Kultura
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Nie mam do dzisiaj innych snów jak tylko koszmarne

Elżbieta Dzikowska, znana dziś podróżniczka, towarzyszka egzotycznych wojaży Tony’ego Halika, w 1952 r. - jako 15-latka - została aresztowana przez Urząd Bezpieczeństwa za przynależność do antykomunistycznej organizacji Związek Ewolucjonistów Wolności (ZEW) w Międzyrzecu Podlaskim. Była przetrzymywana w radzyńskiej placówce UB.

Józefa Elżbieta Górska urodziła się 19 marca 1937 r. w Międzyrzecu Podlaskim, który w tamtych czasach przynależał do powiatu radzyńskiego. W biografii pt. „Tam, gdzie byłam”, która ukazała się w 2013 r. nakładem wydawnictwa Bernardinum, wspomina m.in. o swoim pobycie w areszcie przy ul. Warszawskiej 5a w Radzyniu Podlaskim, gdzie w latach 1944-1954 działała katownia UB. „W 1951 r., kiedy byłam w trzeciej klasie liceum, kolega ze starszej klasy Witold Żyluk zwerbował mnie do podziemnej organizacji młodzieżowej” - czytamy w książce „Tam, gdzie byłam”. Elżbieta miała wtedy 14 lat.

„W sumie było nas kilkanaścioro. Wiele zebrań odbyło się w moim domu, pod nieobecność mamy. Ponieważ w Międzyrzecu stacjonowała jednostka rosyjska, powody powstania tej organizacji były raczej patriotyczne niż ideowe: co tak młodzi ludzie mogli wiedzieć o komunizmie? Chyba to, że groził rusyfikacją, a temu należało dać odpór. Było w tym więcej emocji niż świadomości” – podkreśla, wyjaśniając, czym zajmował się wówczas ZEW: „Rozrzucaliśmy ulotki, pisaliśmy na ścianach patriotyczne hasła i odezwy, rozbijaliśmy jajka na portretach Stalina i innych komunistycznych przywódców”. Największą akcją przeprowadzoną przez organizację – jak wspomina E. Dzikowska – było rozkręcenie szyn pod jadącym z Moskwy do Warszawy pociągiem Mitropa. „Na szczęście do wypadku nie doszło, jechało tym pociągiem mnóstwo niewinnych cywilów” – dodaje globtroterka, podkreślając, iż był to moment przełomowy w działalności ZEW: „Rozkręcone przez kolegów [tory] zostały zauważone, a może obserwowano nas wcześniej i świadomie czekano na moment, kiedy można było złapać konspiratorów na gorącym uczynku?”.

 

Zażądali, abym z nimi jechała

Po nieudanej akcji rozpoczęły się aresztowania członków ZEW. E. Dzikowska była wówczas na wakacjach u cioci w Żerocinie. „13 lipca 1952 r. zjawiło się tam dwóch panów w cywilnych ubraniach i zażądali, abym z nimi jechała”. Trafiła na posterunek w Międzyrzecu Podlaskim. „Czas zaciera wspomnienia, chyba przewieziono nas najpierw do więzienia w Radzyniu, potem do Białej Podlaskiej, następnie do Lublina. Wszystko działo się jak w złym śnie, najbardziej martwiłam się o matkę i babcię. W Lublinie trafiłam najpierw do więzienia na ulicy Chopina, umieszczono mnie w izolatce, gdzie dwie trzecie zajmowała drewniana prycza i cały czas paliła się żarówka. (…) Po kilku dniach przeniesiono mnie na Zamek, tam, gdzie niegdyś osadzony był ojciec” – wspomina na kartach biografii.

 

Przeżyłam więcej, wiem więcej

E. Dzikowska w więzieniu spędziła kilka miesięcy. „Nie byłam torturowana, ale często przesłuchiwano mnie w nocy, po wiele godzin, z silną lampą bijącą prosto w oczy”. W więzieniu nauczyła się alfabetu Morse’a, by móc się porozumiewać ze współwięźniarkami, wystukując słowa przez ścianę. Choć w akcie oskarżenia widniał wyrok dożywocia, Elżbieta wyszła na wolność po kilku miesiącach dzięki amnestii. Nie bez znaczenia był także fakt, iż nie miała wówczas ukończonych 18 lat. Swój pobyt w więzieniu określa jako koszmar, ale jednocześnie twierdzi, iż tamte doświadczenia wzmocniły ją jako człowieka: „Oczywiście był to czas przykry, stracony. Ale wydaje mi się, że nie do końca zmarnowany. Może dzięki tym przeżyciom potrafię odróżnić lepiej niż inni dobre od złego i to docenić? Chyba też potrafię być twardsza, bardziej odporna na przeciwności losu, których przecież nie brakuje. Paradoksalnie – więzienne doświadczenie, choć tragiczne, w pewien sposób wzbogaciło mnie, zahartowało. Przeżyłam więcej, wiem więcej… Nie mam jednak do dzisiaj innych snów jak tylko koszmarne”.

 

Lepiej nie zaznawać złego

– W 2016 r. E. Dzikowska była gościem 16 edycji „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami”. Przeprowadziłem wtedy z nią wywiad, w którym zapytałem o pobyt w areszcie UB przy ul. Warszawskiej 5a. Jej odpowiedź była następująca: „W 1952 r. zostałam aresztowana. Siedziałam właśnie wtedy dwa dni w radzyńskim areszcie, dwa czy trzy dni w Białej Podlaskiej, chyba dzień w Międzyrzecu Podlaskim, a potem pół roku na Zamku w Lublinie. Nie myślę jednak często o tym, jestem optymistką i najważniejsze jest dla mnie to, co będzie, a nie to, co było. Przyszłość. Uważam też, że jak się nie zazna złego, to się nie doceni dobrego, chociaż lepiej tego złego jednak nie zaznawać” – mówi Robert Mazurek, dyrektor Radzyńskiego Ośrodka Kultury i prezes Radzyńskiego Stowarzyszenia „Podróżnik”.

MD