Nie dziwi mnie bunt przedsiębiorców
Panie Rzeczniku, przedsiębiorcy są na skraju wytrzymałości. Wielu z nich podkreśla, że po tym lockdownie już się nie podniesie i część z nich otwiera swoje biznesy, stosując różne fortele. Czy dziwi Pana ten bunt przedsiębiorców?
Nie dziwi. Wiele branż nie może funkcjonować od października, a niektóre, jak np. targi, właściwie od marca ubiegłego roku. To musi rodzić frustracje, zwłaszcza że nie wszyscy przedsiębiorcy są objęci tarczami lub otrzymali wsparcie w takim zakresie, które pozwala im przetrwać ten czas. Jestem zwolennikiem otwierania gospodarki przy reżimach sanitarnych i uzależniania skali otwarcia od aktualnej sytuacji epidemicznej. Gdyby rząd zapowiedział jakieś ograniczenia po kilku miesiącach względnie normalnej działalności, reakcja przedsiębiorców byłaby bardziej spokojna. Firmy chcą znać perspektywę, co się musi stać, aby ponownie mogły się otworzyć.
Gdy jej nie ma, przedsiębiorcy decydują się na desperacki ruch w postaci prowadzenia swoich usług wbrew aktualnym przepisom epidemicznym.
Wielu przedsiębiorców twierdzi, iż zamykanie firm to nie jest rozwiązanie. Powinny one pracować, stosując się do wymogów sanitarnych, bo – jak uważają właściciele biznesów – ograniczać należy kontakty społeczne jak np. w Szwecji czy Szwajcarii. Co Pan o tym sądzi?
Już rok temu przy naszym wsparciu przedsiębiorcy wypracowali z Głównym Inspektoratem Sanitarnym i resortem rozwoju standardy sanitarne, które pozwalają otworzyć się w sposób maksymalnie bezpieczny dla klientów. Zainwestowano w to niemałe pieniądze, bo płyny dezynfekcyjne, pleksi, dobrej jakości maseczki dla pracowników także kosztują. W tym kierunku należy iść, gdyż samo zamykanie przedsiębiorstw pociąga za sobą olbrzymie straty i wiele osobistych dramatów, a w niewielkim stopniu zmniejsza kontakty społeczne. Zamiast w restauracji ludzie spotykają się w domu, różnicy dla rozprzestrzeniania się wirusa nie ma żadnej, a traci na tym tylko restaurator, u którego normalnie osoby te zostawiłyby pieniądze.
Przypomnijmy, że w Szwecji jedyną twardą restrykcją – poza limitami na uroczystościach, zgromadzeniach publicznych itp. – jest zakaz sprzedaży alkoholu w restauracjach po 20.00. Większość usług działa normalnie, a liczba zachorowań bynajmniej nie jest większa niż w Polsce. Nie jestem epidemiologiem, lecz powinniśmy skupić się na bardziej punktowej walce z wirusem, a nie zamykać wszystko, co tylko się da. Od roku można zauważyć, że taktyka ta ma ograniczoną skuteczność, ale za to przynosi olbrzymie skutki gospodarcze i społeczne.
Jak powinno wyglądać wsparcie rządu, żeby przedsiębiorcy nie łamali zakazów i mogli w spokoju o los firmy oraz swoich rodzin czekać na odwrót pandemii?
Wsparcie powinni dostać wszyscy zamknięci przepisami antycovidowymi. Należy także dokonać pewnych zmian na polu komunikacji. Rząd powinien szybciej ogłaszać projekty rozporządzeń, by przedsiębiorcy nie byli zaskakiwani z godziny na godzinę. Poza tym trzeba jasno powiedzieć, dlaczego obostrzenia są wprowadzane i co ma się wydarzyć, by były one ograniczane bądź znoszone.
Antidotum dla ratowania gospodarki miała być tzw. tarcza finansowa, czyli wsparcie z Polskiego Funduszu Rozwoju. Szybko pojawiły się jednak głosy, że zasady przyznawania pomocy nie są jasne, zbyt ogólne, a w wielu branżach zbyt ostre. Czy te obawy się potwierdzają?
W tarczy finansowej, podobnie zresztą jak w branżowej, zdecydowano się na reglamentację środków wsparcia ze względu na kod PKD. To rodzi szereg problemów, zdarzają się nierzadko przypadki, w których przedsiębiorcy wypadają z systemu. Dzieje się tak z kilku powodów: kiedy przedsiębiorca prowadzi działalność, której nie ujęto w kodach PKD (mimo zamknięcia wielu sprzedawców z galerii jest w takiej sytuacji, np. sklepy z kosmetykami, zabawkami, jubilerzy); gdy przedsiębiorca ma działalność, którą niby może prowadzić bez większych ograniczeń, ale okoliczności powodują, że nie ma to sensu (np. sklep znajdujący się na terenie pustej szkoły czy uczelni albo sklep z pamiątkami w okolicy zamkniętych atrakcji turystycznych). Kolejny przypadek – przedsiębiorca prowadzi działalność pod innym dominującym kodem PKD niż ten wpisany do rejestru REGON, bo np. przy przebranżowieniu tego dominującego kodu nie zmienił. Możliwość brania pod uwagę pozostałych kodów uwzględnia jedynie tarcza finansowa Polskiego Funduszu Rozwoju. Taki właściciel biznesu nie może skorzystać np. ze zwolnienia z ZUS. Inna sytuacja – przedsiębiorca prowadzący działalność od 2020 r., choć tutaj jest odwrotnie: o ile w tarczy branżowej wsparcie otrzyma, o tyle już z PFR jest wykluczony. Jak sami państwo widzą, lista takich przypadków jest całkiem długa. Dlatego jako rzecznik postuluję stworzenie systemu, dzięki któremu wsparcie otrzymają wszystkie zamknięte firmy. Spadek o 70% – bez względu na PKD – powinien załatwić ten problem. Niestety, rząd jak na razie nie przychyla się do tej koncepcji.
Instytucja rzecznika małych i średnich przedsiębiorstw jest stosunkowo młoda, ale chyba pandemia jeszcze dobitniej pokazała jak bardzo była potrzebna. Co w tym trudnym czasie pandemii udało się załatwić Panu dla polskich firm?
Wspomniana kwestia ujęcia wszystkich kodów PKD w PFR była przeze mnie zgłaszana. Udało nam się także pomóc młodszym firmom dostać wsparcie z tarczy branżowej, bowiem spadek przychodów można porównać z wrześniem 2020 r., który był ostatnim miesiącem przedlockdownowym. Codziennie zajmujemy się wieloma sprawami interwencyjnymi i nierzadko z sukcesem udaje nam się pomóc przedsiębiorcy uzyskać wsparcie.
Jak wiele firm zgłasza się do Pana o pomoc w związku z koronawirusem i jakie są to branże?
W ostatnim czasie przychodzi do nas ponad 500 pism tygodniowo. Najwięcej, oczywiście, z branż najbardziej poszkodowanych – turystyka, gastronomia, sport. Im więcej restrykcji, tym lista zgłaszających się jest dłuższa. Ostatnio kontaktują się z nami także branże niezamknięte, ale mające problemy z innego powodu, np. przez wzrost absencji zaczyna brakować rąk do pracy w handlu. Dlatego poparłem apel o szybsze szczepienie kasjerek i innych pracowników tej branży.
Z jakimi sprawami – poza tymi związanymi z pozyskaniem wsparcia od państwa w ramach programów osłonowych – zgłaszają się przedsiębiorcy?
Pojawiają się chociażby prośby o interwencje w celu przesunięcia terminów wejścia w życie nowych obowiązków dla przedsiębiorców, np. kas online dla gastronomii, czy wydłużenia terminu na złożenie sprawozdania finansowego. Cieszy nas, że często te postulaty znajdują zrozumienie w rządzie, w tym przypadku w ministerstwie finansów. Poza tym covid nie zlikwidował innych problemów – wciąż zgłaszają się przedsiębiorcy będący w sporze z organami podatkowymi i innymi instytucjami publicznymi. Nasze biuro – jak szpital – musi obsłużyć zarówno przedsiębiorców „covidowych”, jak i „niecovidowych”. Staramy się, jak możemy, by pomóc każdemu, kto się do nas zgłosi.
Dziękuję za rozmowę.
MD