie tak jak dorosły, tylko okaże swoje niezadowolenie przez bunt, wchodzenie w sytuacje konfliktowe. My, dorośli, poprzez aktywne słuchanie i pomoc w nazywaniu uczuć oraz emocji, które w dziecku siedzą – takie jak złość czy zdenerwowanie – oraz ich akceptowaniu, pomagamy młodemu człowiekowi również zrozumieć siebie.
Rozmawiałam kiedyś z rodzicami czteroletniego chłopca, który bardzo nie lubił chodzić do kościoła. Za każdym razem były nerwy, płacz, irytacja dziecka, no i rodziców. Na pierwszy rzut oka był to konflikt wartości – rodzice chcą chodzić do kościoła, chcą przekazać dziecku tę wartość, jaką jest wiara, religia, a kilkulatek się buntuje. Generalnie nie powinno być w tym temacie dyskusji. Ale gdy wzięliśmy problem pod lupę, okazało się, że mamy do czynienia z konfliktem potrzeb. Kiedy bowiem rodzice zaczęli rozmawiać z dzieckiem na temat uczuć towarzyszących mu podczas każdego niedzielnego wyjścia, chłopiec wyznał, że tak się denerwuje, bo rodzina zawsze późno wychodzi, nie ma gdzie usiąść w kościele, musi stać, a jego bolą nogi… Do tego doszedł fakt, że kilkuletnie dziecko nie jest jeszcze tak bardzo zainteresowane treścią nabożeństwa, nie rozumie wszystkiego, nudzi mu się i fizycznie nie daje rady. Stąd te wyjścia do kościoła kojarzyły się dziecku źle i stały się przyczyną konfliktu.
To świetny przykład, że warto dociekać, wzajemnie się słuchać…
Prowadząc „Szkołę dla rodziców i wychowawców”, często proponuję takie sprawdzone sposoby na rozwiązywanie nieporozumień, jak metoda bez porażek, która przewiduje sześć kroków. To forma zbliżona do stylu negocjacyjnego, który szanuje dwie strony. Na początku – rozpoznajemy konflikt i nazywamy go. Żeby to zrobić, trzeba najpierw opanować swoje emocje – drogi rodzicu! Dać sobie chwilę, ochłonąć, nabrać dystansu, zastanowić się i przeanalizować przyczynę konfliktu. Czasem nawet warto wrócić do tematu następnego dnia. Druga rzecz – to zrozumienie dziecka, uszanowanie jego granic i potrzeb. Pytajmy, dociekajmy: „Wydaje mi się, że to cię złości. Czy mam rację?”. Wówczas możemy usłyszeć: „nie, to zupełnie nie o to chodzi” albo „tak, masz rację”. Wtedy jesteśmy bliżej celu. Rodzic to taki przewodnik w konflikcie. Następnie wspólnie szukamy satysfakcjonujących rozwiązań. Bez narzucania czegokolwiek, ale z poszanowaniem zdania drugiej osoby. Nie krytykujmy, lecz wspierajmy w poszukiwaniu rozwiązań. I nawet gdyby pomysły zaproponowane przez dziecko wydawały się nam irracjonalne, zupełnie nie do przyjęcia – zapisujmy je. A potem krytycznie oceńmy zebrane propozycje i wybierzmy to, co razem uznamy za najlepsze. To bardzo ważne, by obie strony się na dane rozwiązanie godziły. Na koniec – wdrażamy je w życie, próbujemy, czy się sprawdza. A gdy przychodzą trudności w jego realizacji ze strony dziecka, odwołujemy się do postanowień: „pamiętasz, razem podjęliśmy taką decyzję”.
Po pewnym czasie możemy wrócić do rozmowy i zapytać: „jak twoim zdaniem sprawdza się nasz pomysł?”; „wydaje ci się, że to rozwiązanie było ok?”. O to właśnie chodzi w stylu negocjatora. Słuchanie, rozumienie, szanowanie potrzeb dziecka, a nie stosowanie ścisłych książkowych regułek – to główne zasady, którymi powinniśmy się kierować w procesie wychowawczym.
A gdy kłóci się rodzeństwo…
…rodzic nie zawsze powinien wkraczać. Oczywiście wszystko zależy od tego, na jaką skalę są te nieporozumienia. Drobne spory, słowne przepychanki – rodzeństwo powinno rozstrzygnąć między sobą. W ten sposób dzieci poznają siebie, bo muszą umieć sobie radzić w relacjach. Natomiast jeśli konflikt trwa długo i idzie w złym kierunku, wówczas rodzic powinien wkroczyć – być negocjatorem, ale stanąć w środku konfliktu, i zająć się tylko i wyłącznie problemem. Wysłuchać obu stron, uszanować uczucia i emocje oraz potrzeby, a następnie poszukać rozwiązania.
Konflikty są nam bardzo potrzebne! Choć są trudne i stanowią duże wyzwanie w życiu, to są jednocześnie bardzo rozwijające. Są integralną częścią naszego życia, należy się więc z nimi oswoić i uznać jako coś normalnego w codziennych sytuacjach.
Na koniec – anegdota: trójka dzieci znalazła dynię. Doszło do sporu. Jedno bowiem chciało zrobić z niej lampion, drugie – pestki, a trzecie – zupę… Finalnie okazało się, że nie ma konfliktu, a potrzeby wszystkich „zainteresowanych” dynią można bez problemu pogodzić. Tak samo w życiu – dobrze zarządzane konflikty sprawiają, że nie ma wygranych, przegranych, a każdy problem da się mądrze rozwiązać.
Dziękuję za rozmowę.
IZU