Nie pisze się w sposób świadomy
Autor znanych i uznanych powieści oraz dramatów przyjechał do Siedlec 25 maja, na zaproszenie Miejskiej Biblioteki Publicznej. Debiutował w 1967 r. powieścią „Nagi sad”. Publikuje rzadko, ale każda jego książka to literackie wydarzenie. Umieszczany jest zazwyczaj w kontekście literatury chłopskiej, jednak krytycy zgodni są co do tego, że twórczość Myśliwskiego ma rangę uniwersalną.
Jakie emocje towarzyszą pisarzowi, kiedy stawia kropkę po ostatnim zdaniu powieści? – No, różnie to bywa. Pani mnie pyta, jaką ja radość wynoszę z pisania prozy. Nie wynoszę żadnej radości, żadnej przyjemności, ponieważ ogarniają mnie na ogół wątpliwości, jakie to jest. Wątpliwość towarzyszy całemu procesowi pisania – odpowiadał prowadzącej spotkanie Agnieszce Osmólskiej-Ilczuk. – Nie pisze się w sposób świadomy. Gdybym chciał napisać książkę w sposób świadomy, byłaby to książka niedobra. Pisze się intuicyjnie, na chybił-trafił, jak zdanie poniesie. Zdania same niosą.
– Nie uprawiajmy mitologii, że pisanie to jest jakiś akt sakralny. To jest akt nieokiełznanej woli – mówił Myśliwski. I przekonywał, że o tym, jaka jest książka, nie decyduje pisarz, lecz czytelnik. To czytelnik uzupełnia ją swoją wyobraźnią, swoją wrażliwością, swoim doświadczeniem, swoją wiedzą; konfrontuje ją ze swoim życiem, z życiem swoich bliskich. W ten sposób powstaje inna wersja książki niż napisał autor. To czytelnicy uświadamiają autorowi, co napisał, a nie on czytelnikom. – Gdybym chciał uświadamiać czytelnikom, co napisałem, to musiałbym z każdym toczyć spór, fałszywy spór, dlatego że musiałbym wiedzieć, jaka jest idea tej książki – dzielił się swoimi przemyśleniami autor „Kamienia na kamieniu”. – I co ja chciałem w niej napisać, z czym ja się chciałem podzielić. A ja tego nie wiem. Bo ja piszę też intuicyjnie. Umiałbym się wyspowiadać z tego, dlaczego jakaś postać albo jakiś fragment, albo jakiś dialog jest u mnie. Piszę, bo coś mi się wydało w tym takiego sympatycznego.
Pisać prawdziwie
Kryminały? Nie, nie czyta. Podobnie jak literatury science fiction. Te pierwsze są przegadane – szkoda czasu na czytanie kilkuset stron, skoro z dwóch ostatnich można się dowiedzieć, kto zabił. A science fiction jest niesprawdzalne. Pisarz powinien pisać o tym, czego sam dotknął. Przykładem tego jest chociażby jego „Ostatnie rozdanie”. – Ja sam byłem pokerzystą – przyznawał Myśliwski. – Moja żona tu świadkiem – powoływał się na autorytet towarzyszącej mu Wacławy Myśliwskiej. Grać w pokera nauczył się w wieku kilkunastu lat. W czasie okupacji do jego wsi przyjeżdżało z miasta mnóstwo ludzi na handel. Między innym także pokerzyści. I oni właściwie doprowadzili do tego, że wieś stała się hazardowa. Chłopi dali się ponieść pokerowi. – Ja najpierw przypatrywałem się zza pleców – wspominał pisarz. – Miałem wujka, takiego pokerzystę, nauczyłem się grać i później sam grałem. W liceum grałem, na studiach grałem jakiś czas, po studiach – czasami udało mi się wygrać spore pieniądze. Moja żona ma pamiątkę po moim sukcesie pokerzysty. Kiedyś wygrałem tyle, że postanowiłem kupić jej prezent – srebrną puderniczkę, która wtedy kosztowała krocie. Ma ją do dnia dzisiejszego. Więc to, co w „Ostatnim rozdaniu” piszę o pokerze, jest prawdziwe po prostu.
Jestem facetem
Nie przykłada wagi do wyglądu zewnętrznego kreowanych w swoich utworach postaci. Charakteryzuje je od środka. – Nieważne, jak bohater wygląda, ważne, jak się zachowuje, co robi, co i jak mówi. Bo mowa wyraża człowieka. Nie pismo. A więc to, jak ludzie mówią, a nie jak piszą. Prawdziwy język to język mowy ludzkiej. Ten pisany jest językiem sztucznym. Nikt nie mówi tak, jak się pisze. Na przykład chłop pańszczyźniany, choć zniewolony, w jednym był wolny – w materii języka. Tworzył język mówiony, jego własny. Musiał nazwać – więc nazywał – otaczającą go rzeczywistość. Choć swoje związki z wsią określa Myśliwski mianem luźnych, przyznaje, że dorastanie na wsi zaowocowało znajomością języka i życia jej mieszkańców, co pozwala mu kreować prawdziwe obrazy. W swoich powieściach pokazał też, że jest znawcą kobiecej duszy. Czy nie kusi go więc narracja z perspektywy kobiety, skoro tyle o niej wie? – A po co? – żachnął się na taką sugestię pisarz. – To by było sztuczne – jestem facetem. Mogę wtrącić na przykład listy kobiety i to będzie kobieca narracja, ale żeby tak całą książkę pisać…
O internecie i planach
Nie obyło się też bez rozmów na tematy nieliterackie. – Pan nie lubi internetu – prowokowała A. Osmólska-Ilczuk. – Widzi pan w nim zagrożenie. A szans żadnych? Dobra, które przynosi nam wiedzę, informacje? – Nie widzę – odpowiadał nieugięcie rozmówca . – Internet jest właściwie w tej chwili najgroźniejszym agentem. Człowiek wobec internetu staje się bezbronny. Internet jest jak narkotyk. Uzależnia ludzi. A ja nie mam takiej potrzeby. Nie używam internetu.
Co do planów wydawniczych, Myśliwski nie dał się namówić na zwierzenia dotyczące „Ucha Igielnego” – jego nowej, niewydanej jeszcze powieści. Podobnie jak na wymienienie z nazwiska dobrze rokujących polskich pisarzy. Nie podoba mu się, że są tacy, którzy piszą kilka książek na raz. Wydają co najmniej jedną w roku, żeby być na topie. Jest jednak kilku, których ceni.
Dodać należy, że w trakcie spotkania pisarz chętnie wchodził w dialog z jego uczestnikami, później zaś niezmordowanie podpisywał swoje utwory.
Anna Wolańska