Komentarze
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Nie rzucim?

Pośród wielu jubileuszy, które w tym roku obchodzimy, o jednym jakoś nic nie słychać.

Wspominaliśmy rocznicę zwycięskiej bitwy pod Grunwaldem, hucznie, choć w atmosferze nie do końca uroczystej, obchodziliśmy 30-lecie strajków gdańskich, zapoczątkowujących falę zmian w całym naszym regionie, a środowiska niepodległościowe wspomniały również rocznicę bitwy pod Kłuszynem, będącej świadectwem niepodległościowego myślenia naszych przodków. Nie zabrakło także Fryderyka Chopina z związku z rocznicą jego urodzin. W tym bitewno-strajkowo-muzycznym gwarze zaginęła gdzieś 100 rocznica pierwszego publicznego wykonania pieśni, która dzisiaj dla wielu stanowi nieformalny hymn naszego państwa, do czego po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. nawet pretendowała, ostatecznie przegrywając jedynie z Mazurkiem Dąbrowskiego. A chodzi o „Rotę” – wiersz Marii Konopnickiej, do którego muzykę napisał Feliks Nowowiejski. Pieśń ta stała się nawet po 1991 r. hymnem polskich okręgów autonomicznych na Litwie, nieuznanych zresztą przez tamtejsze władze. Dlaczego wokół tejże pieśni takie dzisiaj milczenie? Może dlatego, że pieśń oddaje to, co niemożliwe do ujęcia w słowa, a co stanowi o podstawie naszej narodowości i kultury.

„Polski my naród… królewski szczep…”

Jednym z zasadniczych momentów tegoż utworu jest wyraźne poczucie dumy z przynależności do narodu polskiego. Nie jest to jednakże zwykła pycha. Można powtórzyć za Charlesem de Gaullem: „Patriotyzm jest wtedy, gdy na pierwszym miejscu jest miłość do własnego narodu; nacjonalizm wtedy, gdy na pierwszym miejscu jest nienawiść do innych narodów niż własny.” Opiera się nie na poniżeniu innych narodów, ale na świadomości własnego wybrania. Owo wybranie nie oznacza ekskluzywizmu, ale raczej uznanie Bożej Opatrzności, dzięki której Bóg dał nam życie w konkretnym miejscu i w konkretnym czasie. Rodząc się zostałem wprowadzony w konkretną kulturę, dającą mi sposób życia na ziemi. Jest on dla mnie darem. Nie wybrałem go sobie, ale zostałem nim obdarowany. Zaś obdarowanie zakłada również powołanie. Bóg nigdy nie każe człowiekowi żyć poza czasem i przestrzenią, ale wyznacza mu miejsce na ziemi, aby stawała się ona dla niego domem w czasie doczesnej pielgrzymki. Naród jest więc swoistym gniazdem, w którym wykluwa się w pełni moje ludzkie oblicze. A to oznacza coś więcej. Moja przynależność narodowa staje się dla mnie nie tylko skarbem, ale i zadaniem. Prof. Bogusław Wolniewicz w jednym z programów telewizyjnych powiedział, iż „patriotyzm to jest przywiązanie do własnej Ojczyzny, a Ojczyzna to trzy wielkie rzeczy wspólne: wspólna mowa, wspólna ziemia i wspólna pamięć.” O ile w przestrzeni publicznej w naszej dzisiejszej mentalności funkcjonują dwa pierwsze funktory patriotyzmu, najczęściej sprowadzane do pojęcia małej ojczyzny, a przez to redukowane do jakiegoś skrawka ojcowizny, o tyle brakuje tego ostatniego – wspólnej pamięci. Pamięci, która nie doszukuje się w przypływie jakiegoś mentalnego masochizmu tylko i wyłącznie wad narodowych, ale przede wszystkim dostrzega wielkość i piękno dziejów tejże wspólnoty. Braki i wady nie mogą być przedmiotem głównych rozważań, lecz stanowić jedynie uzasadnienie dla wzmacniania tego, co dobre. Nasza narodowa duma każe nam stanąć pośród narodów świata jak równy pośród równych i nie żebrać na kolanach o uznanie. Niestety, utrwalany przez niektórych publicystów oraz polityków obraz Polski jako „brzydkiej panny”, spazmatycznie poszukującej kawalera na salonach świata i nieustannie doganiającej coraz to inne narody, wciska w naszą mentalność poczucie niższości i wstydu z polskości. Szermując na liczne sposoby słowami Jana Pawła II, zapominamy o tych wypowiedzianych we Włocławku w 1991 r. w kontekście naszego „wchodzenia” do Europy: „Przede wszystkim my wcale nie musimy do niej wchodzić, bo my w niej jesteśmy.” A słowa „Roty” dośpiewują: „W Ojczyzny imię i w jej cześć podnosim czoła dumne.”

„Duch będzie nam hetmanił”

Tekst utworu Marii Konopnickiej wskazuje jeszcze jeden ważny aspekt w rozważaniach nad naszą polskością. Jest to jej duchowy charakter. Ojczyzna, będąc sferą pamięci, ale pamięci żywej, jest rzeczywistością niematerialną. Chociaż wyraża się w dziełach tworzonych z materii, jej zasadniczą kanwą jest duch. Konstytutywnym więc jej elementem jest element duchowy. Kardynał Wyszyński w liście do wiernych z sierpnia 1977 r. napisał: „Nie wolno tworzyć dziejów bez dziejów; nie wolno sprowadzać Narodu na poziom zaczynania od początku, jak gdyby tu, w Polsce, dotąd nic wartościowego się nie działo; nie wolno milczeć, gdy na ostatni plan w wychowaniu młodego pokolenia spycha się kulturę rodzimą, jej literaturę i sztukę, jej wypróbowaną moralność chrześcijańską oraz związek Polski z Kościołem Rzymskim i z przyniesionymi do Polski wartościami Ewangelii, krzyża i mocy nadprzyrodzonych. Nasza godność narodowa wymaga, byśmy oparli się tej zarozumiałości, z jaką lekceważone jest wszystko, co polskie, na rzecz tak obcego nam importu.” Ewangeliczna wizja ściśle związała się z naszą kulturą narodową, do tego stopnia, że nie można jej już z niej wyrwać. Wszelkie zabiegi, dążące do oderwania narodu od Chrystusa są działaniami na rzecz zniszczenia narodu. Spojrzenie na świat i zasady moralności chrześcijańskiej stały się sednem naszej kultury narodowej, jakby jej sercem. Niezależnie od przynależności konfesyjnej każdy z nas nosi w sobie jej zasadniczy zrąb, bo na niej ufundowane jest nasze sumienie. Wyrywanie serca zawsze kończy się śmiercią. W wymiarze narodowej kultury również. Owo hetmanienie ducha, o którym pisała w „Rocie” Konopnicka, to wezwanie do pielęgnowania przywiązania do tegoż serca narodu. Nie oznacza to wywyższania jednej religii, ale stanowczy sprzeciw wobec deprecjonowania duchowego elementu narodu, jego serca, opartego o krzyż Chrystusa.

„Nie pójdziem żywo w trumnę”

Wydaje się, iż słuszność ma Bertrand Russell, gdy pisze, iż „patrioci zawsze mówią o umieraniu za kraj, a nigdy o zabijaniu za kraj.” Miłość ojczyzny, wyrastająca z ducha wdzięczności Bogu i pokoleniom, które były przed nami, zawsze zakłada element ofiary, czyli umiejętności przedkładania spraw wspólnych ponad własne interesy. Niestety, obserwując dzisiejszą rzeczywistość, można powtórzyć frazę z piosenki Lecha Makowieckiego, opisującą pokolenia czasów ostatniej wojny: „Oni walczyli za kraj w potrzebie. Kto ich zastąpi? Nie wiem…” I jakoś samotnie brzmią słowa Jana Pawła II, wypowiedziane w siedzibie UNESCO w 1980 r.: „Jestem synem Narodu…”

Ks. Jacek Świątek