Region
Źródło: Podlasie24
Źródło: Podlasie24

Nie chcą zamykać firm

Protestujemy, aby pokazać, w jak ciężkiej sytuacji znalazła się branża transportowa i turystyczna w wyniku epidemii i związanych z nią obostrzeń - mówili przewoźnicy.

W piątek 30 października ulicami miasto przejechało ok. 20 autokarów i busów oznaczonych biało-czerwonymi flagami. W trwającej przez kilka godzin manifestacji wzięło udział kilkudziesięciu przedsiębiorców z Siedlec, Węgrowa, Sokołowa Podlaskiego, Łukowa, Mińska Mazowieckiego, Łosic i innych miejscowości subregionu. Protestujący złożyli swoje postulaty w starostwie powiatowym, delegaturze urzędu marszałkowskiego i urzędzie miasta. Pikieta zakończyła się przed biurem posła Krzysztofa Tchórzewskiego i senatora Waldemara Kraski, gdzie odbyła się konferencja prasowa. Przedstawiciele branży transportowej i turystycznej zaapelowali do władz lokalnych i rządu o wsparcie. - Chcemy zwrócić uwagę na nasze problemy nie tylko u najwyższych władz, ale też w samorządach, które dotują swój własny transport i nie pozwalają nam zarabiać - mówili protestujący.

Przekonywali, że ogłoszona niedawno tarcza branżowa ich eliminuje. – Od połowy marca, przez kwiecień, maj, czerwiec, lipiec, sierpień mieliśmy praktycznie zero wyjazdów. Nie było pasażerów, których gros stanowią uczniowie. Wszystko stało tyle miesięcy, a przez ten czas ponosiliśmy opłaty. Dopiero wrzesień był pierwszym miesiącem, kiedy zaczęliśmy zarabiać. I teraz to właśnie wrzesień, w którym po pół roku odnotowaliśmy wzrost, ma być miesiącem porównawczym do uzyskania zwolnienia z ZUS i otrzymania postojowego. To jest po prostu kuriozum. Tarcza mija się z celem – przekonywała jedna z protestujących, zwracając uwagę, że prywatni przewoźnicy inwestują ogromne pieniądze w tabor, muszą płacić podatki, umowy leasingu, spłacać kredyty. – Nikt nam tego nie sponsoruje – podkreśliła.

 

Droższe bilety to nie rozwiązanie

Przewoźnicy przekonywali, że nie mogą wprowadzić droższych biletów, bo stracą klientów. – Mam 98-procentowy spadek obrotów. To jest praktycznie na przeżycie. Okazjonalnie zawiezie się gdzieś pracowników do pracy. Wszystkie kraje europejskie mają jakieś dofinansowania. A my nie dostajemy praktycznie nic. Jesteśmy małą grupą, więc nie możemy tak strajkować, ale też nam się coś należy. Tyle lat płacimy podatki, a dostajemy jakieś ochłapy – tłumaczył kolejny protestujący.

Przewoźnicy przekonywali, że mimo iż miesięcznie tracą po kilkadziesiąt tysięcy złotych, nie chcą zwalniać pracowników i zamykać firm. Chcą być pewni, że przetrwają kryzys spowodowany pandemią.

HAH