Nie chcemy inteligenta
Część z „wyselekcjonowanych” osób to mniej lub bardziej rozpoznawalni politycy. Części zdecydowana większość wyborców zupełnie nie kojarzy. Po kilku debatach, wywiadach oraz szeregu medialnych wypowiedzi widać, że wielu chętnych do objęcia stanowiska głowy państwa zupełnie się do tego nie nadaje. W gronie kandydatów na prezydenta są osoby inteligentne i mniej rozgarnięte. Skrajnie prawicowe i na wskroś lewicowe. Podobające się kobietom i takie, na których zagłosują wyłącznie mężczyźni.
Mamy przyjaciół Putina i ulubieńców Trumpa. Zupełnie nowe produkty obecnego systemu, a także starych partyjnych wyjadaczy. Osoby walczące o polityczne być albo nie być oraz ludzi usiłujących wypromować swoje biznesy i nazwiska. Są tacy, którzy zbierając 100 tys. podpisów, postanowili wystartować „dla beki”. Mamy osobników zmieniających co kilka dni zdanie w kluczowych dla państwa kwestiach oraz kandydatów od lat wiernych swoim poglądom i przekonaniom. Są patrioci i kosmopolici.
Z takiego grona musimy wybrać człowieka będącego przez kolejnych pięć lat głową państwa. Prezydenta będącego m.in. zwierzchnikiem sił zbrojnych. Kogoś, kto będzie miał prawo weta do wszystkich ustaw, jakie przejdą przez parlament i które staną się obowiązującym prawem dopiero po złożeniu przez niego podpisu. Osobę mianującą i odwołującą przedstawicieli Polski za granicą, mogącą stosować prawo łaski, nadawać polskie obywatelstwo oraz ordery i odznaczenia.
Do wyborów zostało ledwie kilka dni, zaś trwająca od wielu miesięcy kampania wkroczyła w ostatnią, najostrzejszą fazę. I właśnie w kontekście składanych przez kandydatów obietnic warto się zastanowić, na ile są one realne i możliwe do zrealizowania przez przyszłego „wodza narodu”.
W naszym systemie prawnym prezydent nie ma dużej władzy rozumianej jako zdolność tworzenia prawa. Może wprawdzie przedstawiać własne inicjatywy w formie ustaw, ale staną się one obowiązującym prawem dopiero po przegłosowaniu w sejmie i senacie. To – jak wiadomo z doświadczenia – wcale nie jest proste. Prezydent może natomiast być skutecznym hamulcowym inicjatyw rządowych. Odrzucenie jego weta wymaga większości konstytucyjnej, a o nią, zwłaszcza w okresach rządów koalicyjnych, jest niezwykle trudno.
Kreowanie się w trakcie debat czy wieców wyborczych na kogoś wszechmogącego, kogoś, kto zrealizuje wszystko, co dziś obiecuje, jest zwykłym oszustwem. Ludzie, którzy łykają takie obietnice, dają dowód na to, że nic nie wiedzą o systemie władzy w Polsce – kraju, w którym żyją, robią zakupy, pracują, wypoczywają, płacą podatki i planują przyszłość swoich dzieci.
Czas kampanii wyborczej to czas, w którym demokracja przegrywa z dwulicowością i zwykłym krętactwem stosowanymi tylko po to, by zdobyć poklask tłumów. Jako ogłupiany tłum musimy jednak oddzielić ziarno od plew i wybrać głowę państwa godną kraju z ponadtysiącletnią historią. 18 maja każda rozsądna Polka i każdy rozsądny Polak mają prawo głosować na kandydata swoich marzeń, ale 1 czerwca należy odrzucić wszystkie sentymenty i ratować kraj przed uśmiechniętą ekipą Tuska, zwłaszcza jego partyjnym zastępcą, będącym – jak ogłoszono ostatnio – „absolutnie klasycznym, wręcz książkowym przykładem polskiego liberalnego inteligenta”.
Leszek Sawicki