Nie można zgubić wrażliwości
Powróciła w Polsce dyskusja o przyjmowaniu migrantów. Przywódcy europejscy proponują mechanizm tzw. relokacji. Polska miałaby potencjalnie zobowiązać się do przyjmowania ok. 2 tys. ludzi rocznie, co wywołało ostry sprzeciw rządu. Czy słusznie?
Temat nie jest nowy. Sytuacje, do których dochodziło w zachodniej Europie, a ostatnio zamieszki we Francji - po zastrzeleniu przez policjanta młodego Francuza arabskiego pochodzenia - spowodowały lawinę dyskusji na temat przyjmowania migrantów. Nie mamy jednak do czynienia z nową falą napływu takich osób, jaka miała miejsce w 2015 r. Te fale mają związek z określonymi wydarzeniami w krajach, z których takie osoby uciekają.
Są to często działania zbrojne, nasilenie terroru przez lokalne władze czy wina „systemu” wykluczającego całe grupy społeczne, zmuszając wiele osób do opuszczenia swojego kraju. Natomiast to, co dzieje się w kwestii konkretnych liczb związanych z przesiedleniami, ma najczęściej charakter polityczny.
Wiąże się to z wprowadzaniem mechanizmów, które miałyby być utrwalane albo wprowadzane na stałe, co zawsze jest krzywdzące i niebezpieczne dla dwóch stron. Systemowo nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jaka w przyszłym roku albo za kilka lat będzie potrzeba przyjęcia osób szukających schronienia i bezpiecznego domu na terenie Polski czy UE. Szukanie takich żelaznych rozwiązań według tzw. kwot nie jest dobre dla całościowego patrzenia na tę sytuację. Właściwe byłoby wypracowanie takich rozwiązań, które pomogłyby tym ludziom w sposób jak najbardziej konkretny, a nie polegający na przewożeniu ich z jednego kraju do innego, który ma jeszcze rezerwy, bo nie wypełnił kwot. Konwencja Genewska daje przede wszystkim prawo i możliwość wszystkim osobom szukającym schronienia zagwarantowania bezpiecznego miejsca tam, gdzie jest to możliwe. ...
Kinga Ochnio